ABW o sprawie Mąki i podsłuchach

PAP |

publikacja 27.10.2009 18:42

Nie ma podstaw do odwołania wiceszefa ABW Jacka Mąki, bo nie naruszył on żadnych przepisów - podała we wtorek ABW. Ujawniła, że nagrania rozmów Cezarego Gmyza i Bogdana Rymanowskiego dokonali "operatorzy telekomunikacyjni, bez udziału ABW".

Wiceszef ABW Jacek Mąka PAP/Tomasz Gzell Wiceszef ABW Jacek Mąka

W komunikacie dla PAP rzeczniczka ABW ppłk Katarzyna Koniecpolska-Wróblewska poinformowała, że szef Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego Krzysztof Bondaryk przekazał we wtorek premierowi informację w sprawie czynności realizowanych wobec Wojciecha S. przez ABW, na polecenie prokuratora, w ramach śledztwa dotyczącego powoływania się na wpływy w Komisji Weryfikacyjnej WSI.

Zgodnie z wnioskiem prokuratury, w kwietniu 2008 r. Sąd Okręgowy w Warszawie wydał postanowienie dotyczące rejestracji rozmów przychodzących i wychodzących z numerów telefonów komórkowych Wojciecha S. Utrwalania i rejestracji rozmów telefonicznych dokonywali operatorzy telekomunikacyjni, bez udziału ABW - podkreśliła rzeczniczka.

Podała, że ABW dokonała tylko "odsłuchu rozmów" i sporządzała z nich stenogramy, odsyłane niezwłocznie do prokuratury. "Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego nie kopiowała i nie przechowywała żadnych dokumentów ani innych materiałów dotyczących tej kontroli rozmów" - podkreśliła rzeczniczka ABW.

Według niej, w toku realizacji tego postanowienia sądu nie stwierdzono naruszenia procedur wewnętrznych i przepisów prawa przez żadnego z funkcjonariuszy, w tym ppłk. Jacka Mąkę - podkreślono. W związku z tym szef Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego nie przedstawił Prezesowi Rady Ministrów żadnych wniosków personalnych.

W przypadku stwierdzenia przez właściwe organa naruszenia obowiązujących przepisów prawa przez jakiegokolwiek funkcjonariusza ABW, szef Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego podejmuje stosowne decyzje personalne - podkreślono w komunikacie.

Według "Rzeczpospolitej", ABW nagrała rozmowę dziennikarza "Rz" Cezarego Gmyza i Bogdana Rymanowskiego z TVN, prowadzoną z podsłuchiwanego telefonu Wojciecha S. "Rz" podkreślała, że służby nie zniszczyły stenogramów z podsłuchu, choć - jej zdaniem - w przypadku rozmów niezwiązanych ze sprawą powinny to zrobić. Gazeta kwestionowała też dopuszczalność udostępnienia materiałów ze śledztwa pełnomocnikowi zastępcy szefa ABW w związku z procesem cywilnym, jaki Mąka wytoczył "Rzeczpospolitej" o pomówienie. Pełnomocnik Mąki mec. Piotr Siłakiewicz mówił, że o protokoły z podsłuchów Wojciecha S. wystąpił do prokuratury z własnej inicjatywy, a nie Mąki. Premier Donald Tusk zapowiedział kontrolę w sprawie, bo "zbyt łatwo w Polsce zakłada się podsłuchy i je upublicznia".

Prokuratura Krajowa zbadała już w ramach nadzoru służbowego poprawność działań Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie, która udostępniła nagrania rozmów dziennikarzy na potrzeby procesu Mąki z "Rzeczpospolitą". We wtorek Prokuratura Krajowa zdecydowała, że nie będzie dyscyplinarki za udostępnienie podsłuchów Mące.

Mąka pełni funkcję wiceszefa ABW po raz drugi. Po raz pierwszy był nim od sierpnia 2004 r. do 2005 r., gdy do dymisji podał się ówczesny szef Agencji Andrzej Barcikowski. Ponownie zastępcą szefa został w grudniu 2007 r. 42-letni Mąka z wykształcenia jest prawnikiem. Służbę w Urzędzie Ochrony Państwa - początkowo w delegaturze w Białymstoku - rozpoczął w 1994 r.

