Kim ma być nowoczesna kobieta?

publikacja 17.08.2009 16:48

Maryja w Ewangelii jest mężna, roztropna, daleko widząca. Wyraźnie duchem bliższa Chrystusowi niż wszyscy inni, ale nigdy nie stara się zajmować miejsca Józefa czy Apostołów. Mimo upływu dwóch tysięcy lat jej ziemska wędrówka pozostaje wciąż aktualnym programem duchowym dla kobiet - mówił wczoraj w Piekarach abp Kazimierz Nycz.

Kard. Kazimierz Nycz Roman Koszowski/ Agencja GN Kard. Kazimierz Nycz

Publikujemy pełny tekst homilii:

Umiłowane Siostry w Chrystusie Panu, matki, żony, babcie, drogie dziewczęta oraz wszyscy towarzyszący wam w tym pielgrzymowaniu do Piekar mężczyźni.

Bogu dzięki, że w waszym archidiecezjalnym sanktuarium Matki Bożej Piekarskiej, mają miejsce dwie poważne pielgrzymki. Ta majowa mężczyzn i młodzieży męskiej, mająca swoją historię i znaczenie, zwłaszcza w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat oraz dzisiejsza kobiet i dziewcząt, która zaczyna dorównywać tamtej sprzed kilku miesięcy. Są one względem siebie komplementarne, tak jak komplementarna w małżeństwie jest obecność mężczyzny i kobiety i nikomu nie wolno zacierać różnic miedzy małżonkami w imię fałszywej emancypacji. Mężczyzną i niewiastą stworzył ich i powiedział rośnijcie i rozmnażajcie się, czyńcie sobie ziemię poddaną. Te słowa Boga stwórcy stoją na straży małżeństwa. One też uzasadniają osobne pielgrzymkowe spotkania mężczyzn i kobiet na Śląsku, tu w Piekarach. Ta inność ról w małżeństwie i rodzinie uzasadnia, przynajmniej czasem, osobne rozważanie spraw życia rodzinnego, spraw wychowania i niezastąpionej roli żony i matki w życiu rodziny i w wychowaniu młodego pokolenia.. Spróbujmy zatem pochylić się nad tymi sprawami i zobaczyć je w świetle dzisiejszego słowa Bożego.

W niedługim czasie po cudownym poczęciu Syna Bożego w łonie Maryi, ona sama – jak przypomina nam dzisiejsza Ewangelia św. Łukasza - poszła z pośpiechem w góry, by nawiedzić swoją krewną Elżbietę i jej męża Zachariasza. Kiedy czytamy o tym wydarzeniu odruchowo nasuwa się pytanie: cóż to za ważny, żeby nie powiedzieć, pilny był powód takiej wizyty? Dlaczego tak nagle, tak szybko? Dlaczego Maryja wybrała się w drogę sama ? Łatwo można by podważyć sens tej wyprawy zauważając, że to nieroztropne i ryzykowne dla kobiety w stanie błogosławionym wyruszać w taką wyczerpującą i niebezpieczną podróż. Ale przecież niemożliwe, żeby Maryja nie zdawała sobie z tego sprawy. Nie możemy też posądzać Jej o lekceważenie daru nowego życia złożonego w Jej łonie. Musiała więc mieć powód i to bardzo ważny. Spróbujmy go poszukać.

