Synod dla Afryki odmieni Kościół

KAI |

publikacja 23.10.2009 18:10

Prace Synodu Biskupów dla Afryki przekształcą tamtejszy Kościół od wewnątrz – uważają dwaj jego polscy uczestnicy: abp Henryk Hoser i bp Jan Ozga.

Abp Henryk Hoser Marek Piekara/Agencja GN Abp Henryk Hoser

Biskup warszawsko-praski, który w latach 2005-08 był sekretarzem pomocniczym Kongregacji Ewangelizacji Narodów, znalazł się na Synodzie z nominacji Benedykta XVI, zaś biskupa diecezji Doumé-Abong’ Mbang jako swego przedstawiciela wybrał episkopat Kamerunu.
KAI: Czym to drugie zgromadzenie specjalne różni się od pierwszego sprzed 15 laty?

Abp H. Hoser (HH): Atmosfera jest pewnie podobna, dużo spontaniczności i szczerego przedstawienia wszystkich problemów. Różnice natomiast biorą się z odległości czasowej. Obecny Synod jest próbą podsumowania doświadczeń kontynentu afrykańskiego w perspektywie jego ewangelizacji.

Bp J. Ozga (JO): Nie byłem na tamtym synodzie, ale – jak słyszę – obecność przedstawicieli episkopatów Australii, Stanów Zjednoczonych, Europy czy Azji sprawia, że jest to wydarzenie ważne dla Kościoła powszechnego. Problemy Afryki ukazywane są w kontekście innych kontynentów. Specyfika tego zgromadzenia polega też na tym, że o ile pierwszy był nazywany Synodem nadziei i zmartwychwstania, to obecny nazwałbym Synodem Zesłania Ducha Świętego i posłania. Bardzo mocno zabrzmiało i zapadło mi w serce dynamiczne wezwanie: „Idźcie, ale idźcie w stronę pojednania, sprawiedliwości i pokoju”. Idźcie za przykładem Jana Pawła II, św. Jana Marii Vianneya, a także księdza Jerzego Popiełuszki. Właśnie w 25. rocznicę jego męczeńskiej śmierci obejrzeliśmy film, który został bardzo dobrze przyjęty. Takie świadectwa pobudzają nas do działania na rzecz pojednania, sprawiedliwości i pokoju.

– Synod przebiegał pod hasłem „Kościół w Afryce w służbie pojednania, sprawiedliwości i pokoju”. Na ile realne są nadzieje, że jego obrady przyczynią się rzeczywiście do osiągnięcia tych celów na Czarnym Lądzie?

HH: Wydaje mi się, że jest to tajemnica dynamiki Słowa Bożego, stwarzającego i przetwarzającego. Kościół często nie ma bezpośredniego wpływu na zaistniałe sytuacje, na cały zespół warunków, które określają życie krajów afrykańskich, poszczególnych rodzin i osób. Ale przez wcielenie w społeczeństwo, przez to, że staje się solą ziemi i światłem świata, Kościół może od wewnątrz je przemieniać, przekształcać społeczeństwa a zarazem przywracać równowagę dobra, nadziei, miejsca człowieka i jego godności w dzisiejszym świecie.

JO: Już sam fakt, że mówi się o tych problemach, jest bardzo ważnym pierwszym etapem. Drugi etap ma charakter duszpasterski – na poziomie diecezji, parafii czy poszczególnych wspólnot. W tej rzeczywistości Afryki poranionej, np. w Sudanie, Rwandzie czy Demokratycznej Republice Konga jest to bardzo ważne, gdyż ci ludzie żyją obok siebie. Wezwanie do przebaczenia, właściwa praca duszpasterska oddziałuje na życie codzienne ludności; trudniejszy jest natomiast wpływ Kościoła na wielkie sprawy tego świata. Niemniej sam fakt poruszania na Synodzie wielu złożonych problemów i wypracowywania wytycznych duszpasterskich stwarza szanse na pojednanie, sprawiedliwość i pokój. Oczywiście, przede wszystkim chodzi o pojednanie w nurcie tajemnicy Bożej, gdyż jest to kwestia niewymierna. Mimo wszystko jest to temat niezwykle ważny dla Kościoła afrykańskiego.