Media o Mące zaczęły pisać w lipcu ubiegłego roku. Wówczas dziennikarz Wojciech S., podejrzany o oferowanie za pieniądze b. oficerom WSI pozytywnej weryfikacji próbował popełnić samobójstwo w jednym z warszawskich kościołów. "Rz" podała, że jeszcze przed decyzją sądu ws. aresztu dla S., dziennikarz przekazał jej list, w którym napisał o prowadzonych ostatnio dziennikarskich śledztwach i sugerował, że "mógł się tym narazić wielu osobom". Według "Rz", S. twierdził, że miał mu grozić Mąka, za to, że dziennikarz zajmował się sprawą jego mieszkania.

Zdaniem S., warte ok. miliona złotych lokum w Warszawie Mąka miał uzyskać niezgodnie z prawem. Dziennikarz twierdził też, że wiceszef ABW usiłował zmusić b. szefa lubelskiej delegatury Agencji do złożenia przed sejmową speckomisją fałszywych zeznań przeciwko byłemu ministrowi - koordynatorowi służb specjalnych Zbigniewowi Wassermannowi.

W wydanym oświadczeniu Mąka napisał wtedy, że podawane informacje, są niezgodnymi z prawdą insynuacjami. "Przypisywane mi w wyżej wymienionej publikacji działania, które rzekomo miałbym podejmować, godzą w wyznawane przeze mnie standardy etosu służby państwowej. Reguły praworządności funkcjonowania służb specjalnych w Polsce oraz poszanowania prawa, były i pozostaną dla mnie wartościami traktowanymi w sposób pryncypialny i nadrzędny" - pisał m.in. wówczas Mąka.

Jednocześnie wiceszef ABW wytoczył "Rz" cywilny proces, w którym domaga się przeprosin i 60 tys. zł na cel charytatywny. Jak dowodził, przed publikacją materiału ani Wojciech S., ani nikt z dziennikarzy "Rz" nie zwracali się do niego lub rzecznika Agencji z prośbą o odniesienie się do zarzutów. przed sądem Mąka podkreślał też, iż nie jest właścicielem mieszkania, o którym mowa w liście S., tylko zgodnie z prawem je wynajmuje. Pozwani wnieśli o oddalenie pozwu, dowodząc, że "Rz" cytowała tylko list S., który był rozpowszechniany w mediach.

Zgodnie z prawem telekomunikacyjnym billingi rozmów telefonicznych mają być przechowane przez operatorów przez dwa lata. Operatorzy mają także obowiązek zapewnienia dostępu do treści rozmów: policji, straży granicznej, ABW, SKW, żandarmerii wojskowej i wywiadowi skarbowemu.

W 2005 roku, przy nowelizacji prawa telekomunikacyjnego rząd chciał przechowywania danych przez 15 lat. Ostatecznie Sejm zdecydował, że dane te będą przechowywane przez dwa lata. PiS złożył też w Sejmie projekt nowelizacji, wydłużający ten okres do 5 lat. Ówczesny minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro argumentował, że bilingi były dowodem w 407 sprawach; m.in. w sprawie zabójstwa Jacka Dębskiego i w sprawie tzw. łowców skór. Jednak został on odrzucony w głosowaniu, przeciw były kluby SLD, PO i PSL.

Zgodnie z ustawą - w sprawach dotyczących obronności, bezpieczeństwa państwa oraz bezpieczeństwa i porządku publicznego - operator ma obowiązek umożliwienia dostępu do treści rozmów. Może się to odbywać za pomocą tzw. interfejsów pomiędzy systemem operatora a systemem uprawnionych służb. Dostęp do treści rozmów regulowany jest na podstawie umów, zawieranych przez poszczególne służby z operatorami.

Operatorzy sieci komórkowych, z którymi kontaktowała się PAP odmówili informacji na ten temat, odsyłając do poszczególnych służb.

Nie ma też podstaw do odpowiedzialności dyscyplinarnej dla prokuratora z Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie, który udostępnił nagrania rozmów dziennikarzy na potrzeby procesu wiceszefa ABW Jacka Mąki z "Rzeczpospolitą" - uznała Prokuratura Krajowa po kontroli sprawy.

Zapowiedziano jednocześnie, że prokurator krajowy wyda wytyczne, jak postępować w podobnych sytuacjach w przyszłości.

