Wielkanoc w wojennym Aleppo

Beata Zajączkowska

Po sześciu latach Wielkiego Piątku to były naprawdę narodziny do nowego życia. Na gruzach świętowano zwycięstwo życia nad śmiercią.

Wielkanoc w wojennym Aleppo

Najpierw, którejś nocy po prostu zapaliło się światło, a od września w mieście nie było prądu. Potem z kranów zaczęła znów lecieć woda, której brakowało od lipca.  „Dla ludzi z Europy może wydawać się to bzdurne, ale dla nas było ogromną radością” -  mówi siostra Urszula Brząkalik. Jest ona jedyną Polką pracującą już drugi wojenny rok w Aleppo. Potem dały się odczuć pierwsze skutki kruchego zawieszenia broni. „Prawie nie słychać bombardowań ani huku samolotów, czasem jeszcze gdzieś spadają pociski, ale naprawdę mało” – dodaje franciszkanka. Ludzie z nadzieją spojrzeli w przyszłość. Zaczęli wierzyć, że po sześciu latach Wielkiego Piątku, także ich krzyż stanie się lżejszy i Syria dojdzie do Wielkanocy, do dnia Zmartwychwstania.

Kościoły były pełne. W życzeniach wielkanocnych z mocą wybrzmiało przekonanie, że Zmartwychwstały Jezus może pokonać cierpienie i śmierć, z jakimi  na co dzień stykają się Syryjczycy. „U nas w Aleppo «Chrystusowe: pokój wam!» nabiera szczególnej mocy” – podkreśla franciszkanka. Szósty rok wojny i cierpienia, naznaczony krwią tak wielu chrześcijan różnych wyznań, zaowocował praktycznym ekumenizmem na co dzień. Nikt nie patrzy na przynależność religijną, wszyscy stanowią jedną wielką wspólnotę wyznawców tego samego Chrystusa, który dla nich zmartwychwstał. Kaplica klasztorna franciszkanek gościnnie przyjęła maronitów, którzy nie mieli gdzie obchodzić Wielkiego Tygodnia i Paschy, ponieważ ich katedra została zrównana z ziemią. Do wielkanocnego obiadu zasiedli wspólnie ludzie różnych wyznań.

Świętowanie było możliwe dzięki pomocy otrzymanej z zagranicy. Wielkanocne wsparcie trafiło także do muzułmanów. Zaczęto odbudowywać zniszczone domy i cysterny na wodę. Ludzie odzyskują nadzieję. Planują, jak podnieść z gruzów swe umęczone miasto, myślą o tym, co zrobić, by zostać i godnie żyć. Nie jest to bez znaczenia. W ciągu pięciu minionych lat w Syrii liczba chrześcijan zmniejszyła się o połowę. Szacuje się, że jest ich obecnie ok. 700 tys. By pozostać potrzebują naszej pomocy. Jest ona jednak czymś więcej niż tylko zwykłym wsparciem humanitarnym. Jest troską o to, by w tej kolebce cywilizacji nie zabrakło wyznawców Chrystusa. Jest staraniem o to, by nie udały się plany stworzenia Bliskiego Wschodu bez chrześcijan.