– Jedną z bolączek Czarnego Lądu są epidemie AIDS czy malarii, a także migracje i uchodźcy z regionów konfliktów. Na ile sprawy te znajdywały odzwierciedlenie w wypowiedziach ojców synodalnych?

HH: Również na poprzednim Synodzie poruszano te zagadnienia, gdyż determinują one życie bardzo wielu osób i odsyłają nas do wołania: „Od powietrza, głodu, ognia i wojny zachowaj nas Panie”. Plagi te występują łącznie, są często powiązane przyczynowo. Konflikt wojenny powoduje niemożność zasiania, zebrania plonów i w konsekwencji głód, który z kolei prowadzi do osłabienia człowieka i do chorób, uruchamiając cały kompleks ludzkich nieszczęść. Natomiast epidemia AIDS jest wyrazem dezintegracji społeczeństwa afrykańskiego. Jest to biologiczny wyznacznik tej sytuacji, gdy dochodzi do zerwania więzów między ludźmi, gdy stają się one przypadkowe i coraz mniej odpowiedzialne. Jest to więc problem nie tylko biologiczny, ale też egzystencjalny. Należy go rozwiązywać z poszanowaniem ludzkiej godności i przywracając ludziom poczucie odpowiedzialności, stabilizacji i wierności w ich życiu.

JO: Chciałbym jeszcze zwrócić uwagę na problem migracji młodzieży i „drenażu mózgów”, czyli emigracji inteligencji afrykańskiej. U podstaw tego zjawiska tkwią niskie płace i brak perspektyw na przyszłość. Beznadzieja popycha młodych do ucieczki, czasami nielegalnego przekraczania granic Europy. Wielu z nich traci przy tym życie. W tym kontekście pojawia się sprawa traktowania migrantów, którym, nawet jeśli przybyli wbrew obowiązującym regulacjom prawnym, należy się szacunek dla ich ludzkiej godności. Afryka woła o solidarność. Problemy wojny, pojednania, sprawiedliwości i migracji muszą być rozwiązywane na płaszczyźnie globalnej. Wymagają większej solidarności międzykontynentalnej, zarówno na płaszczyźnie kościelnej jak i w innych dziedzinach. Trzeba dodać, że istnieją problemy migracji wewnętrznej, kiedy z jednego państwa afrykańskiego do drugiego przemieszczają się duże grupy ludności. Doświadczaliśmy tego w Kamerunie, gdy jednego dnia 10 tys. osób przybyło z Czadu i trzeba było dla nich natychmiast zorganizować pomoc.

– Pojednanie dotyczy zarówno rodzin, społeczeństwa, podzielonych chrześcijan jak i ludzi wyznających różne religie. Na ile na tych płaszczyznach można dostrzec szanse leczenia ran spowodowanych przez konflikty i podziały?

HH: Pojednanie rozpoczyna się w sercu każdego człowieka jako pojednanie z samym sobą, gdyż ludzkie serce też może być rozdarte i skonfliktowane. Dlatego Synod zwracał wielką uwagę na całą dynamikę pojednania i przebaczenia, którą odnajdujemy również w sakramencie pojednania. Sakramentalny wymiar pojednania jest prapoczątkiem procesu, który ma prowadzić do pojednania w rodzinie i w społeczeństwie. Tylko człowiek, w którym mieszka pokój, może promieniować pokojem. Tylko człowiek, który jest przejęty koniecznością sprawiedliwości, może tę sprawiedliwość szerzyć. Dlatego trzeba spojrzeć na Synod inaczej niż na wszelkie inne konferencje międzynarodowe, ponieważ jest to wydarzenie kościelne i zbawcze zarazem, a więc takie, w którym na życie ludzkie nakłada się Boża łaska. Dobre ustawienie perspektywy pojednania, sprawiedliwości i pokoju daje szansę na trwałe osiągnięcia. Bardzo trudno przewidywać, na ile to się uda, kiedy czy i w jakich okolicznościach, ale niewątpliwie jest to krok, który doprowadzi do większej jedności i uspokojenia tych wstrząsów i konfliktów, które są nieszczęściem Afryki, ale nie gaszą jej żywotności, jej przywiązania do życia i tęsknoty za życiem dostatnim i godnym.

