A skąd on jest?

Joanna Kociszewska

Metodą na dyskryminację nie jest walka o prawa czy udawanie, że różnorodności nie ma, ale akceptacja faktu, że każdy z nas jest inny i jednakowy standard dla każdego.

A skąd on jest?

O prawach mniejszości, o niedyskryminacji w wielu wymiarach można usłyszeć bardzo wiele. Zasada bardzo słuszna. Tylko coraz częściej można odnieść wrażenie, że im więcej się na ten temat mówi, tym większy w ludziach powstaje opór. Czyżby obrano złą metodę?

Prawne zagwarantowanie braku aktów dyskryminacji jest konieczne – nie można się zgodzić na akty przemocy, utrudnienia w dostępie do pracy czy nauki, przeszkody w wyznawaniu wiary. Niemniej trzeba pamiętać, że nie da się prawnie zadekretować (i nie należy próbować) tego, co ludzie mają myśleć. Tymczasem dyskryminacja zawsze zaczyna się w postrzeganiu człowieka przez pryzmat jednej cechy.

Naukowiec – niemiecki. Artysta – żydowski. Można w ten sposób wymieniać bez końca. Oczywiście, dla pracy artysty jest rzeczą nie bez znaczenia jego tożsamość. Czasem niejednolita, wieloelementowa, wewnętrznie niejednorodna, jak to się zdarza u ludzi, w których łączą się wpływy wielu kultur, nie poddająca się łatwej klasyfikacji. Bez jej znajomości nie sposób zrozumieć dzieł, które tworzy. Jednak tożsamość nie powinna stawać się etykietką. Ani negatywną, ani – co ważne - pozytywną.

Dyskryminacji nie będzie dopiero wtedy, gdy zaczniemy myśleć o naukowcu, że jest naukowcem, o artyście, że jest artystą, polityku że jest politykiem. Gdy wszystkim będziemy stawiać jednakowo wysokie wymagania i jednakowo je egzekwować. Niezależnie od jego płci, przynależności narodowej, wyznaniowej czy jakiejkolwiek innej. Bez taryfy ulgowej i zakazu krytyki postępowania tych, których uważa się za dyskryminowanych, ale i bez założeń wstępnych, które sprawiają, że nic, co dana osoba zrobi nie może być słuszne albo niesłuszne (zależnie od opcji).

Nie oznacza to ani braku dostrzegania tego, co specyficzne, ani uniformizacji. Jest oczywiste, że każdy człowiek wkłada w swoją działalność to, kim jest. Jest oczywiste, że to co tworzy, będzie w pewien sposób naznaczone jego osobą. Trzeba jednak przyjąć, że to wszystko należy do naszego – ludzkiego dziedzictwa, które dzięki temu staje się bogatsze i pełniejsze.

Z faktu, że nie ma żyda ani poganina, kobiety i mężczyzny nie wynika, że wszyscy są tacy sami, ale że ta cała ludzka różnorodność ma wszystkim służyć taka jaka jest, z całą swoją niepowtarzalnością. Gdyby wszyscy byli identyczni, nie byłoby rozwoju. Problem tylko w tym, by zaakceptować, że ten drugi – pozornie tak inny – jest moim bratem czy siostrą. Pełnym i wartościowym człowiekiem.

Metodą na dyskryminację nie jest walka o prawa czy udawanie, że różnorodności nie ma, ale akceptacja faktu, że każdy z nas jest inny i jednakowy standard dla każdego.