UE przedłużyła misję w Gruzji

PAP |

publikacja 27.07.2009 17:53

Ministrowie spraw zagranicznych 27 państw członkowskich UE przedłużyli w poniedziałek o rok unijną misję obserwacyjną w Gruzji, utworzoną we wrześniu ubiegłego roku po konflikcie rosyjsko-gruzińskim.

Tbilisi. Gruzja Henryk Przendziono/ Agencja GN Tbilisi. Gruzja

"Rada UE zdecydowała o przedłużeniu mandatu misji o 12 dodatkowych miesięcy, do 14 września 2010 r." - brzmi decyzja przyjęta przez ministrów na posiedzeniu w Brukseli.

Minister spraw zagranicznych przewodniczącej UE Szwecji Carl Bildt powiedział, że na razie nie ma mowy, by do misji włączyć USA, o co apelowała Gruzja, a także - jak powiedział w poniedziałek minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski - sami Amerykanie.

"Poruszyły to władze amerykańskie w non-paperze (rodzaj dokumentu dyplomatycznego - PAP), który tradycyjnie prezentują przed naszymi spotkaniami" - powiedział Sikorski na konferencji prasowej. Pozytywnie wypowiedział się o ewentualnym udziale USA, który - tłumaczył - może przybrać różne formy, od wsparcia logistycznego czy sprzętowego, do wysłania na miejsce ludzi.

"Misja unijna po rosyjskim bojkocie misji OBWE i misji oenzetowskiej (...), który jest w sprzeczności z deklarowanym przywiązaniem do wspólnych wartości, jest jedynym sposobem monitorowania sytuacji w Gruzji. Więc wydaje mi się, że ofertę amerykańską (...) powinniśmy bardzo poważnie rozważyć" - ocenił Sikorski. "Były głosy za, nie było głosów przeciw" - relacjonował obrady ministrów. PAP dowiedziała się ze źródeł dyplomatycznych, że poza Polską poparcie wyraziły m.in. Wielka Brytania i Dania. Francja natomiast nie powtórzyła w poniedziałek swojego wyrażanego wcześniej sprzeciwu.

Ewentualne zaangażowanie się USA w misję unijną zależy od wyników rozmów w ONZ, gdzie Rosja zapewne zablokuje amerykańskie inicjatywy okazania wsparcia Gruzji. Na razie w podjętej przez UE decyzji chodzi jedynie o przedłużenie mandatu misji w obecnym składzie ponad 200 obserwatorów z państw UE.

Złożona z cywilnych obserwatorów misja UE znajduje się w regionach, których przynależność do Gruzji nie jest kwestionowana, w stolicy kraju Tbilisi oraz wzdłuż granic z separatystycznymi republikami: Osetią Południową i Abchazją, do których odmawia im się dostępu. W przyjętej deklaracji ministrowie skrytykowali brak dostępu obserwatorów unijnych do separatystycznych regionów. Przypomnieli, że mandat misji przewiduje jej działania na "całym terytorium kraju", także w Osetii Południowej i Abchazji.

Przedstawiciele Unii są nieuzbrojeni, ale mają zaplecze policyjne i militarne oraz lekkie pojazdy opancerzone dla ochrony.

Zadaniem utworzonej we wrześniu ubiegłego roku misji miało być monitorowanie procesu wycofywania się rosyjskich żołnierzy z terytorium Gruzji na pozycje sprzed wybuchu konfliktu rosyjsko-gruzińskiego 7 sierpnia ub.r. Ocenia się, że obserwatorzy swą obecnością wpływają na stabilność i bezpieczeństwo regionu, ponadto służą jako źródło informacji o sytuacji w Gruzji.

"Wszyscy oceniają, że obserwatorzy wykonują dobrą pracę" - powiedziała w poniedziałek unijna komisarz ds. stosunków zewnętrznych Benita Ferrero-Waldner.

Unijna misja obserwacyjna w Gruzji jest jedyną międzynarodową misją w tym kraju, po wycofaniu się - pod presją Rosji - obserwatorów ONZ i OBWE. W obu uczestniczyli Amerykanie. We wtorek dziennik "New York Times" napisał, że gruzińscy przywódcy mają nadzieję, iż USA dołączą do misji obserwacyjnej UE wzdłuż granic Osetii Południowej i Abchazji. Liczą, że w ten sposób zapobiegną ewentualnej agresji ze strony sił rosyjskich albo separatystycznych.