JO: Chciałbym tu przypomnieć wypowiedź jednego z audytorów Synodu. Jako człowiek świecki zaznaczył, iż pojednanie, sprawiedliwość i pokój są przede wszystkim owocem łaski Bożej, o którą trzeba prosić. Zwrócił przy tym uwagę na potrzebę modlitwy i pokuty. Jego zdaniem procesy są tak trudne, że tylko Pan Bóg swoją łaską może pomóc człowiekowi, by otworzył swe serce na bliźniego.

– Czy w tych rejonach Afryki, które jeszcze do niedawna były areną konfliktów, np. w Rwandzie, można już mówić o owocach pojednania? Czy w auli synodalnej zabrzmiały jakieś głosy bardziej optymistyczne, o tym, że Kościół buduje mosty pojednania, pozwala ludziom wyzwolić się z zadawnionych antagonizmów?

HH: Gdziekolwiek jest Kościół, tam trwa proces pojednania i głoszenia Ewangelii przebaczenia. Nie można jednak zapominać, że tam, gdzie dochodziło do bratobójczych konfliktów, mamy też do czynienia ze społeczeństwem ogromnie poranionym. Są to doznania świeże i dominują w ludzkiej pamięci. Biorąc pod uwagę, że proces ich gojenia jest długi, trzeba też dostrzec, że pojednanie nie jest łatwe i wymaga czasu. Ważne, by zmierzać w dobrym kierunku. To właśnie Kościół ukazuje drogę i cel, a to już jest bardzo ważne.

JO: Byłem zbudowany świadectwem siostry zakonnej, która mówiła o dramacie swojej rodziny, wymordowanej podczas wojny domowej. Ostatnio na procesie spotkała zabójcę swych rodziców. Wyznała, że gdy mu przebaczyła, sama wyzwoliła się z nienawiści, pragnienia zemsty, które nosiła w swoim sercu. Również ów zbrodniarz wzruszył się, doznawszy przebaczenia. Oczywiście zgadzam się, iż proces pojednania jest długi i żmudny, ale raz rozpoczęty i kontynuowany z pewnością przyniesie wiele owoców.

– W jaki sposób Kościół dba o zachowanie tożsamości afrykańskiej w obliczu zagrożeń zewnętrznych?

HH: Widzę dwojaki negatywny wpływ czynników zewnętrznych na życie ludzi w Afryce. Jeden leży na płaszczyźnie ekonomicznej i polega na rabunkowej eksploatacji dóbr afrykańskich przez anonimowe w istocie firmy czy koncerny międzynarodowe. Zubażając te kraje i pozbawiając je sprawiedliwej zapłaty za sprowadzane surowce, sprawiają one, że poziom życia w Afryce jest ciągle bardzo niski, niekiedy wręcz dramatycznie. Ponadto polityka taka prowadzi nieraz do konfliktów zbrojnych, powodujących przemieszczanie się ogromnych mas migrantów wewnętrznych na Czarnym Lądzie. Mieszkają oni w obozach, niekiedy koczują w miejscach przypadkowych, gdzie dopadają ich wszelkie możliwe nieszczęścia.

