Obama ignoruje Izraelczyków

The New York Times

PAP |

publikacja 28.07.2009 13:09

Podczas podróży i w przemówieniach telewizyjnych prezydent USA Barack Obama zwracał się do muzułmanów, Irańczyków, mieszkańców Europy Zachodniej i Wschodniej, Rosjan i mieszkańców Afryki, ale nigdy nie zwrócił się bezpośrednio do mieszkańców Izraela - pisze we wtorkowym "New York Times" dziennikarz izraelskiego dziennika "Haarec" Aluf Benn.

Obama ignoruje Izraelczyków Joe Shlabotnik/ www.flickr.com (CC) Budynek The New York Times'a

Efekt jest taki, że po sześciu miesiącach prezydentury Obamy Izraelczycy są coraz bardziej podejrzliwi wobec niego. Widzą tylko amerykańskie naciski na premiera Benjamina Netanjahu, by powstrzymać osadnictwo - co interpretują jako sposób na zadowolenie Arabów kosztem Izraela - pisze Benn.

Polityka ignorowania Izraela ma swoją cenę. Co prawda Obama przekonał Netanjahu do koncepcji państwa palestyńskiego, jednak nie udało mu się powstrzymać osadnictwa i żaden z izraelskich polityków nie poparł jego propozycji. Ostatnie badania opinii publicznej pokazują, że tylko 6 proc. mieszkańców Izraela uważa Obamę za proizraelskiego, podczas gdy 50 proc. stwierdziło, że jego polityka jest raczej propalestyńska - przytacza przykłady Aluf Benn, dodając, że prawicowi dziennikarze izraelscy nazywają Obamę, używając jego drugiego imienia Hussein jako dowodu na jego proarabskie sympatie.

Zdaniem Benna doprowadziło do tego 16 dobrych lat rządów Billa Clintona i George'a W.Busha, którzy przyzwyczaili Izraelczyków do obdarzania ich uwagą. Waszyngton koordynował swoją politykę bliskowschodnią z Jerozolimą i nie interweniował, kiedy Izrael prowadził ofensywy w Libanie czy Gazie. Podejście to było uważane przez arabskich i europejskich sojuszników USA za jednostronne.

Barack Obama objął urząd zdecydowany naprawić więzi Ameryki z sojusznikami w Europie i na Bliskim Wschodzie. Aby udowodnić, że jest przeciwieństwem poprzedników postanowił zdystansować się od Izraela - przekonuje Benn.

Po drugie - zdaniem izraelskiego dziennikarza - dyplomacja Obamy jest postrzegana przez Izraelczyków jako niebezpieczna amerykańska naiwność. Zaoferował on porozumienie Iranowi nie zyskując nic, a dając mu tylko więcej czasu na rozwój programu atomowego. Został upokorzony przez północnokoreańskie próby rakietowe i nuklearne. Nie udało mu się też skłonić państw arabskich do normalizacji stosunków z Izraelem. "Wniosek jest taki, że Obama to mięczak, pragnący zadowolić swoich słuchaczy i uniknąć konfrontacji z każdym, tylko nie z Netanjahu" - pisze Benn.

Być może istnieje dobre uzasadnienie dla bliskowschodniej polityki Obamy, być może zatrzymanie osadnictwa jest w najlepszym interesie Izraela, być może popularność prezydenta USA w świecie artabskim jest brakującym elementem negocjacji pokojowych. Nie dowiemy się o tym dopóki Obama nie zwróci się do nas - podsumowuje Benn.