Nieobecni w księgarniach

Andrzej Macura

Czytając opinie publicysty L’Osservatore Romano nie mam wątpliwości że coś jest na rzeczy. Kultura katolicka, przynajmniej w jej części dotyczącej literatury, zeszła do defensywy. A szkoda. Bo ludzie – wbrew pozorom - ciągle czytają.

Nieobecni w księgarniach

Napisanie dobrej książki, która potrafi zainteresować, wciągnąć i jeszcze przekazać sensowną treść, na pewno nie jest rzeczą prostą. Zwłaszcza że jej autor, podobnie jak piszący w katolickich mediach, narażony jest na krytykę z dwóch stron. Jedni będą mu zarzucali że jest ciasny i boi się niewygodnych pytań, drudzy że szkaluje Kościół. Z dwojga złego łatwiej przetrzymać tę pierwsza krytykę, stąd pewnie tendencja do tworzenia apologii czy powtarzania sloganów. Jest jednak rzecz, którą można by zmienić łatwiej: sposób dystrybucji katolickich książek.

Odwiedzając księgarnie mam wrażenie, że książka katolicka nie istnieje. W przeciętnej pełno książek o magii i poradników zalecających w najlepszym wypadku pomysły rodem z religii wschodu. Nie brak też takich, które w krzywym zwierciadle przekazują historię Kościoła i utrwalają utarte, negatywne stereotypy. Jeśli znajdzie się w takiej księgarni kilka książek wydawnictw katolickich, to będzie to najczęściej Pismo Święte i albumy. Najlepiej z Janem Pawłem II. A gdzie literatura, która dawałaby odpór temu zmasowanemu atakowi publikacji nieprzychylnych chrześcijaństwu i katolikom?
 
W księgarniach katolickich oczywiście. Tam nie brakuje sensownych, rzetelnych pozycji. Wydaje mi się jednak, że to trochę za mało. Przecież wiara nie jest wiedzą specjalistyczną, by wymagała osobnych, specjalistycznych księgarń. Dziś coś, co miało służyć promocji wiary – katolickie wydawnictwa i księgarnie – wydaje się być czynnikiem hamującym dialog ze światem. A my, uspokojeni ilością wydawanych książek, przestaliśmy zauważać, że zbyt trudno je przeciętnemu Polakowi zauważyć.
 
Nie mam racji? Bardzo bym chciał jej nie mieć. Proszę o wyprowadzenie mnie z błędu. Póki co jedyną jaskółką wiosny jest dla mnie internet: tu panuje pełny „książkowy pluralizm”.