Drugi rodzaj czynników to te, które wpływają na kulturę, świadomość, życie duchowe i tu mam na myśli kulturę postmodernizmu, relatywizmu moralnego, niosącą właściwie elementy neopogaństwa, które jest pogaństwem ateistycznym. To jest jeszcze większe niebezpieczeństwo dla ludzi, właściwie bezbronnych. Dla nich szansą jest, jak mówiliśmy na Synodzie, dostrzeżenie wszelkich dobrych cech w kulturach miejscowych, ale też konieczność oczyszczenia tych kultur i wierzeń z tego, co jest niezgodne z Prawem Bożym, Objawieniem i Ewangelią. Tym ludziom trzeba zaproponować takie warunki życia wewnętrznego i dóbr duchowych, by zapewnić im poczucie godności, sprawiedliwości i właściwej misji do spełnienia we współczesnym świecie.

JO: Ojcowie synodalni wiele uwagi poświęcili środkom społecznego przekazu. Dziś wpływają one bardzo negatywnie na tworzenie opinii o świecie i człowieku. Zdaniem uczestników Synodu tym wpływom trzeba się przeciwstawiać przez tworzenie i działanie mediów katolickich, by nie doszło do zniewolenia człowieka. Pocieszające jest to, że w Afryce możemy mówić o pewnych niebezpieczeństwach, o których na innych kontynentach nie można wyrażać się już tak otwarcie. W auli synodalnej poruszyłem temat: „Rodzina w służbie nowej kultury pojednania, sprawiedliwości i pokoju”, po czym jeden z biskupów powiedział mi: „Ja już nie mogę w mojej ojczyźnie w ten sposób i tak konkretnie mówić na temat rodziny”. Jestem przekonany, że ocalając rodzinę afrykańską przez działania Kościoła, w jakimś procencie ocalimy społeczeństwo. Być może jest to nadzieja świata, o której tak często mówimy.

– Z pewnością warunkiem budowania w Afryce pojednania, sprawiedliwości i pokoju jest obecność świadomych swej tożsamości i misji kapłanów. Niekiedy ci z nich, którzy studiowali za granicą, napotykają trudności w znalezieniu wspólnego języka z społeczeństwem, w którym wzrastali. Na ile sprawy te podnoszono w auli synodalnej?

HH: W trzecim rozdziale orędzia Synodu wyliczono grupy osób, które miałyby promować pojednanie, sprawiedliwość i pokój. Wśród nich księża stanowią bardzo ważną kategorię. Dlatego też mówiono wiele o początkowej i stałej formacji kapłanów, która rzeczywiście częściowo dokonuje się na uniwersytetach zagranicznych, ale podkreślano również istnienie afrykańskich uczelni kościelnych, do których posyłani są księża. Zwracano uwagę na ich rolę w kształtowaniu osobowości kapłańskiej. Trzeba jednak pamiętać, że w dzisiejszych czasach mediów globalnych różne idee przenikają wszędzie i różnice geograficzne mają coraz mniejsze znaczenie. Można więc stwierdzić, że ukształtowanie prawidłowej tożsamości kapłańskiej stanowi cel formacji duchowieństwa na całym świecie. Zdaniem ojców synodalnych powinna być ona określona w sposób bardziej wyrazisty, co zapewne nastąpi.

JO: Ojcowie synodalni zwracali też uwagę by zabiegać o formację kapłanów do powszechności, aby niezależnie od tego, z jakiego szczepu oni pochodzą, pracowali w swoich parafiach jako ludzie posłani przez Jezusa Chrystusa. Są to sytuacje bardzo skomplikowane, bo w życiu codziennym często ujawniają się problemy związane z pochodzeniem etnicznym. Pojawiają się pytania: skąd jesteś, do jakiego plemienia należysz? Chodzi więc o prorocki wymiar Kościoła i przekraczanie barier oddzielających ludzi. Liczymy, że przy pomocy łaski Bożej kapłani będą przyczyniać się do pojednania najpierw sakramentalnego, stanowiącego podstawę wszelkiego pojednania, a następnie w rodzinach, parafiach i pojednania szerszego, społecznego. W auli synodalnej przypomniano, że obchodzimy Rok Kapłański, którego patronem jest św. Jan Maria Vianney. Potrafił on dotrzeć do wiernych przez przykład osobistej świętości. Niewątpliwie trzeba się będzie zatroszczyć się, by postanowienia synodalne dotarły do kapłanów, organizować sesje, spotkania, tłumaczyć i właściwie ukierunkowywać, przedstawiając, jak pojednanie, sprawiedliwość i pokój mają być realizowane w konkretnych warunkach życia codziennego.

