Pogotowie nie z tej ziemi

Agnieszka Napiórkowska

publikacja 01.11.2016 06:00

– Od lat we Wszystkich Świętych jem tort i piję lampkę szampana, a na półce, na której obok zdjęć rodziny stoją także fotografie ulubionych świętych, stawiam bukiet róż. Dzień ten jest zawsze zarezerwowany dla moich nieziemskich przyjaciół – mówi Martyna Gałka.

Magda Gorożankin, gdy chce dobrze zaśpiewać, zawsze o pomoc prosi  św. Cecylię. Archiwum Magdy Gorożankin Magda Gorożankin, gdy chce dobrze zaśpiewać, zawsze o pomoc prosi św. Cecylię.

Obchodzona 1 listopada uroczystość Wszystkich Świętych wielu osobom kojarzy się ze zniczami, grobami bliskich, smutkiem i nostalgią. Ciągle pokutuje bowiem mylenie tego dnia ze wspomnieniem wszystkich wiernych zmarłych, które obchodzone jest dnia następnego. Na szczęście z roku na rok powiększa się grono osób, dla których uroczystość Wszystkich Świętych jest dniem radości, czasem, gdy oddaje się cześć tym wszystkim, którzy osiągnęli stan zbawienia i przebywają już w niebie. Dla osób, które przyjaźnią się ze świętymi, płonące na grobach „płomyki nadziei” są jak lampy wskazujące drogę do nieba.

On ma do mnie słabość

Niektórzy kaznodzieje podczas rekolekcji zadają słuchającym pytanie, czy chcieliby pójść do nieba. Las podniesionych rąk świadczy o tym, że wiele osób ma w sercu to pragnienie. Drugie pytanie o to, kto chciałby pójść tam już dziś, szybko studzi zapał. Większość bowiem woli marzyć o niebie teoretycznie, odkładając dzień przejścia przez bramę śmierci na starość. Przyjaźnienie się ze świętymi zmienia perspektywę, skraca drogę, wycisza niepokój. Osoby, które na co dzień rozmawiają i współpracują ze świętymi, mocniej tęsknią za życiem wiecznym. Każdy dzień na ziemi traktują jak kolejny krok do spotkania z najlepszymi z najlepszych, ze świętymi, którzy nigdy ich nie zawiedli, na których zawsze mogą liczyć.

Wśród osób, które są w stałym kontakcie ze świętymi, jest Anna Szwed, lekarz internista. Pani Anna od lat przyjaźni się ze św. o. Pio. – To jest mój ukochany święty, na którego pomoc zawsze mogę liczyć. Mam wrażenie, że on ma do mnie słabość – zdradza pani Anna. – Opowiedziała mi o nim jedna z moich pacjentek. Z San Giovanni Rotondo przywiozła mi jego figurkę i obrazek z modlitwą. Modląc się, z dnia na dzień zaczęłam się do niego zbliżać. Był to w moim życiu czas bardzo intensywnej pracy. Zmęczenie nieraz dawało mi się we znaki. Kiedy opadałam z sił bądź kiedy pojawiał się jakiś problem, prosiłam go o pomoc, a on działał. Widząc jego skuteczność i wsparcie, zaczęłam bliżej go poznawać. Przeczytałam kilka książek. Dowiedziałam się o jego dziełach, posłudze i darach. Im więcej o nim wiedziałam, tym bardziej stawał mi się bliski. Dziś wszystko robię razem z nim. Stał się moim przewodnikiem, kołem ratunkowym zarówno w pracy zawodowej, jak i życiu prywatnym. Przez niego i z nim zanoszę wszystkie modlitwy do Boga. Chcąc o coś poprosić Jezusa, o. Pio traktuję jak kogoś, kto mnie do Niego prowadzi, kto udziela mi pewnej protekcji – wyznaje pani Anna.

Przyjaźń ze świętym stygmatykiem zmienia i pomaga wzrastać duchowo. Otwiera też na innych, zwłaszcza na potrzebujących. Wychodzący z gabinetu pani doktor Szwed często przyznają, że – poza diagnozą i lekarstwami – otrzymali coś więcej, jakiś spokój, nadzieję. Czują, jakby leczone było nie tylko ich ciało, ale i dusza. – Na początku, gdy słyszałam takie wyznania, całą zasługę przypisywałam sobie. Dziś wiem, że jest to łaska dana mi z góry. Mając tego świadomość, ciągle o nią proszę. Od lat swój dzień rozpoczynam od Eucharystii, podczas której zapraszam Jezusa, Maryję i – oczywiście – św. o. Pio, by byli ze mną. Proszę, bym na innych, zwłaszcza chorych, patrzyła ich oczyma. Później, już w pracy, widzę, jak to poranne spotkanie owocuje. Świadomość, że nie jestem sama, pozwala podejmować odważne decyzje, uczy wrażliwości i dodaje sił.

Dziadek i święci od zadań specjalnych

Cały zastęp ulubionych świętych ma Magda Gorożankin, studentka pedagogiki. – Najbliższa jest mi św. Rita, bo jest patronką od spraw beznadziejnych, czyli dla całej mnie. Ja mam co chwilę do załatwienia sprawy, które wydają mi się beznadziejne. Kontaktuję się też ze św. Cecylią. Kocham muzykę. Śpiewam i gram w kościele. Kiedy idę służyć swoim głosem, zawsze proszę ją o pomoc – opowiada Magda.

Kolejną świętą, z którą często kontaktuje się dziewczyna, jest św. Blanka, patronka kobiet walczących. Znający Magdę nie dziwią się, że właśnie tę patronkę wybrała sobie podczas bierzmowania. Młoda studentka nie przywykła chować głowy w piasek. Jeśli gdzieś potrzebne jest jasne i zdecydowane powiedzenie prawdy, stanięcie po stronie osoby skrzywdzonej, na nią zawsze można liczyć.