Bardzo często w tradycyjnym rozumieniu tego fragmentu ewangelii mówi się o pragnieniu niesienia pomocy, jakim kierowała się Matka Boża. Elżbieta była już przecież wiekową niewiastą. Jej błogosławiony stan zaawansowanej ciąży wymagał od niej szczególnej ostrożności, zapewne także i ograniczenia codziennych zajęć. To powodowało, że potrzebowała opieki, a także wyręczenia jej w domowych pracach. Tradycyjnie już wyrażamy w Kościele opinię, że to właśnie było dla Maryi argumentem, by odwiedzić swoją krewną. Chciała służyć jej pomocą w tym błogosławionym, ale i trudnym czasie oczekiwania na poród. Niewątpliwie był to powód nawiedzenia Elżbiety. Pojawia się jednak pytanie, czy ten motyw można uznać za całkowicie wyjaśniający podróż Maryi? Mogą budzić się tu pewne wątpliwości. Zachariasz, mąż Elżbiety był przecież kapłanem, pochodził z kapłańskiego rodu Abiasza. Zatem nie był człowiekiem, który nie mógłby zorganizować opieki dla brzemiennej żony. Zachariasz i Elżbieta nie byli biedakami. Czy pomoc młodziutkiej Maryi była w tej sytuacji nieodzowna? Matka Jezusa, przebywając około trzech miesięcy w domu, gdzie miał się narodzić Jan Chrzciciel, nie siedziała tam zapewne z założonymi rękami, ale to chyba jednak nie chęć niesienia pomocy skłoniła ją w pierwszym rzędzie do tak dalekiej i ryzykownej wyprawy. Szukajmy więc dalej tej najważniejszej przyczyny.

Kiedy uważnie wczytamy się w pierwsze słowa dzisiejszej Ewangelii, łatwo zauważymy, że kiedy tylko Maryja przybyła do domu Elżbiety, okazało się, że żona Zachariasza zna już Jej najskrytszą tajemnicę. Padają tam wtedy pamiętne słowa: A skądże mi to, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie? Oto skoro Głos twego pozdrowienia zabrzmiał w uszach moich, poruszyło się z radości dzieciątko w moim łonie. Nie mamy najmniejszej wątpliwości, że Elżbieta otrzymała od Boga tajemniczy przekaz o wielkiej łasce, jaka napełniła Maryję. Dlatego ona pierwsza, zanim cokolwiek święta Niewiasta z Nazaretu zdążyła powiedzieć, wita Ją, jako Matkę Zbawiciela.

I to jest chyba klucz do odkrycia tajemnicy spotkania tych dwóch świętych kobiet. Po to Maryja tu przyszła. Aby spotkać kogoś, kto ją zrozumie. Kto zrozumie ogrom tajemnicy, jaki nosiła w sobie. W naturze kobiety leży bowiem pragnienie przeżywania najintymniejszych spraw swego serca we wspólnocie z najbliższymi. Kobieta pragnie je wypowiedzieć. Pragnie być życzliwie wysłuchana i zrozumiana.

Maryja jednak po Zwiastowaniu znalazła się w dość trudnej sytuacji. Stanęła przed pytaniem: kto mnie zrozumie? Kto pojmie, co mnie spotkało. Kto mi uwierzy? Rodzice Joachim i Anna? Narzeczony Józef? Te tajemnice jeszcze wówczas przerastały ich pojmowanie. To byłoby dla nich za trudne. Bóg rozumiał te pragnienia kobiecego serca Maryi. Stwórca wiedział czego, a raczej kogo potrzebuje teraz Najczystsza Dziewica. Dlatego sam Anioł Gabriel dał Jej cenną wskazówkę: A oto również krewna twoja, Elżbieta poczęła w swojej starości syna i jest już w szóstym miesiącu ta, która uchodzi za niepłodną. Św. Łukasz przestawia w rozważanym przez nas fragmencie Ewangelii entuzjazm spotkania tych dwóch kobiet, które tak mocno połączyło uczestnictwo w realizacji przedziwnych zamysłów Boga. Elżbieta wydaje z siebie radosny okrzyk, Maryja wyśpiewuje przepiękny hymn Magnificat, a obie czynią to napełnione Duchem Świętym. Spotkanie to przyniosło im wzajemne zrozumienie i duchowe wsparcie.

