Zabrania, nie zabrania...

Joanna Kociszewska

To jakiego zdania w końcu jest Kościół? Co mają myśleć wierni? Najchętniej na to pytanie odpowiedziałabym: wierni mają myśleć.

Zabrania, nie zabrania...

Na katolickich forach internetowych króluje pytanie: Czy Kościół zabrania … (w miejsce kropek można wpisać niemal dowolną rzecz). Jeśli odpowiedź jest zbyt niejednoznaczna, zadający pytanie uściśla: A jakie jest oficjalne stanowisko Kościoła? I nie przyjmuje do wiadomości, że Kościół nie jest zobowiązany wypowiedzieć się oficjalnie na każdy temat.

Z drugiej strony, wielokrotnie można usłyszeć wypowiedzi utożsamiające opinię tego czy innego księdza lub biskupa z oficjalnym stanowiskiem Kościoła. Problem pojawia się tylko, gdy opinii jest więcej, są sprzeczne lub wyglądają na sprzeczne. To jakiego zdania w końcu jest Kościół? Co mają myśleć wierni?

Najchętniej na to pytanie odpowiedziałabym: wierni mają myśleć. Mają zasady podawane przez Kościół, mogą zapoznać się z opiniami różnych osób, ale nikt nas nie zwolni z odpowiedzialności za własne wybory.

Podejście kodeksowe do nauczania Kościoła powinno martwić. Bycie chrześcijaninem to nie jest slalom-gigant między słupkami z napisem „nakaz” i „zakaz” i pracowite wyliczanie punktów straconych w wyniku pominięcia niektórych. Czy jeszcze mogę sobie pozwolić na stratę, czy już powinienem być ostrożny? A może zdołam ją później nadrobić? Tak za 20 lat, jak się zestarzeję?

Nauczanie Kościoła w kwestiach moralności to zbiór wskazówek, które mają na celu ochronę dobra – mojego i innych ludzi. W niektórych kwestiach – zwłaszcza wtedy, gdy krzywda może być wielka, a sytuacja jest oczywista – jest to stanowisko kategoryczne, czasem obwarowane karami. W innych Kościół ogranicza się do ostrzeżenia czy wyrażenia wątpliwości. W jeszcze innych milczy, pozwalając swoim przedstawicielom wyrażać różne opinie.

Człowiek, który podejmuje decyzję, powinien uwzględnić argumenty i wybrać. Zgodnie z własnym rozumem i sumieniem, pozostając otwartym na ewentualną korektę poglądów, jeśli pojawią się nowe fakty. Ma prawo oczywiście zaufać autorytetom - nie sposób w końcu znać się na wszystkim - ale za wybór autorytetu sam bierze odpowiedzialność.

I najważniejsze. W moim odczuciu nerwowe poszukiwanie opinii autorytetów wydaje się czasem brać nie z niechęci do myślenia, ale z lęku przed popełnieniem błędu. Może warto częściej przypominać, że człowiek ma prawo do błędów, a sam błąd nie jest winą?

W przeciwnym wypadku nigdy nie uda się przekonać świata, że wiara nie kłóci się z rozumem, a Kościół nie zabrania swoim wiernym myślenia…