Kościołowi po drodze

ks. Włodzimierz Lewandowski

Więc jak modlącemu się o to, by Bóg podtrzymywał wszystkie dobre dzieła wytłumaczyć, że to żebranie po sklepach i ten Jasiek ubrany, to jednak nie było dobre dzieło?

Kościołowi po drodze

Środek Tygodnia Miłosierdzia, a tu cicho. Poza materiałami formacyjnymi prawie żadnych wieści o akcjach, wydarzeniach, spotkaniach, inicjatywach. Czyżby starano się zachować energię na Dzień Papieski? Albo na Tydzień Misyjny? Bo akcji duszpasterskich w październiku nie brakuje.

Aleś się, księże, zapędził. Od kiedy miłosierdzie to akcja? Zapomniałeś już wykłady księdza Kamińskiego, z potrójnej misji chrzcielnej wyprowadzającego zadania parafii? Pamiętam. Również to proste porównanie do stołka z trzema nogami. Przewraca się, gdy zabraknie jednej z nich. Czyli posługa głoszenia Słowa, uświęcenia i miłości. Więc się przewraca, ale nie w głowie, choć tam pewnie też.

Widzę ich twarze. M. i D., w pewnym sensie pionierzy. Z nimi tylu innych, aż strach wymieniać, bo jeszcze o kimś zapomnę. Jedyne, co mieli, to zapał na początek i Boże błogosławieństwo. Widać obfite było (mogło być inaczej?), bo dzieło rosło. Z radością dowiadywałem się o nowych formach pracy. Podziwiałem, gdy z albertyńską pokorą latali po okolicznych sklepach, bo chleba dla dzieciaków zabrakło. I ten Jasiek, tyle razy przez nich ubierany, bo tata za każdym razem sprzedawał nowe ubranie. Aż wpadli na pomysł, by mu szafę w świetlicy zrobić, żeby w domu nie mieli go w co przebrać. To był piękny czas, dlatego i ból wielki, gdy trzeba było zwijać żagle, odejść z podciętymi skrzydłami. Niektórzy skutecznie zrazili się do Kościoła. Mieli prawo. Ktoś powie, że gdyby wiarę mieli i bardziej Boga niż siebie szukali… Dajmy spokój z tymi pseudo pobożnymi argumentami. Bo wiara młodego to ciągle jeszcze zalążek. Daleko jej do odporności wiekowego dębu. Więc się nie obrazili, ale zrazili w miarę skutecznie.

Jedną z poważnych wad Kościoła w Polsce jest zbyt częste sięganie do tak zwanego argumentu Gamaliela. Zostawcie ich. Jeśli jest z Boga, ostoi się samo. Skutek jest taki, że wiele pięknych inicjatyw – również na polu miłosierdzia – zamiera. Narzeka się na brak zaangażowania świeckich, ale nie mówi ani pisze o tym, że wiele zrobiono i robi się, by im to zaangażowanie wybić z głowy. Pod różnymi pretekstami. Czasem wręcz śmiesznymi. Więc jak modlącemu się o to, by Bóg podtrzymywał wszystkie dobre dzieła wytłumaczyć, że to żebranie po sklepach i ten Jasiek ubrany, to jednak nie było dobre dzieło? Bardzo bym chciał, żeby opisana sytuacja należała do wyjątkowych.

Ten problem nie pojawił się w ostatnim czasie. Kiedyś proboszczowie bali się wracających z oazy. Bo zaraz rewolucję w parafii zaczną robić. (Fakt, była taka piosenka roku.) Tymczasem nie chodziło o przestawianie ołtarza i wywracanie wszystkiego do góry nogami, ale o piękno, ład i dobre przygotowanie. Podobnie było z wracającymi z Taize. Ileż razy słyszeli, że miejscem zaangażowania ma być ich parafia. Tyle, że tam nie za bardzo wiedzieli, co z nimi zrobić. Jeśli policzyć te wszystkie sytuacje odnieść można wrażenie, że Kościołowi nie po drodze z inicjatywą, rozmachem, samodzielnością.

Nie jest tak źle. Kościołowi zawsze po drodze. Gorzej z ludźmi Kościoła.