Drogie Panie, kochane Dziewczęta, pątniczki, które przybywacie dziś do najpiękniejszej z niewiast, Maryi. Nierzadko przychodzicie tu także szukając zrozumienia. Nierzadko serca wasze przepełnione są bardzo trudnymi pytaniami, jakie postawiło wam życie: dlaczego jestem sama? dlaczego moje życie rodzinne potoczyło się tak nieszczęśliwie? Gdzie utraciłam swoje piękno, pokój, łagodność? Nosicie w sobie te pytania i nie macie wokół siebie kogoś, z kim mogłybyście podjąć ten temat. Problemy te zamykają niejedną z was w bolesnej samotności niezrozumienia. Niejedna kobieta z pytaniem „właściwie to kim ja jestem, kim mam być?” zwraca się do współczesnego świata, do mediów, seriali, kolorowych czasopism. I jaką znajduje tam odpowiedź? Często zaskakującą. Konstruktorzy nowego ładu społecznego odpowiadają bowiem: jak to kim ma być nowoczesna kobieta? Ma być taka, jaki jest mężczyzna! Ma się do niego upodabniać, na nim wzorować i z nim rywalizować. Ma zrezygnować ze swojej delikatności, subtelności, a ponad macierzyństwo postawić pracę zawodową i samorealizację.

Taki dialog i takie rady nie przynoszą płci pięknej rozwiązania problemu. Wiele rozsądnych kobiet czuje, że to nie ten kierunek. Przecież Bóg stworzył człowieka mężczyzną i kobietą a nie mężczyzną i „mężczyzną bis”. Piewcy obyczajowej rewolucji organizują od dziesięcioleci marsze, sympozja, prowadzą intensywną kampanię propagandową, ale to wszystko nie rozwiązuje problemu płci pięknej. W niektórych społeczeństwach europejskich u ponad 30% kobiet można zauważyć już pierwsze oznaki depresji. To, co miało przynieść wyzwolenie, potęguje tylko wewnętrzną pustkę.

Drogie Panie, drogie Dziewczęta. Z tego miejsca pragnę was zapewnić, iż dobrze wybrałyście przybywając tutaj do Piekar Śląskich. To dobre miejsce na spotkanie i na rozmowę o waszych sprawach, na postawienie tych trudnych pytań. Od 350 lat w tym miejscu Maryja wysłuchuje próśb Ludu Bożego, chroni rodziny, daje światło zagubionym. Tak, jak Ona sama przed wiekami szukała zrozumienia u św. Elżbiety, tak dziś zaprasza was, wszystkie drogie Siostry, do powierzenia Jej swego życia. Co odpowie wam Maryja? O czym wam chce powiedzieć?

Na kartach Ewangelii Matka Jezusa nie wypowiedziała wielu słów, ale jej mądrość ujawniła się także w jej czynach i w jej postawie. Życie Maryi pokazuje coś, co radykalnie zaprzecza lansowanemu w niektórych środowiskach wykoślawionemu obrazowi kobiety, jaki ponoć miało by propagować chrześcijaństwo. Kobiety powołanej do służalczości wobec męża, bezmyślnego rodzenia dzieci, kobiety zacofanej i zastraszonej. Łatwo zauważyć, że na kartach Biblii ani raz nie spotykamy wizerunku Maryi pochłoniętej przez codzienną szarzyznę domowych obowiązków. Jest to oczywiste, że Matka Jezusa i małżonka Józefa służyła pokornie swojej rodzinie przez wiele lat, ale natchnieni autorzy nie w takiej roli Ją nam zazwyczaj ukazywali. Poznajemy Maryję jako tę, która rozmawia z aniołem, stawia mu pytania i odpowiedzialnie rozważa Boską propozycję. Zaraz potem udaje się w góry do swej krewnej i tam śpiewa cudowną pieśń dziękczynienia. Swego Syna rodzi w dramatycznych warunkach, potem ucieka z Nim do Egiptu. Następne obrazki też nie są naznaczone atmosferą domowej sielanki: odnalezienie dwunastoletniego Jezusa w świątyni, tajemnicza rozmowa w Kanie Galilejskiej, aż wreszcie niepojęty ból Golgoty i ostatnia scena biblijna z Dziejów Apostolskich, gdzie Maryja otoczona Apostołami wspiera rodzący się Kościół swoją modlitwą, wiarą, świadectwem.

We wszystkich tych obrazach jest mężna, roztropna, daleko widząca. Wyraźnie jest duchem bliższa Chrystusowi niż wszyscy inni, ale nigdy nie stara się zajmować miejsca Józefa czy Apostołów. Cały czas pozostaje skromną kobietą a zarazem wielką kobietą. To było i jest nadal fundamentem Jej piękna. Tym zachwyciła Boga. Sama wyśpiewała w hymnie Magnificat: Wejrzał Bóg na uniżenie służebnicy swojej. Mimo upływu dwóch tysięcy lat jej ziemska wędrówka pozostaje wciąż aktualnym programem duchowym dla kobiet.

Jest to program nastawiony na to, co dla was, drogie Panie, pozostanie zawsze najważniejsze – na miłość. Na wielką miłość. Nie na jej telewizyjny falsyfikat czy gazetową imitację. Nie na miłość wirtualnie pokolorowaną, wymarzoną tak bardzo, że aż nie z tego świata. Maryja służyła, poświęciła swe życie miłości nieskończonej, takiej, która pokonała śmierć, i która może stać się udziałem każdego człowieka. Bóg chce nam przez to pokazać, że każda niewiasta jest powołana do rzeczy wielkich, ale jak już wspomniałem, dokonuje tego przez precyzyjną realizację misji powierzonej kobiecie.

Maryja wypełnia ją dzięki swojej pokorze a zarazem nieprawdopodobnie szerokim horyzontom swego serca. Przy Niej św. Józef staje się niezłomnym mężczyzną, pod Jej opieką Jezus wzrasta w łasce u Boga i ludzi, Ona przyjmuje Jana Apostoła, Ona chroni rodzący się Kościół zgromadzony w Wieczerniku. Czy nie jest to dzieło sięgające nieba i wieczności? Czy nie stanowi zaproszenia dla każdej kobiety, by oparła się pokusie panowania nad mężczyzną, a raczej pomogła mu odkryć w sobie powołanie do męstwa? Jak łatwo niejednej niewieście poddać się i powiedzieć: „nic się tu nie da zrobić. Ja sama muszę wziąć wszystkie sprawy w swoje ręce”. A to często nie jest prawdą. Niejedna kobieta stoczyła cichą i zwycięską bitwę o męża, o jego moc i stanowczość. Może w dniu ślubu nie miała jeszcze pojęcia, jak wielka w przyszłości będzie musiała być jej miłość do małżonka, ale mimo to, wypełniła swą małżeńską przysięgę wspaniale.

Ileż takich spraw przynosicie tu dziś przed obraz Matki Bożej piekarskiej. Ileż takich spraw ważnych dotyczących życia rodzinnego i wychowania w aspekcie zadań kobiet, matek i żon mamy dziś do rozwiązania w naszej Ojczyźnie? Słyszymy nieraz dyskusje o roli i miejscu kobiety w społeczeństwie. Jednak zamiast rzeczywistej troski o kobietę i o rodzinę pada wiele modnych dzisiaj haseł, mających niewiele wspólnego z troską o zapracowane kobiety, które angażując się w pracy zawodowej, dźwigają drugi etat w domu, w życiu rodzinnym i w wychowaniu dzieci.

Rozwiązanie tego problemu nigdy nie będzie polegać na tym by was zwolnić z tego drugiego etatu, gdyż jest to po prostu niemożliwe, a jeśli tak się dzieje to zawsze ze szkodą dla rodziny i wychowania. Zadań w rodzinie nie da się podzielić parytetowo po 50 % jak się to niektórym wydaje. Niezastąpioność kobiety dotyczy nie tylko urodzenia dziecka, ale jej roli w wychowaniu, zwłaszcza w pierwszych miesiącach i latach życia dziecka. Braku matki nie zastąpi ani najlepszy żłobek, ani najwspanialsze przedszkole, ani nawet mąż będący na urlopie macierzyńskim.

