Rachunek cudzego sumienia

Joanna Kociszewska

Na starannym wykonaniu rachunku czyjegoś sumienia można sporo zyskać. Choćby dobrą opinię i zaufanie. Zaglądanie we własne takich korzyści nie przynosi.

Rachunek cudzego sumienia

"Jeszcze nie skończyły płakać kobiety, jeszcze nie wszystkie ciała górników zostały zidentyfikowane, a już zaczął się medialny pościg: dorwać winnego!" - krzyczy lead obszernego artykułu. Poniżej pełen emocji opis technik tworzenia sensacji medialnych. "Już kręcimy sobie pętle na szyje." – konkluduje autor.

Trudno kwestionować, gdy dziennikarz opisuje styl działania i sposób myślenia kolegów po fachu. Zapewne wie, o czym pisze. Zapewne wielu poczucie, że „tak trzeba” wielokrotnie zniesmaczało. Ale cóż – nakład, oglądalność, czytelnictwo… Tym razem okazało się, że ludzie mają dość.

To dobrze. Naprawdę kręcimy sobie w ten sposób pętlę na szyję. Naprawdę odczłowieczamy świat, w którym żyjemy, niszczymy więź między ludźmi i zdolność do współodczuwania. Byłoby wspaniale, gdyby takie wydarzenie jak to, skorygowało nasze zachowania. Czyżby ten artykuł był zwiastunem wiosny?

Niestety, nie jestem w tej sprawie optymistką. Bardzo łatwo jest komentować czyjeś błędy, dokonywać rachunku czyjegoś sumienia. Dużo trudniej wyciągnąć wnioski dla siebie i skorygować własne postępowanie. Na starannym wykonaniu rachunku czyjegoś sumienia można sporo zyskać. Choćby dobrą opinię i zaufanie. Zaglądanie we własne takich korzyści nie przynosi.

Czy coś się zmieni w mediach? Niestety, wątpię. Nadal będzie można zobaczyć tworzenie sensacji za pomocą tytułów, zajawek, wyróżnień w tekście czy obrazów. Informacja – owszem – jest prawdziwa. Pod warunkiem, że się ją uważnie przeczyta w całości. Najlepiej ignorując to, co jest prezentowane jako najważniejsze.

Nadal najbezpieczniej będzie czytać relacje z kilku źródeł, najlepiej różnych opcji i po odsianiu tego, co jest odautorskim komentarzem zestawiać „gołe” fakty. Szkoda, nie każdy człowiek ma czas i możność cierpliwie do prawdy docierać.

To nie jest kwestia jednej „stacji telewizyjnej” czy jednego „ogólnopolskiego dziennika”. To nie jest kwestia strony czy opcji. W każdej gazecie, w każdej telewizji, w każdym programie radiowym można znaleźć teksty dobre i ważne i takie, które można było zrobić lepiej.

Pytanie o rzetelność trzeba stawiać przede wszystkim samemu sobie. I przed swoim sumieniem przede wszystkim odpowiadać. To jest jedyne miarodajne kryterium.