publikacja 12.05.2016 00:00
Pamięć o tej zbrodni NKWD była ukrywana przez ponad pół wieku. Nawet po upadku ZSRR w niepodległej Ukrainie strach zamykał ludziom usta. Skala zbrodni i jej utajnienie sprawiły, że porównywana jest do zbrodni katyńskiej.
studio gn
Bukowina po 28 czerwca 1940 r.
Czy widziałaś kiedyś śpiące owce, ciasno przytulone jedna do drugiej? – pyta Petru Hutan, a po jego pooranej zmarszczkami twarzy spływają łzy. Hutan, emerytowany pułkownik rumuńskiej armii, ma 92 lata. Jest ostatnim żyjącym świadkiem masakry w Białej Krynicy. – Tak wtedy leżeli ludzie – kontynuuje opowieść. – Na drodze i obok niej. Jeden obok drugiego. Niektórzy się poruszali. Głośno jęczeli. Ich rozstrzelali sowieccy pogranicznicy. Ze swojej kryjówki widziałem małą dziewczynkę. Leżała pomiędzy matką a ojcem. Ojciec już się nie poruszał. Matka łapała powietrze otwartymi szeroko ustami jak wyjęta z wody ryba. Bardzo krwawiła z ran w nodze i brzuchu. „Mamusiu, nie umieraj, ja nie wiem, dokąd uciekać” – płakała dziewczynka. Płacz zwrócił uwagę sowieckiego żołnierza. Przebił ją i matkę bagnetem. Zapadła cisza.
Według oficjalnych danych NKWD tego dnia zastrzelono około 50 osób. Świadkowie i historycy twierdzą, że zginęło wtedy nie mniej niż 2000, a może nawet i 3500 ludzi.
Zanim doszło do masakry
To zdarzyło się 1 kwietnia 1941 r. w pobliżu położonej na Bukowinie wsi Biała Krynica. Do końca czerwca 1940 r. cała Bukowina należała do Rumunii. Na mocy paktu Ribbentrop–Mołotow, zawartego w sierpniu 1939 r., Niemcy obiecały ZSRR nie tylko terytoria Rzeczpospolitej Polskiej, ale także ziemie rumuńskie – północną Bukowinę i Besarabię. 28 czerwca 1940 r. Armia Czerwona wkroczyła na Bukowinę, zajmując jej stolicę – Czerniowce. Granica przebiegała mniej więcej wzdłuż rzeki Seret. Biała Krynica, która wtedy nosiła nazwę Fantana Alba, stała się wsią graniczną. Mieszkający na północnej Bukowinie Rumuni z dnia na dzień stali się obywatelami Kraju Rad. Nie byli z tego powodu zadowoleni.
Nowa władza nie udzielała zezwoleń na wyjazd. Zdesperowani Rumuni przekraczali więc granicę nielegalnie. Tylko w sierpniu 1940 r. w strefie strzeżonej przez 97. pułk straży granicznej (obejmował on rejon, w którym leżała Biała Krynica) przy próbach nielegalnego przekroczenia granicy zatrzymano 471 osób. W ciągu pierwszego półrocza sowieccy pogranicznicy ujęli na Bukowinie prawie 7000 osób, które usiłowały uciec do Rumunii.
Odpowiedzią władz było wzmocnienie patroli granicznych i nasilenie represji. Rodziny, których członkowie uciekli do Rumunii, uznane zostały za „zdrajców ojczyzny” i deportowane do obozów pracy na Syberii i w Kazachstanie. Pracowity 97. pułk straży granicznej do 1 stycznia 1941 r. wpisał na listy deportacyjne 1085 osób.
Strach przez deportacją skłaniał Rumunów do desperacji. Nocą 19 listopada 1940 r. 40 rodzin ze wsi Suceveni – 105 osób uzbrojonych w 20 karabinów – podjęło próbę przedarcia się do Rumunii w pobliżu Białej Krynicy. W strzelaninie z sowieckimi pogranicznikami trzech uciekinierów zginęło, dwóch rannych pojmali strażnicy, ale pozostałej setce udało się dotrzeć do położonych po rumuńskiej stronie Radowców (Rdui). Cena sukcesu była jednak wysoka. Ich krewni, w proporcji 1 za 1, czyli 105 osób, zostali aresztowani przez NKWD i natychmiast deportowani na Syberię.
W styczniu 1941 r. ponad sto wieśniaków z miejscowości Mahala,Ostria, Horecea i kilku innych wsi z powodzeniem przekroczyła granicę i dotarła do Rumunii. Ta spektakularna ucieczka zachęciła następnych. W nocy z 6 na 7 lutego 1941 r. grupa licząca ponad 500 osób ze wsi Mahala, Cotul-Ostriei, Buda, irui, Horecea-Urbana i Ostria podjęła próbę przekroczenia granicy. Tym razem pogranicznicy nie dali się zaskoczyć i otworzyli ogień z karabinów maszynowych. Tylko 57 osób przedostało się do Rumunii. 44 uciekinierów zostało aresztowanych i uznanych przez sąd za „członków grupy kontrrewolucyjnej. 14 kwietnia 1941 r. wobec 12 z nich orzeczono karę śmierci, a 32 skazano na 10 lat pracy przymusowej i 5 lat utraty praw obywatelskich. Wszyscy członkowie ich rodzin zostali aresztowani i wywiezieni na Syberię.
