Co powiedziała Marine Le Pen?

PAP /wpolityce.pl /jdud

publikacja 13.03.2017 06:30

"Jeśli wygram, podejmę współpracę z Kaczyńskim w demontażu Unii" - tak , według "Rzeczpospolitej", miała powiedzieć Marine Le Pen, kandydatka prawicy w wyborach prezydenckich we Francji. Zaprzeczyła temu na wpolityce.pl Aleksandra Rybińska. - Manipulacja, byłam na tym spotkaniu, mówiła o współpracy tam gdzie będą wspólne interesy, a nie o demontażu Unii - stwierdziła.

Co powiedziała Marine Le Pen? AUTOR / CC-SA 3.0 Marine Le Pen

"Sądzę, że możemy współpracować w wielu punktach. Jeśli jutro będę prezydentem, podejmę debatę z panem Orbanem nad tym, co wydaje nam się w Unii niedopuszczalne, co jest nie do tolerowania w dzisiejszym sposobie działania UE. Taką samą ofertę złożę panu Kaczyńskiemu. Z pewnością nie będziemy we wszystkim zgodni. