Jak przesłuchiwano abpa Gocłowskiego

"Gazeta Wyborcza Trójmiasto"/ KAI/ jk

publikacja 09.09.2009 09:25

Marek Wąs i Marek Sterlingow na podstawie relacji kilku pragnących zachować anonimowość osób, obecnych na rozprawie, odtwarzają przebieg poniedziałkowego posiedzenia sądu, podczas którego zeznawał abp Tadeusz Gocłowski.

Jak przesłuchiwano abpa Gocłowskiego Jakub Szymczuk/Agencja GN Abp Tadeusz Gocłowski

"Arcybiskup był wyraźnie zdenerwowany. Na wstępie poinformował, że nigdy nie występował na rozprawie i jest to dla niego sytuacja dyskomfortowa. Część naszych rozmówców twierdzi, że to przytyk, że w ogóle jest przesłuchiwany. Inni uważają, że chciał tylko wyjaśnić swoje poruszenie" - czytamy.

Przesłuchanie składało się z dwóch części. W pierwszej, trwającej nieco ponad godzinę, pytania zadawał sąd , w drugiej świadka odpytywali oskarżeni i ich pełnomocnicy. Mieli ponad sto pytań.

Z relacji dowiadujemy się, że kilka razy obrońcy wyprowadzili arcybiskupa z równowagi - nie okazał tego jednak słowami, a raczej tonem głosu i mową ciała. "Najpierw mecenas przypomniała, że według prawa kanonicznego metropolita sprawuje zarząd nad doczesnymi dobrami Kościoła i ks. B. powinien przedkładać mu pisemne sprawozdania z finansów Stella Maris. (...) Wyraźnie rozsierdziło arcybiskupa pytanie o długi kurii. Na to oraz kolejne - o negocjacje z bankami i spotkania z biznesmenami - odpowiedział, że jest to "wewnętrzna sprawa Kościoła". Wówczas sędzina przypomniała, że obowiązują go również przepisy polskiego prawa i powołała się na konkordat" - podaje Gazeta.

Ponadto w obszernym artykule znajdujemy informacje: na jakim krześle siedziała sędzina, jak była ubrana i w jakiej torbie przywiozła akta (dużej, ciemnej, sportowej, zapinanej na zamek błyskawiczny), dlaczego pełnomocnicy oskarżonych nie dostali stolików na dokumenty i musieli trzymać je na kolanach, oraz czy pełnomocnicy mieli togi ze sobą i dlaczego ich nie ubrali. A także wiele innych w podobnym klimacie...

Od Redakcji

"Pudelek" górą...

Joanna Kociszewska