Co powinniśmy zrobić wszyscy, sami małżonkowie, Państwo, Samorządy, Kościół, by kobieta nie musiała ale mogła na czas wychowywania dzieci mieć wolny czas od pracy zawodowej lub przynajmniej wykonywać ją w zmniejszonym wymiarze godzin, bez obawy że po takim urlopie nie będzie miała do czego wrócić. Czy Państwa nie powinno stać na to by wychowywanie dzieci traktować jako najważniejszą w społeczeństwie pracę i przynajmniej zaliczać ten czas do wysługi lat w całym przebiegu pracy kobiety. Co zrobić by kobieta nie musiała ukrywać swojego błogosławionego stanu, z obawy, że będzie zwolniona, czy nieprzyjęta do pracy. Bez odpowiedzi na te pytania przez ludzi odpowiedzialnych za Polskę, za rodziny, mówienie o problemach demograficznych, pozostanie tylko czczym mówieniem. Potrzebuje rodzina, potrzebują małżonkowie, potrzebują kobiety, potrzebuje Polska, długofalowej rzeczywistej polityki prorodzinnej, a nie tylko socjalnej wobec rodzin.

Kiedy słyszę o przedszkolach, w których rodzice zabiegają o to by były otwarte do godziny 19, czy 20, kiedy czytam o przedszkolach całodobowych, a nawet całotygodniowych to widzę cały skomplikowany problem rodziny i wychowaniu. Brak czasu dla tego co najważniejsze. Przewartościowanie tego co powiedział Stwórca. Zamiast rośnijcie i rozmnażajcie się a potem czyńcie sobie ziemię poddaną, mamy wszystko w odwrotnej kolejności. Praca wielu stała się daleko ważniejsza niż życie rodzinne i wychowanie. Przedszkola i szkoły dla wielu stały się nie tyle instytucjami pomagającymi rodzinie – jak być powinno – lecz instytucjami zastępującymi rodziców, w tym w czym zastąpić się ich nie da.

W trakcie dyskusji nad miejscem kobiety w społeczeństwie słyszymy nieraz głosy, że to Kościół jest winien braku równouprawnienia, gdyż głosi przestarzałą i konserwatywną naukę na temat miejsca kobiety w Kościele i świecie. Jeśli miarą nowoczesności miałoby być takie zrównanie was - drogie siostry - z mężczyznami o jakim marzą niektóre środowiska feministyczne, pozornie tylko szukające dobra kobiet, to wiedzcie, że Kościół właśnie dlatego pozostanie konserwatywny w swoim nauczaniu i w swoim nieustannym przypominaniu o godności kobiety, która bierze się z macierzyństwa i rodzicielstwa, a służy rodzinie i wychowaniu. Wspaniałość i wielkość kobiety ma swój wzór w Maryi, Matce Chrystusa i naszej Matce.

Drogie Panie, drogie Dziewczęta. Dzieło Maryi jest zaproszeniem, by każda niewiasta, każda matka umiała pokochać swe dzieci przełamując pokusy zawładnięcia ich życiem. Aby dać szczęście swoim synom czy córkom trzeba oddać ich Bogu, pozwolić im na rozwój w pełnej wolności. Jest też zaproszeniem dla dziewcząt, panien, by nie szukały zaspokojenia głodu miłości w ułudzie grzechu. Takie próby potęgują tylko ból rozdrapanych ran niepewnego serca. Tak więc cała historia życia Maryi to nieustanne wołanie o przekraczanie ciasnoty egoizmu, lęku, to wezwanie do wielkości, życia i miłości. To powołanie iście oszałamiające Wykorzystajcie czas tegorocznej pielgrzymi do sanktuarium w Piekarach. Tu rzeczywiście czeka na was Niewiasta, która – jak mówi znana piosenka – wszystko zrozumie. Nie wracajcie do domów zanim nie powierzycie jej tajemnic swoich serc. I pamiętajcie: Ona działa dyskretnie, jakby w cieniu naszego życia, ale jednocześnie – jak każda dobra matka – żadnej sprawy, żadnej rozmowy nie zapomina. Każde jej dziecko jest dla niej ważne, każde chce uchronić od zguby i otoczyć mądrą opieką. Trwajmy przy niej pewni, że Ona jest z nami w każdy czas. Amen