– Zapewne jednym z często powracających tematów była kwestia nowej ewangelizacji. Czy ojcowie synodalni wskazali na jakieś nowe metody głoszenia Ewangelii na Czarnym Lądzie?

HH: Nowa ewangelizacja musi uwzględniać znaki czasu. Jednak program Jezusa Chrystusa jest zawsze ten sam. Słowo Boże nie zmienia się. Natomiast odczytujemy je w konkretnych okolicznościach miejsca i czasu. Właśnie umiejętność dotarcia do człowieka językiem dla niego zrozumiałym, dostrzeżenia wszystkich jego uwarunkowań, opatrywania jego dzisiejszych ran i urazów, prowadzenia go we właściwym kierunku – to między innymi są założenia nowej ewangelizacji. Powinna ona łączyć miłość duszpasterską z inteligencją duszpasterską. Dopiero wtedy, gdy odchodzimy od stereotypów i staramy się empatycznie wniknąć w sytuację naszej owczarni, Ewangelia jest dziś na nowo odczytywana i staje się dla ludzi nie tylko nowiną, ale i Dobrą Nowiną.

JO: Uczestnicy Synodu bardzo często powracali do kwestii mediów chrześcijańskich. W naszej grupie dyskusyjnej mówiono nawet o potrzebie podjęcia starań o umieszczenie satelity nad Afryką, który mógłby dopomóc w dotarciu do wiernych. Nawet w małych wioseczkach ludzie mają radio, rzadziej telewizor. Ojcom synodalnym chodziło o to, by Ewangelia była rozpowszechniana wszelkimi dostępnymi dziś środkami. Mówiono o bardzo pozytywnych doświadczeniach radia katolickiego tam, gdzie ono działa. Oczywiście nie możemy zapominać, że najpierw trzeba być świadkiem, a dopiero potem głosić Słowo Boże.

– W ciągu tych trzech tygodni padło wiele słów. Które z nich wydają się Księżom Biskupom najważniejsze, które z wniosków najistotniejsze zarówno dla Kościoła w Afryce, jak i na całym świecie?

HH: Najważniejszymi propozycjami Synodu są dla mnie te, które łączą analizę społeczno-polityczną rzeczywistości afrykańskiej z wymiarem wiary, nadziei i miłości. Nie ograniczają się do spojrzenia wyłącznie horyzontalnego, ale wskazują, że wszystkie ludzkie sytuacje stają się rozwiązywalne dopiero w świetle Bożym. Takie propozycje mają największą wartość gatunkową, stanowiąc cenny dorobek całego Synodu. Jest on przecież zgromadzeniem następców apostołów. Nawiązywano do Zesłania Ducha Świętego, którego mocą idziemy do dzisiejszego świata, takiego, jakim on jest, wraz z jego ograniczeniami. Mamy przecież docierać aż do kresów ludzkiej świadomości jako uczniowie Chrystusa, mocą Ducha Świętego i napełnieni Jego darami.

JO: Uderzyło mnie świadectwo jednego z biskupów pracujących w Afryce Północnej, w środowisku całkowicie zdominowanym przez islam, gdzie jest niewielu chrześcijan zgromadzonych zaledwie w kilku wspólnotach. Wyznał on, że pragnie dotrzeć do człowieka, niezależnie od wyznawanej przez niego religii. Udało mu się to przez działania Caritas, w której szeregach 80 procent stanowią muzułmanie. Cieszę się również, iż w auli synodalnej często podkreślano rolę kobiet w społeczeństwie i w Kościele. Jedna z audytorek zapytała wprost: „Cobyście zrobili bez kobiet w Kościele?”. Ojcowie synodalni przyjęli te słowa życzliwie, z radością.