We wtorek Katarzyna Szeska, rzeczniczka prokuratora krajowego, ujawniła wyniki sprawdzenia przez Prokuraturę Krajową, w ramach nadzoru służbowego, poprawności działań Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie, która udostępniła nagrania rozmów dziennikarzy na potrzeby cywilnego procesu Mąki z "Rz". Prokuratura podkreśliła, że zarejestrowane rozmowy mają znaczenie dla śledztwa przeciwko dziennikarzowi Wojciechowi S. i pułkownikowi WSI Aleksandrowi L.

S. i L. są podejrzani o płatną protekcję polegającą na tym, że powołując się na wpływy w Komisji Weryfikacyjnej ds. WSI podjęli się pośrednictwa w załatwieniu pozytywnej weryfikacji płk. Leszka T. - byłego oficera WSI, w zamian za 200 tys. zł oraz o to, że mieli oferować pracownikom wydającej "Gazetę Wyborczą" spółki Agora treści tajnego aneksu do Raportu ws. WSI. Śledztwo - jak poinformowano - jest na końcowym etapie; prokurator formułuje akt oskarżenia.

Prokuratura Krajowa przypomina, że w lipcu 2008 r. stołeczny sąd rejonowy na wniosek prokuratury postanowił o aresztowaniu obu podejrzanych. Aleksander L. spędził pewien czas w areszcie, który został potem uchylony. Natomiast decyzja co do Wojciecha S. została zmieniona wobec opinii biegłych o stanie jego zdrowia, która wykluczyła możliwość jego pobytu w areszcie. Wiązało się to m.in. z próbą samobójczą, jaką S. podjął w kościele św. Stanisława Kostki w Warszawie.

W toku kontroli stwierdzono, że 18 kwietnia 2008 r. prokurator skierował do sądu wniosek o zastosowanie podsłuchu telefonicznego wobec S. i L. Sąd wniosek uwzględnił. "Wniosek o zarządzenie kontroli i utrwalania rozmów telefonicznych nie budzi wątpliwości co do zasadności i jest merytorycznie uzasadniony, co potwierdził sąd" - podkreśliła prokuratura dodając, że nie wnoszono o podsłuchiwanie rozmów dziennikarzy Cezarego Gmyza ani Bogdana Rymanowskiego.

Ujawniono, że podsłuch trwał 3 miesiące, a rozmowy były odtwarzane i protokołowane przez imiennie wskazanych funkcjonariuszy z Departamentu Postępowań Karnych ABW w Warszawie. Protokoły z podsłuchów zostały początkowo opatrzone klauzulą "tajne" i umieszczone w części niejawnej akt sprawy. 22 czerwca 2009 r. na wniosek prokuratorów prowadzących śledztwo wydał zarządzenie o zniesieniu klauzuli tajności z dokumentów oraz nośników elektronicznych zawierających rozmowy zarejestrowane w wyniku zarządzonej kontroli. "Protokoły z odtworzenia utrwalonych zapisów" zostały umieszczone w części jawnej akt głównych sprawy, jako część materiału dowodowego śledztwa.

Pełnomocnik Mąki Piotr Siłakiewicz 17 sierpnia 2009 r. wniósł o zezwolenie na zapoznanie się z aktami śledztwa i ewentualnie na sporządzenie odpisów bądź kopii dokumentów. "Wnioskodawca był w szczególności zainteresowany, czy w aktach sprawy znajdują się dokumenty mogące świadczyć, czy w czasie od 15 do 31 lipca 2008 r., +Cezary Gmyz utrzymywał kontakty towarzyskie z Wojciechem Sumlińskim oraz czy Cezary Gmyz czynnie uczestniczył w tworzeniu i redakcji listu otwartego Wojciecha Sumlińskiego+", co zdaniem prawnika, miało "istotne znaczenie dla wykrycia prawdy obiektywnej w toczących się postępowaniach cywilnych".

"Ze znajdującego się w aktach wniosku wynika, że Piotr Siłakiewicz nie domagał się zapoznania z konkretnymi dokumentami w szczególności stenogramami z zarejestrowanych rozmów telefonicznych" - podkreśla prokuratura. Po miesiącu, 15 września 2009 r. mec. Siłakiewicz został poinformowany przez prokuratora prowadzącego sprawę, że jego wniosek został uwzględniony i akta sprawy w zakresie wskazanym we wniosku zostaną mu udostępnione. Z adnotacji w aktach sprawy wynika, że zapoznanie się z aktami sprawy miało miejsce 28 września 2009 r. i obejmowało tom. XXI od karty 4286 do karty 4347" - głosi komunikat.