– Jest znacznie więcej osób wśród świętych i błogosławionych, które mnie fascynują. Bez nich żyłoby mi się bardzo ciężko. Ich obecność czuję bardzo realnie. Rozmawiając z nimi, czuję się tak, jakbym rozmawiała z mamą albo z kimś bliskim. Gdy mam problem z drogą, to wiadomo, że proszę o pomoc św. Krzysztofa. Jest kłopot z gardłem, a chcę dobrze zaśpiewać, uderzam do wspomnianej już Cecylii. Najbardziej jednak głowę zawracam św. Antoniemu. Jestem roztargniona i ciągle coś gubię. On ma ze mną ciężkie życie. Wierzę, że musi mieć świętą cierpliwość – mówi Magda.

Pomoc świętych i pozostawanie z nimi w nieustannym kontakcie traktuje jak „normalkę”. Na istnienie świętych obcowania miała nieraz dowody. – W moim życiu, poza interwencją i pomocą, jaką otrzymuję od świętych, zdarzył się też pewien incydent. Nie wiem, czy jego bohaterem był jakiś święty, czy mój anioł stróż. Na bank na własnej skórze doświadczyłam interwencji nieba. Spieszyłam się na egzamin. Wsiadłam w Warszawie do autobusu linii 187, który miał mnie dowieźć na uczelnię. W pewnym momencie ktoś szarpnął mnie za rękę. Jakiś starszy pan zdecydowanym ruchem wyciągnął mnie z autobusu, który – gdy tylko wysiadłam – odjechał. Mężczyzna domagał się, żebym porozmawiała z nim o jego bolącym krzyżu.

Byłam wściekła. Wiedziałam, że spóźnię się na egzamin, o czym nie omieszkałam go w zdecydowany sposób poinformować. W tym momencie usłyszałam przeraźliwy huk. Na skrzyżowaniu w autobus, którym miałam jechać, uderzyła ciężarówka. Kiedy się odwróciłam, starszego pana już nie było. Pytałam ludzi, gdzie jest. Nikt go nie widział. Pomyślałam wtedy, że ktoś nade mną czuwa – opowiada Magda.

Historia ze starszym panem i wypadkiem ma swoją kontynuację. Tego samego dnia Magda otrzymała list od administracji domu, w którym mieszkał dziadek, z prośbą o natychmiastowy kontakt. Trzy dni później, gdy Magda stanęła przed drzwiami domu dziadka, okazało się, że nie może ich otworzyć, bo są zamknięte od środka. Wezwała policję, straż.

– Kiedy weszłam do mieszkania, znalazłam tam martwego dziadka. Nie żył od dawna. Nie mieliśmy stałego i częstego kontaktu z sobą. Dziadek był typem samotnika. Później poskładałam fakty. Zderzenie autobusu miało miejsce 22 stycznia, w Dniu Dziadka. Z autobusu wyciągnął mnie starszy pan, który mówił o bolącym krzyżu. Po tym wszystkim łatwiej mi było poradzić sobie ze śmiercią dziadka i z całą trudną sytuacją. Może kiedyś dowiem się, kogo moi przyjaciele święci zesłali mi na ten czas do pomocy. Tak czy siak, wiem, że to ich sprawka – twierdzi Magda Gorożankin.

Lepsza willa niż slums

O swoich przygodach ze świętymi chętnie opowiadają także Aneta Grzegorzewska i Martyna Gałka. Aneta, gdy bliżej poznała świętych, postanowiła nie tylko prosić ich o pomoc, ale także zająć się „promocją ich usług”. – Ludzie mało wiedzą, czym jest świętych obcowanie, dlatego na różne sposoby postanowiłam sprawić, by te dwa światy do siebie zbliżyć. Jak można nie kontaktować się ze znajomymi z najwyższej półki, zwłaszcza gdy oni sami tego chcą? Od kiedy założyłam internetowy sklep, mam wrażenie, że oni jeszcze mocniej mnie wspierają. Zawsze mogę liczyć na pomoc św. Rity, Charbela czy Filipa Neri. Bliski jest mi też św. Jan Paweł II. Już niejedną osobę ubrałam w koszulkę z jego wizerunkiem. Ludzie, którzy kupują nasze produkty z podobiznami świętych, nieraz świadczyli o tym, że bohaterowie ich ubrań wspierali ich w codziennych zmaganiach – mówi Aneta.

Pomoc i interwencja świętych nie jest obca Martynie, która różne osoby wpisane w kanon świętych prosi o pomoc. – Najczęściej w sprawach duchowych. Do ojca Honorata uderzam, gdy spotykam się z jakąś osobą walczącą z Kościołem. Gdy któryś z moich znajomych boi się spowiedzi, wołam na ratunek św. o. Pio. Kiedy jedna z moich koleżanek myślała o aborcji, nie odpuszczałam św. Joannie Beretcie-Molli. Teraz jestem chrzestną małej Zuzi. Zawsze takie interwencje zatrzymują, zmuszają do refleksji i w konsekwencji przyczyniają się do pogłębienia wiary. A o to przecież chodzi. Jezus obiecał, że w domu jego Ojca jest mieszkań wiele. Więc lepiej marzyć o willi niebieskiej niż o slumsach w piekle. Ja przynajmniej wolę – mówi Martyna.

W myśl starego porzekadła: „Z kim przestajesz, takim się stajesz” przyjaźń ze świętymi jest zawsze zyskiem. Najlepszą z możliwych relacją.