– Czy Synod stworzył okazję dostrzeżenia jakichś wybitnych osobistości Kościoła afrykańskiego? Ludzi, którzy wpływają i będą wpływać na los Kościoła na tym kontynencie i na Kościół Powszechny?

HH: Biskup Ozga wspominał o świadkach, którzy tam działają i często pozostają anonimowi. W Afryce spotykałem wiele osób porównywalnych do Matki Teresy, które pracują całkowicie ukryci przed wzrokiem i słuchem świata. Wśród biskupów Czarnego Lądu jest bardzo wiele wybitnych postaci, które nadają apostolski ton Kościołom lokalnym, prowadząc je z wielką jasnością. W mojej grupie językowej było trzech kardynałów afrykańskich i podziwiam przede wszystkim ich mądrość. Nie wypowiadali się często ani długo, ale doskonale potrafili wyrazić istotę problemu. Ukazuje to, jak wielką mogą odegrać rolę w mądrościowym prowadzeniu Kościoła w Afryce.

JO: Przybywając z Kamerunu, gdzie pracuję już ponad 21 lat, chciałbym podkreślić wkład kard. Christiana Tumiego. Jest on postacią bardzo jasną i klarowną. W jego wystąpieniach widać wiele Bożej mądrości i odwagi. Jest to ważne, bo środowiska jemu niechętne podejmowały próby wypaczania jego wypowiedzi czy postaw. Zawsze był bardzo czytelnym znakiem chrześcijaństwa na naszym terenie.

– Jak oceniają księża biskupi znaczenie tego Synodu dla swego życia wiary i zaangażowania w Kościele?

HH: Synod jest bardzo silnym przeżyciem duchowym. Duże znaczenie miało nie tylko to, co powiedziano, ale także nawiązane relacje wspólnoty, wspólnej modlitwy, pracy. Ma to niesłychane znaczenie dla budowania jedności Kościoła w Afryce, gdy poznajemy się mimo dzielących nas odległości zarówno kulturowych, jak i przestrzennych. Z drugiej strony jest to ogromne doświadczenie poznawcze, aktualizacja naszej wiedzy i świadomości o Afryce. Ksiądz biskup pracuje 21 lat w Kamerunie, ja pracowałem też 21 lat, ale w Rwandzie. To jest nasze środowisko życia, to nasza druga ojczyzna. To wzmocnienie z nią naszych związków jest bardzo ważne w naszej posłudze biskupiej.

JO: To prawda. Ale ważne jest również dostrzeżenie powszechności Kościoła, jego ogromnego bogactwa i wielu sposobów, na jakie można chwalić Pana Boga, głosić Ewangelię. Było to dla mnie doświadczenie bycia razem następców apostołów, podobnie jak niegdyś Dwunastu gromadziło się w Wieczerniku, w chwili Zesłania Ducha Świętego. Podczas Synodu nauczyłem się przede wszystkim słuchać wypowiedzi innych ojców, w swoich wypowiedziach być bardziej konkretnym, otwartości na różne sposoby chwalenia Boga i duszpasterzowania. Tutaj dostrzegaliśmy różne drogi prowadzące w tym samym kierunku. Wracam też z poczuciem braterstwa i solidarności biskupów, gdyż dostrzegamy, że jako pasterze napotykamy bardzo podobne problemy.

