Naukowcy się bawią

Joanna M. Kociszewska

O konsekwencjach będzie się myśleć potem, jeśli w ogóle. I zapewne będzie to problem zupełnie innych osób.

Naukowcy się bawią

Brytyjscy naukowcy otrzymali zgodę na rozpoczęcie badań nad modyfikowaniem genów ludzkich zarodków - doniósł wczoraj PAP. Bioetycy komentują, że to kontrowersyjne, bo może doprowadzić do "projektowania dzieci na zamówienie". A ja się dziwię, że dopiero na tym poziomie widzą problem...

Jak mają wyglądać wspomniane badania? Bierzemy kilkudniowe zarodki, pochodzące z programu in vitro ale już niepotrzebne, i sprawdzamy, co spowoduje konkretna modyfikacja, czyli za co odpowiada konkretny gen. Po 7 dniach zarodki będą niszczone. Może to w przyszłości umożliwić - wyjaśnia dyrektor Instytutu Paul Nurse - skuteczniejsze leczenie chorób w rodzaju HIV lub chorób dziedzicznych, takich jak dystrofia mięśni.

Pierwszy problem bioetyczny, jaki tu się pojawia, wynika z faktu, że dokonujemy eksperymentów na ludziach. Eksperyment ma przynieść wiedzę, ale dla zarodka, którego dotyczy, nie jest konieczny ani nawet wskazany. Jest zabójczy.

Drugi problem dotyczy potencjalnych korzyści. Być może faktycznie uda się usunąć lub zmodyfikować gen odpowiedzialny za konkretną chorobę. Może nawet uda się go "podmienić" na zdrowy. Dotyczy to tylko tych chorób, których dziedziczenie jest zależne od uszkodzenia jednego genu, ale przecież takie istnieją. Czy pomoże to ją leczyć? Bardzo wątpliwe. Z prostego powodu: takiej operacji można dokonać na bardzo wczesnym etapie rozwoju zarodka. Wtedy, gdy komórek jest kilka. Zanim namnożą się do setek, tysięcy, milionów... Nikt przecież nie wymieni genów we wszystkich komórkach ciała narodzonego dziecka. To znaczy: ewentualne leczenie będzie mogło dotyczyć wyłącznie dzieci poczętych metodą in vitro. Stwierdzenie genu w komórkach dzieci poczętych drogą naturalną może co najwyżej oznaczać, że lekarze będą zalecali aborcję.

To nie jest środek leczenia dzieci z chorób dziedzicznych, tylko "leczenia" z nich świata.

Dopiero na trzecim miejscu mówiłabym o problemie, jaki stwarza możliwość modyfikacji genomu pod kątem życzeń rodziców. Część cech da się pewnie w ten sposób zaprogramować, części nie. Bioetycy alarmują, że możemy do tego dojść. Za jakiś czas zapewne przestaną alarmować, uznając że korzyści przewyższają straty. Tak jak dziś nikt nie robi już problemu z faktu, że materiałem do badań są ludzkie zarodki, a korzyści wydają się iluzoryczne.

Dopóki będziemy uznawać że to, co technicznie możliwe, jest moralnie dozwolone, nikt się nie zatrzyma. A już na pewno nie zatrzyma nikogo pytanie, co właściwie zamierzamy stworzyć i co zrobimy z tym, co stworzymy. O konsekwencjach będzie się myśleć potem, jeśli w ogóle. I zapewne będzie to problem zupełnie innych osób.

Dziś naukowcy się bawią. A że zamiast klocków mamy geny... To przecież zabawa dorosłych.