Chińskie presje w sprawie buddyjskiego klasztoru

KAI |

publikacja 04.08.2009 16:55

Wietnamskie władze pod wpływem Pekinu usiłują ograniczyć oddziaływanie „zaangażowanego buddyzmu”. W ostatnim okresie podjęły szykany wobec liczącego 379 mnichów klasztoru Bat Nha.

Chińskie presje w sprawie buddyjskiego klasztoru Romek Koszowski/Agencja GN

Problemy klasztoru pojawiły się w zeszłym roku, kiedy to jego duchowym przywódcą, 82-letni Thích Nhất Hạnh wyraził publicznie swoje poparcie dla Dalaj Lamy. W wywiadzie dla jednej z włoskich stacji telewizyjnych podkreślił, że „Dalaj Lama powinien wziąć udział w konferencji buddystów w Hanoi... i że, władze w Chinach powinny pozwolić mu na powrót do Tybetu, aby mógł się tam spotkać się z wyznawcami buddyzmu, tak jak ja to czynię w Wietnamie”.

Chiny ostro zareagowały. Zaczęły się presje i szykany ze strony władz wietnamskich. Klasztorowi po kolei odcinano elektryczność, wodę i połączenie telefoniczne, a nieznana grupa „sąsiadów” wybiła okna i dokonała innych zniszczeń.

Zdaniem agencji AP, władze komunistyczne nakazały opuścić klasztor wszystkim mnichom, ze względu na „podziały we wspólnocie”. Jednak jak stwierdził rzecznik klasztoru, „nie ma tam żadnych podziałów, a presje władz są karą za popieranie Dalaj Lamy oraz za nawoływanie do większej wolności religijnej w Wietnamie”. Według cytowanej przez agencje mniszki, Dang Nghiem, współpracowniczki Hanh’a, „mówienie prawdy oczywiście przynosi określone skutki, z którymi Hanh liczył się od samego początku”.

Hạnh, uważany za najbardziej wpływową osobistość w buddyzmie, zaraz po Dalaj Lamie. Wrócił on do Wietnamu w 2005 r. po 39 latach spędzonych za granicą, głównie we Francji. Został zmuszony do emigracji w 1966 r., paradoksalnie z powodu krytyki ówczesnego rządu Wietnamu Południowego, wspieranego przez USA.

Będąc we Francji Hanh zasłynął jako twórca filozofii „zaangażowanego buddyzmu” oraz autor licznych książek i konferencji religijnych. Jego powrót do ojczyzny propaganda komunistyczna szeroko nagłośniła jako „dowód na istnienie wolności religijnej w Wietnamie”. Z uzbieranych na całym świecie ofiar (ok. 1 mln dolarów) powstał klasztor, w którym przez 4 lata mnisi spokojnie medytowali i studiowali nauki swojego mistrza.