Wiara wraca na salony?

Andrzej Macura

Wszystkie poglądy są dobre, byle nie były inspirowane chrześcijaństwem – dawało się słyszeć na politycznych salonach w ostatnich kilkudziesięciu latach. Coś jednak zaczyna się zmieniać.

Wiara wraca na salony?

Czasy realnego komunizmu, w których przyszło mi dorastać, przyzwyczaiły mnie, że w „oficjalnej rzeczywistości” o swojej wierze mogę mówić jedynie jako o rodzaju wstydliwej choroby. Najlepiej po wyznaniu „wierzę” dodając „ale”. Dlatego różne antychrześcijańskie ekscesy początku lat 90. nie od razu budziły mój zdecydowany sprzeciw. Tym bardziej że triumfalistyczny ton wypowiedzi części polskich katolików mógł budzić zażenowanie. Z biegiem czasu coraz wyraźniej docierało jednak do mnie, że zdaniem „elit” chrześcijanin, owszem, wierzyć może, ale na pewno nie powinien kierować się wiarą w codziennym życiu. A jeśli już koniecznie musi, trzeba maksymalnie ograniczyć możliwość jego oddziaływania na innych. Potwierdzeniem takiego podejścia może być dyskusja o obecności religii w szkole. Najpierw awantury wokół powrotu katechezy do szkół, potem dyskusje o wliczaniu stopnia z tego przedmiotu do średniej na świadectwie czy możliwości zdawania go na maturze. Broniąc rzekomo zagrożonych praw niewierzących, niewielu zauważyło, że katecheci, nie mogąc zostać wychowawcami klas, ciągle są, w majestacie prawa, traktowani jak… No właśnie, kto? Niebezpieczni dla wychowania młodych ludzi gorszyciele?

 
Owa antychrześcijańska fobia nie jest polską specyfiką. Pełno jej także na europejskich salonach. Dlatego wielką nadzieję budzą wypowiedzi ważnych europejskich polityków, którzy nie boją się sięgać do chrześcijańskich inspiracji. Rok temu burzę wywołały słowa prezydenta Francji, Nikolasa Sarkozy’ego o „laickości pozytywnej”, szanującej także wartości religijne. Teraz słyszymy wypowiedź przewodniczącego Parlamentu Europejskiego prof. Jerzy Buzka, który przybywając na spotkanie szefów parlamentów państw G8 powiedział: „(…) Można być człowiekiem współczesnym, a jednocześnie chrześcijaninem i strażnikiem pewnych wartości. To bardzo ważne i ja postaram się to udowodnić”. Czy to zapowiedź, że wierzący przestaną być traktowani jak obywatele drugiej kategorii? Może wreszcie nastał czas powrotu religii na salony?