Gen. Koziej o wydarzeniach w Afganistanie

PAP |

publikacja 11.08.2009 12:49

W wojnie niesymetrycznej, gdzie przeciwnikiem nie jest regularna armia, lecz ruch oporu, nie da się uniknąć zasadzek; jedyny sposób, by zmniejszyć niebezpieczeństwo, to wywiad - tak prof. Stanisław Koziej, emerytowany generał, wykładowca, były wiceminister obrony komentuje ostatnie wydarzenia w Afganistanie.

Gen. Koziej o wydarzeniach w Afganistanie AUTOR / CC 2.0 Żołnierze stacjonujący w Afganistanie muszą być przygotowani na zasadzki partyzantów

W poniedziałek w ataku talibów na wspólny polsko-afgański patrol w dystrykcie Ajiristan w północno-zachodniej części prowincji Ghazni zginął polski żołnierz, czterech zostało rannych.

Zdaniem Kozieja potyczka to z jednej strony przejaw większej jak zwykle latem aktywności talibów, zarazem jednak również oznaka rosnącej siły ruchu oporu: doświadczenia, umiejętności taktycznych i zdolności organizowania działań dużych formacji partyzanckich. Koziej zwrócił też uwagę, że talibowie "opanowują coraz bardziej złożony technicznie sprzęt, o czym świadczą ostatnie informacje o ostrzeliwaniu śmigłowców".

Strateg uważa, że więcej starć to także oznaka wzmożonej aktywności w obliczu nadchodzących wyborów. "W tych atakach chodzi nie tyle o zadanie strat wojskom ISAF, ile o zademonstrowanie miejscowej ludności, że talibowie są obecni i panują nad sytuacją - że nie warto iść do wyborów, a jeśli już, to aby głosować na kandydatów wskazanych przez talibów" - powiedział.

"To walka o rząd dusz. Z drugiej strony widać wzmożoną aktywność sił sojuszniczych, które też chcą pokazać, że międzynarodowa koalicja współpracująca z władzami Afganistanu panuje nad sytuacją i że warto iść do wyborów" - dodał.

"Trudno mówić o recepcie na unikanie takich wydarzeń. Jeśli jest to wojna niesymetryczna, wojska regularne są w trudniejszej sytuacji niż w razie konfliktu z inną regularną armią - ryzyka zasadzek i napadów nie da się uniknąć" - zaznaczył Koziej.

Według niego "jedyną metodą zmniejszania tego ryzyka jest doskonalenie wywiadu - od zbierania informacji wśród talibów, co jest najtrudniejsze, przez rozeznanie wśród miejscowej ludności - po wyrafinowane środki techniczne, jak bezpilotowe samoloty rozpoznawcze".

Koziej podkreślił, że "bardzo ważna jest odpowiednia selekcja kandydatów do sił afgańskich - wojska i policji, aby do tych formacji nie dostawali się talibowie". Według Kozieja nie ulega wątpliwości, że w afgańskiej policji służą nie tylko agenci talibów, ale i sami talibowie, którzy uzyskują informacje o ćwiczeniach, przemarszach i działaniach afgańskich sił bezpieczeństwa.

Zwrócił uwagę, że polski pododdział, który wpadł w zasadzkę na wspólnym polsko-afgańskim patrolu, był właśnie zespołem doradczo-łącznikowym. "Te zespoły, z powodu przepływu informacji, są bardziej narażone na ataki niż siły złożone tylko z wojsk ISAF" - powiedział Koziej.

Na pytanie o możliwości opanowania sytuacji generał odpowiedział: "Zgadzam się z tym kierunkiem myślenia, według którego trzeba szukać pozamilitarnych sposobów zaradzenia kryzysowi. Zdanie się wyłącznie na siłę wojskową nie rokuje szans". Zdaniem Kozieja należy wspierać starania prezydenta Baracka Obamy o zaangażowanie Rosji, Chin i sąsiadów Afganistanu.

"W polityce wewnętrznej Afganistanu trudno sobie wyobrazić rozwiązanie bez podjęcia rozmów z tymi, którzy są po przeciwnej stronie - talibami i strukturami plemiennymi. Nie można wszystkich wrzucać do jednego worka; przeciwnie, należy wyszukiwać różnice między różnymi składowymi ruchu oporu, wchodzić w szczeliny skonsolidowanego ruchu oporu. Trzeba pogodzić się z tym, że jedynym sposobem jest decentralizacja i przeciąganie na swoją stronę lokalnych watażków, ponieważ w Afganistanie nie uda się stworzyć scentralizowanej władzy, żaden prezydent nie będzie rządził całym krajem" - uważa Koziej.