Masakra
Wiosną 1941 r. Sowieci wpadli na pomysł likwidacji „wrogów ojczyzny”. Grigorij Timish, deputowany do Werchownej Rady, wie o tym z opowieści rodzinnych. – W 1941 r. mój dziadek był tu diakonem – mówi. – Opowiadał, że w marcu po bukowińskich wsiach zamieszkiwanych w większości przez Rumunów chodzili ludzie i rozpuszczali plotki, że 1 kwietnia w Białej Krynicy Sowieci otworzą granicę i kto zechce, będzie mógł pójść do Rumunii. Brzmiało to wiarygodnie. We wtorek 1 kwietnia odprawiono nabożeństwa. Po ich zakończeniu odświętnie ubrani ludzie wychodzili z cerkwi z chorągwiami i ikonami w prawdziwych procesjach. Szli mieszkańcy Piotrowców Górnych i Dolnych (Ptruii-de-Sus, Ptruii-de Jos), Kupki (Cupca), Korczsztów (Corceti) i Suczeweni (Suceveni). To było w sumie prawie 4 tys. osób, mężczyzn i kobiet, dzieci i starców. W Hlibokiej była rada rejonowa. Tam delegaci pochodu poprosili o zezwolenie na przejście do Rumunii, ale go nie dostali. Ale ludzi nie dało się już zatrzymać. Tuż przed granicą żołnierze oddali strzały ostrzegawcze. Człowiek, który szedł z chorągwią na czele kolumny, krzyknął jednak „nie bójcie się, im nie wolno strzelać do grupy większej niż 20 osób!”.
Ten moment na zawsze zapisał się w pamięci Petru Hutana, który miał wtedy 17 lat i szedł razem z ojcem. – Tysiące odświętnie ubranych ludzi z chorągwiami, świętymi ikonami, flagami Rumunii. Nagle ktoś krzyknął: „niech żyje król Michał!”. Ktoś zaintonował rumuński hymn i ludzie ze śpiewem ruszyli w stronę granicy – opowiada wzruszony. – Wtedy zaczęli do nas strzelać z karabinów maszynowych. Ojciec pociągnął mnie w krzaki. Pogranicznicy nas nie zauważyli, skupiali się na tych, którzy byli na drodze – dodaje.
O tym, że była to zaplanowana masakra, świadczy fakt, że w lesie pod Białą Krynicą Sowieci zawczasu wykopali głębokie doły. Pogranicznicy ściągali tam ciała ofiar, rozrzucone wzdłuż drogi. Tych, którzy jeszcze żyli, dobijali bagnetami i szpadlami. – Niektórych wrzucali do mogiły żywcem i zasypywali ziemią. Przez parę minut ziemia na tych grobach jeszcze się poruszała – mówi 91-letnia Katarzyna Alergus ze wsi Kupka.
– Dziadek przeżył, bo jeszcze zanim zaczęli strzelać, odłączył się od kolumny i wpadł do domu po żonę i dzieci – wyjaśnia Grigorij Timish. – Gdy już mieli wychodzić, usłyszeli strzały i ukryli się w piwnicy. Ocalili życie, ale nie uchronili się przed deportacją do Kazachstanu.
– Kiedy żołnierze poszli dobijać tych z końca kolumny – wspomina Petru Hutan – dopadliśmy brzegów Seretu i szliśmy rzeką w stronę Kupki. Przeszliśmy kawałek i wtedy ojciec powiedział, że dalej nie idziemy, bo na drodze ciągle strzelają. Schowaliśmy się pod pniem obalonej wierzby i przeczekaliśmy do wieczora. Dopiero po zmroku ruszyliśmy w stronę domu.
Straszny los spotkał tych, których schwytano żywcem. Zabrano ich do katowni NKWD w Hlibokiej i torturowano. Później, pod osłoną nocy, jeszcze żywych przewieziono na żydowski cmentarz i wrzucono do głębokich dołów wysypanych palonym wapnem. Ziemią przysypano ich dopiero nad ranem.
Ilie Popescu, prezes Stowarzyszenia „Golgota”, stracił w tej masakrze ojca. Wraz z matką i siedmiorgiem rodzeństwa został deportowany do Kazachstanu. Miał wtedy 7 lat. – Pamiętam, jak matka dzieliła głodowe porcje więziennego jedzenia – wspomina. – Udawała, że je, ale oddawała nam prawie wszystko. Racje żywnościowe przysługiwały tylko osądzonym. Nas było dziewięcioro, ale tylko trojgu przysługiwało jedzenie. Widziałem, że inne matki postępowały podobnie. Same umierały z głodu, byleby tylko ich dzieci przeżyły – opowiada. Niedawno Popescu z własnej skromnej emerytury postawił krzyż ku czci matek deportowanych dzieci.
Przywrócona pamięć
Jeszcze w pierwszych latach niepodległej Ukrainy obowiązywał zakaz mówienia i pisania o tej zbrodni. Klimat zmienił się dopiero w na początku XXI wieku. Na grobach ofiar postawiono wtedy pomnik i rozpoczęto oficjalne obchody rocznicy. W 2011 r. rumuński parlament ustanowił 1 kwietnia Narodowym Dniem Pamięci ofiar masakry w Białej Krynicy, a także ofiar deportacji, głodu i innych form zorganizowanych represji sowieckiego reżimu wobec mieszkańców Bukowiny, Hercy i Besarabii.
W 75. rocznicę tragedii hołd pomordowanym oddali przedstawiciele władz ukraińskich i rumuńskich, duchowieństwa z Bukowiny ukraińskiej i rumuńskiej, członkowie towarzystw regionalnych, młodzież, a przede wszystkim mieszkańcy tej ziemi, członkowie rodzin i potomkowie pomordowanych. W Parlamencie Europejskim w Brukseli otwarto opowiadającą o tej zbrodni wystawę. Rosja nigdy nie potępiła tej zbrodni.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.