Rozmawiał o. Stanisław Tasiemski OP (KAI)
----------------------
Abp Henryk Hoser urodził się w Warszawie 27 listopada 1942 r. W 1966 roku ukończył studia na Akademii Medycznej w Warszawie, uzyskując dyplom lekarza medycyny. Następnie był asystentem na tej uczelni. W 1968 wstąpił do Stowarzyszenia Apostolstwa Katolickiego (Księża Pallotyni), składając 8 września 1970 pierwsze śluby zakonne. 16 czerwca 1974 otrzymał święcenia kapłańskie. Pragnąc wyjechać na misje do Rwandy udał się do Paryża, gdzie jeszcze przez rok uczył się rwandyjskiego i medycyny tropikalnej.
W latach 1975-96 ks. Hoser pracował jako misjonarz w Rwandzie, pełniąc funkcje duszpasterza, proboszcza, animatora duszpasterstwa rodzinnego, organizatora sesji formacji apostolstwa świeckich, promotora apostolstwa słowa drukowanego. W 1978 r., założył w stolicy kraju – Kigali Ośrodek Medyczno-Socjalny, którym kierował 17 lat, oraz Centrum Formacji Rodzinnej (Action Familiale). W 1994 Jan Paweł II powołał go jako eksperta na I Zgromadzenie Specjalne Synodu Biskupów dla Afryki.
Po wojnie domowej w 1994 r. w Rwandzie, gdy nie było tam nuncjusza apostolskiego, Stolica Apostolska mianowała go wizytatorem apostolskim w tym kraju. Piastował to stanowisko do 1996 r., gdy papież powołał nowego nuncjusza w osobie abp. Juliusza Janusza.
W latach 1996-2003 ks. Hoser był przełożonym palotynów we Francji. Z ramienia Kongregacji Ewangelizacji Narodów odbył wówczas kilka wizyt apostolskich w seminariach duchownych na terenach misyjnych. W 2004 został rektorem Pallotyńskiej Prokury Misyjnej w Brukseli, podejmując przy tym pracę duszpasterską przy Wspólnocie Europejskiej.
22 stycznia 2005 Jan Paweł II mianował go arcybiskupem tytularnym i sekretarzem pomocniczym Kongregacji ds. Ewangelizacji Narodów oraz Przewodniczącym Papieskich Dzieł Misyjnych. 24 maja 2008 Benedykt XVI przeniósł go na stanowisko biskupa warszawsko-praskiego.

Biskup Jan Ozga urodził się 17 kwietnia 1956 w Woli Raniżowskiej na terenie obecnej archidiecezji przemyskiej. Święcenia kapłańskie przyjął 7 czerwca 1981. Początkowo pracował duszpastersko w swej rodzimej archidiecezji (wtedy jeszcze diecezji), po czym w 1989 wyjechał jako misjonarz do Kamerunu. Pracował tam na terenie diecezji Doumé-Abong’ Mbang, a tuż przed swą nominacją biskupią – w parafii Nguélémendouka. Gdy w lutym 1995 ustąpił z urzędu ówczesny biskup tej diecezji – Pierre A. Tchouanga (1928-99), zarządzał nią jako wikariusz generalny właśnie polski kapłan, którego 24 stycznia 1997 Jan Paweł II mianował biskupem tej jednostki kościelnej. Sakrę nowy hierarcha przyjął 20 kwietnia tegoż roku z rąk kard. Christiana Tumiego, arcybiskupa Duali, w obecności m.in. 20 biskupów (spośród 23, jacy urzędowali wtedy w Kamerunie). Jednym ze współkonsekratorów był też bp Józef Wysocki z Elbląga.

Diecezja Doumé-Abong’ Mbang istnieje w swym obecnym kształcie od 17 marca 1983, wcześniej – od 3 marca 1949 był to wikariat apostolski Doumé, który 14 września 1955 stał się diecezją. Zajmuje powierzchnię ok. 36,4 tys. km kw., a na jej terenie mieszka ok. 215 tys. ludzi, z których przeszło 100 tys. to katolicy. Jest tam 20 parafii, w których pracuje 23 kapłanów diecezjalnych i 9 zakonnych oraz ok. 50 sióstr.