3 października mec. Siłakiewicz złożył kolejny wniosek o wydanie z akt sprawy odpisów uczynionych z kart. 4286-87, 4292-93, 4294-95, 4306, 4307-08, 4309, 4313-15. Ten wniosek również uwzględnił prokurator i 6 października Siłakiewicz, po wniesieniu stosownych opłat, pokwitował odbiór kopii dokumentów, o których wydanie wnosił.

"Wydane dokumenty to sześć jawnych stenogramów rozmów telefonicznych, zarejestrowanych w toku kontroli rozmów telefonicznych prowadzonych przez podejrzanego Wojciecha S. "Stenogramy nie zawierają nazwisk korespondentów Wojciecha S., a jedynie numery telefonów. Podkreślić należy, iż zarejestrowane rozmowy mają znaczenie dla toczącego się postępowania karnego, dotyczą one bowiem, planowanej przez podejrzanego Wojciecha S., próby samobójczej podjętej w dniu 30 lipca 2009 r. w Kościele św. Stanisława Kostki" - podkreśla prokuratura dodając, że próba ta miała uniemożliwić wykonanie decyzji o tymczasowym aresztowaniu podejrzanego z 29 lipca 2008 r.

"Prowadzone rozmowy obrazują ponadto stan psychiczny podejrzanego, co ma znaczenie przy ocenie stopnia jego poczytalności temporae criminis oraz zdolności do udziału w czynnościach procesowych. Zniszczenie tych stenogramów na obecnym etapie postępowania nie znajduje uzasadnienia, tym bardziej, że decyzja taka uniemożliwiałaby podejrzanym i ich obrońcom zapoznanie się z całością materiałów śledztwa, które to materiały mogłyby być istotne w ich ocenie" - zauważa Prokuratura Krajowa.

Chcąc poznać ogólną praktykę w tej kwestii, prokurator krajowy zarządził przeanalizowanie przypadków udostępniania przez prokuratury materiałów postępowań osobom innym niż strony. Z analizy tej wynika, że zapisy kodeksowe różnie interpretują różne jednostki prokuratur. "Niejednolitość wynika z nieostrej różnicy pomiędzy zapisami Kodeksu postępowania karnego, a unormowaniami zawartymi w ustawie o dostępie do informacji publicznej" - ocenia Prokuratura Krajowa.

Ze zbiorczych danych wynika, że na 119 wniosków o udostępnienie materiałów śledztw osobom nie będącym stronami postępowania: 80 wniosków rozpoznano w trybie kpk (uwzględniono 77 wniosków), 39 wniosków rozpoznano w trybie ustawy o dostępie do informacji publicznej (uwzględniono wszystkie).

Z tych przyczyn Prokurator Krajowy wyda wytyczne skierowane do podległych mu prokuratorów określające zasady postępowania w sytuacji, gdy osoba nie będąca stroną zwraca się do prokuratury o udostępnienie akt śledztwa lub o wydanie kopii materiałów w nich się znajdujących.

"Rzeczpospolita" napisała, że ABW nagrała rozmowę dziennikarza "Rz" Cezarego Gmyza i Bogdana Rymanowskiego z TVN, prowadzoną z podsłuchiwanego telefonu Wojciecha Sumlińskiego. "Rz" podkreśliła, że służby nie zniszczyły stenogramów z podsłuchu, choć w przypadku rozmów niezwiązanych ze sprawą powinny to zrobić. Gazeta kwestionowała też dopuszczalność udostępnienia materiałów ze śledztwa pełnomocnikowi zastępcy szefa ABW w związku z procesem cywilnym, jaki Mąka wytoczył "Rz" o pomówienie. Pełnomocnik Mąki mec. Piotr Siłakiewicz mówił, że o protokoły z podsłuchów dziennikarza wystąpił do prokuratury z własnej inicjatywy, a nie Mąki. Śledztwo w tej sprawie - z zawiadomienia Gmyza - prowadzi Prokuratura Okręgowa w Poznaniu.

Premier Donald Tusk zapowiedział kontrolę w sprawie, bo - jak mówił - "zbyt łatwo w Polsce zakłada się podsłuchy i je upublicznia". Nie ma podstaw do odwołania Mąki, bo nie naruszył on żadnych przepisów - podała we wtorek ABW. Ujawniła, że nagrania rozmów Gmyza i Rymanowskiego dokonali "operatorzy telekomunikacyjni, bez udziału ABW".