Czuma o rodzeniu za pieniądze

PAP |

publikacja 06.08.2009 08:29

Minister sprawiedliwości Andrzej Czuma uważa, że w przypadku urodzenia za pieniądze dziecka obcym ludziom można mówić o "handlu ludźmi". Minister komentował sprawę matki zastępczej, która urodziła dziecko i oddała biologicznemu ojcu, a teraz chce je odzyskać. Minister opowiedział się także za zakazem zapłodnienia in vitro, do czasu, aż kwestie z nim związane zostaną uregulowane prawnie, wykluczając np. zamrażanie czy kwalifikowanie zarodków.

Czuma o rodzeniu za pieniądze Henryk Przondziono/Agencja GN

Wniosek matki zastępczej wpłynął już do warszawskiego sądu.

"Tu się nadaje niestety słowo handel ludźmi" - powiedział minister, który był w środę gościem TVP Info.

Czuma przypomniał, że w czerwcu weszła w życie nowelizacja Kodeksu rodzinnego, która "wyraźnie przyjmuje rzymską zasadę - mater semper certa est - co do matki zawsze wiadomo, kto nią jest". "I to jest mądra zasada, jej się trzymajmy, ale jest też druga strona" - powiedział Czuma, wskazując na art. 253 Kodeksu karnego, który "zabrania handlu ludźmi nawet za ich zgodą". "To jest bardzo mądry artykuł, o którym zapominamy. To jest artykuł, który mówi: nie igraj z życiem ludzkim" - podkreślił Czuma.

Jak powiedział, istnieje wyrok Sądu Apelacyjnego w Krakowie, w którym stwierdzono, że "zaoferowanie dziecka nabywcy, oznaczenie ceny, przyjęcie zaliczki i stawienie się z dzieckiem w miejscu i porze umówionej dla sfinalizowania transakcji (...) wyczerpuje znamiona usiłowania popełnienia zbrodni z art. 253, tzn. kto uprawia handel ludźmi nawet za ich zgodą podlega karze pozbawienia wolności nie dłużej niż trzy lata".

Minister podkreślił, że wyrok krakowskiego sądu nie jest oczywiście wiążący w innych sprawach, ale może stanowić jakąś "wskazówkę".

Według Czumy w łódzkiej sprawie za osobę handlującą uznać można "na pewno" osobę, która założyła "przedsiębiorstwo" pośredniczące w kojarzeniu matek zastępczych, z parami, które chciałyby mieć dziecko.

Minister podkreślił, że w myśl polskiego prawa każda umowa, która reguluje takie przekazanie dziecka, jest nieważna od samego początku i nie powinna mieć skutków prawnych. Czuma zastrzegł jednocześnie, że nie chce się jednoznacznie wypowiadać w tej sprawie, by nie wpływać na "tok myślenia sędziego", który będzie prowadził tę konkretną sprawę.

Gościem środowego programu TVP Info była też sama Beata Grzybowska. Według jej relacji do zawarcia umowy o urodzenie dziecka obcej parze zmusiła ją trudna sytuacja finansowa. Kobieta wychowywała już w tym czasie dwie córki, opieki nad trzecią zrzekła się m.in. ze względu na jej zły stan zdrowia, w tym podejrzenie chorób genetycznych. Za urodzenie dziecka obcej parze otrzymała 30 tys. zł.

Jak relacjonowała Grzybowska, parę, której miała urodzić dziecko poznała poprzez agencję kojarzącą bezdzietne pary z matkami zastępczymi, ostatecznie jednak, jeszcze przed zajściem w ciążę umowę z agencją zerwała i porozumiała się bezpośrednio z rodzicami zastępczymi. Jak twierdzi, z nimi żadnej umowy nie podpisała.

Grzybowska powiedziała, że zmieniła zdanie w sprawie oddania dziecka jeszcze będąc w ciąży. "Wtedy zrozumiałam, że to nie ma znaczenia z czyjego materiału genetycznego, to był Kajtuś, on był mój" - powiedziała.

Kobieta wychowuje dzieci samotnie, nie pracuje, utrzymuje się z ok. 700 zł miesięcznie. Pytana, z czego chce utrzymać jeszcze jedno dziecko, powiedziała: "mam alimenty, będą jakieś zasiłki, myślę, że nie wszyscy zostawią nas tak samym sobie (...) wystarczy nam mieszkanie, o które się staramy wiele lat".

Grzybowska zapowiada, że będzie się też starała o alimenty od biologicznego ojca dziecka. Zapewnia, że umożliwi mu kontakty z synem.

Sprawę Grzybowskiej jako pierwszy zrelacjonował "Dziennik". Jak podała gazeta 32-letnia mieszkanka Łodzi rok temu podpisała umowę z bezdzietną parą z Warszawy. Poznała małżeństwo przez agencję, która pośredniczy w kojarzeniu matek zastępczych z ludźmi pragnącymi dziecka. Według gazety kobieta zgodziła się za 30 tys. zł urodzić dziecko, które genetycznie nie będzie miało z nią nic wspólnego. "Wszystko wydawało się proste, jednak w trakcie ciąży łodzianka pokochała dziecko. I chociaż zaraz po porodzie je oddała, teraz mówi z przekonaniem: +Ono jest moje+" - napisała gazeta.

Zdaniem adwokatów, z którymi rozmawiała PAP, nie ma pewności, że takie będzie rozstrzygnięcie sądu. "Można skutecznie podważyć umowę cywilną, która zakłada czyjąś rezygnację z takich praw podmiotowych, których się nie uchyla - np. prawa matki do dziecka" - uważa jeden z adwokatów, członek Naczelnej Rady Adwokackiej. Inny adwokat, specjalizujący się w sprawach adopcyjnych, podkreśla, że Kodeks rodzinny i opiekuńczy mówi o równorzędnych prawach matki i ojca. "Nie ma tu żadnego prymatu jednego nad drugim, a biologiczny ojciec jest przecież znany. Moim zdaniem ta kobieta przegra proces" - uważa rozmówca PAP.

Minister wypowiedział się też na temat in vitro. "Jestem przeciwko in vitro, uważam, że to jest też igranie z życiem ludzkim. Jestem głęboko przekonany, że życie ludzkie zaczyna się od utworzenia zygoty" - powiedział Czuma.

Jak mówił, jest za "jak największą ostrożnością w tej sprawie; nawet aż do tego stopnia, by zakazać in vitro dopóty, dopóki nie będzie pewności, że żadnych zarodków nie będzie się zamrażać, przechowywać, odrzucać, genetycznie kwalifikować".

"To jest zapowiedź tego, że wolno nam słabsze istoty likwidować, to jest coś obrzydliwego, jak nigdy nie będę stał po stronie czegoś takiego" - oświadczył Czuma .