W blasku styczniowego słońca

Andrzej Macura

Tak jak prosił niedawno przedstawicieli mediów papież Franciszek zdjąłem dziś przyciemniane okulary. Co zobaczyłem?

W blasku styczniowego słońca

Buchnęli mi kołpaki. Z kół mojego niespełna czteroletniego samochodu. Zeszłej nocy. Niespecjalnie się nawet zdziwiłem. I tak długo „wytrzymały”. Bo to nie pierwszy raz. Właściwie zawsze, ilekroć mam „markowe” kołpaki, komuś są tak niezbędnie potrzebne, że nie potrafi się oprzeć pokusie. Ciekawe kto?

Nie no, nie chodzi mi o imiona i nazwiska. Ale gdybym wierzył w to, co niektórzy dziś mówią i wypisują musiałbym uznać, że to na pewno... muzułmanie. Wprawdzie w mojej parafii nie ma chyba ani jednego, ale jest knajpka z kebabami. To już jest jakiś ślad ;)  Bo przecież my, Polacy, zasadniczo jesteśmy aniołkami. To źli imigranci chcą zakłócić nam sielskie życie, nie tak?

No, istnieje jeszcze ewentualność że zrobili to ateiści. Bo Świadków Jehowy bym o to nie podejrzewał, a zielonoświatkowców, adwentystów i ewangelików u nas niewielu.  O prawosławnych już w ogóle nie mówiąc. Innego wyjście chyba więc nie ma. Bo przecież nie mogli tego zrobić katolicy, nie?

Tak, złośliwy jestem. Ale nie bez powodu. Chcę tym sprowadzeniem pewnych tez do absurdu przypomnieć prawdę oczywistą: w każdej większej społeczności są jednostki uczciwe i nieuczciwe, sprawiedliwe i niesprawiedliwe; w każdej są ludzie porządni  i bandyci. I podobnie jak przypisywanie całej społeczności cnót co lepszych jednostek jest naiwne, tak  przypisywanie złego postępowania innych jednostek całym społecznościom jest po prostu niesprawiedliwe.

Niezależnie od wyznawanej religii, narodowości, koloru skóry są po prostu ludzie i ludziska. Przynależność do jakiejś rasy, narodu czy nominalne wyznawane religii ani nie czyni świętym ani obwiesiem. Wszystko zależy właśnie od tego, czy jest się „ludziem” czy „ludziskiem”.

Na czym polega różnica? Na niczym istotnym. Jądro, rdzeń, w jednym i drugim są takie same. Różnią się przypadłościami. Człowieczeństwo, a więc bycie stworzonym na obraz i podobieństwo Boże, z ciałem, duszą, rozumem, wolną wolą, światem uczyć – to jest wszystkim ludziom wspólne. Jeśli chrześcijan coś od innych ludzi różni to tylko to, że otrzymali od Boga wielki dar - zostali usynowieni, stali się przybranymi dziećmi Boga. A to zobowiązanie do świętego życia. Ale to dar, a nie zasługa. Nie ma więc powodu, żeby przez to uważać się za z natury lepszych od innych. Ci inni, jeśli ten dar też otrzymają, staną się tak samo dziećmi Bożymi jak my.

Człowieczeństwo w nas wszystkich takie samo. Wszyscy nosimy w sobie to podobieństwo do Boga. Nikt nie jest z natury zły. Może błądzić, zgorszyć się krzywdą (w sensie stać się gorszym wskutek doznanych krzywd), może dawać ponieść się swojemu chciejstwu, złym emocjom, ale nie zmienia to jego dobrej natury. Co najwyżej rani ją, przykrywa ją pyłem albo i błotem tak, że tej dobrej natury nie widać. Wystarczy jednak rany opatrzyć, a brud odczyścić.... I będzie znów jaśnieć swoim podobieństwem do Boga...

Chrześcijańska antropologia uzmysławia nam, że strach przed innymi ma tylko wielkie oczy; że mamy na czym budować relacje z tymi, którzy wydają się tak od nas inni. Możemy budować na wspólnym nam człowieczeństwie, na prawach, które Bóg zaszczepił w sercach wszystkich ludzi (uczenie nazywanych prawem naturalnym). Owszem i wśród tych „obcych” są ludzie i ludziska. Jak wszędzie. Ale jest też wielu ludzi porządnych i uczciwych. I zawsze warto o tym pamiętać.