2000 przyjaciół

Joanna Kociszewska

Człowiek potrzebuje drugiego człowieka - głębokiej, bezpiecznej i bliskiej relacji. Internet zapewnia złudzenia, ale czy coś więcej?

2000 przyjaciół

Jedna z dziewcząt powiedziała, że ma 2000 przyjaciół w Internecie. Na to inna, że można mieć nie więcej niż 200, a kto ma 2000, ten jest mitomanem. Kolejna mówiła, że nie może wytrzymać godziny bez Internetu” - wypowiedzi młodych poruszyły abpa Michalika. Według hierarchy, który widzi tu zadanie dla Kościoła, „jeśli rozwój człowieka nie będzie pełny, to powstaną luki w relacjach międzyludzkich”, a „ludzie nie będą szczęśliwsi, bo nie będą w stanie przyjąć wartości płynących choćby z przyjaźni”. Dla mnie pytanie podstawowe brzmi: co znaczy słowo „przyjaciel”, jeśli tym mianem określamy setki osób?

Internet jest miejscem budowania relacji. Łatwość kontaktu i brak ograniczeń przestrzennych, a przy tym pewna anonimowość (a może raczej złudzenie anonimowości) sprawiają, że można spotkać wielu ludzi o bliskich sobie poglądach na życie czy zainteresowaniach. To odkrycie, zwłaszcza dla ludzi cierpiących z powodu samotności. Nie jestem sam – jest nas dwustu czy dwa tysiące. Tylko czy to jest już przyjaźń?

W „realu” kontakty buduje się trudniej. Trzeba mieć na nie czas. Trzeba wybrać, komu lub czemu chcemy go poświęcić. Ale czy bez takiego „wkładu” można zbudować przyjaźń?

Człowiek potrzebuje drugiego człowieka. Problem w tym, że potrzebuje przede wszystkim więzi z drugim człowiekiem – głębokiej, bezpiecznej i bliskiej relacji. Internet zapewnia złudzenia, ale czy coś więcej?

Daleka jestem od tego, by negować możliwość nawiązania i budowania przyjaźni przez Internet. Rzeczywistej i głębokiej więzi. Jestem jednak przekonana, że wymaga to spełnienia dokładnie tych samych warunków, których potrzebuje „real”: przede wszystkim czasu i wysiłku. Nie da się budować nawet kilkunastu czy kilkudziesięciu relacji przyjacielskich na raz. Chyba, że będą to relacje koleżeńskie/ kumplowskie.

"Jeśli rozwój człowieka nie będzie pełny, to powstaną luki w relacjach międzyludzkich”, a „ludzie nie będą szczęśliwsi, bo nie będą w stanie przyjąć wartości płynących choćby z przyjaźni” – mówi abp Michalik. Obawiam się, że nie tyle nie przyjmą, co nie poznają wartości płynących z przyjaźni, zadowalając się jej namiastką. Faktycznie, nie będą szczęśliwsi.

Zgadzam się, że to zadanie dla Kościoła. Kto jak nie Kościół, który jest wspólnotą, ma wskazywać, że warto budować więzi między ludźmi? Tylko... czy mamy na to czas i chęć, by podjąć wysiłek?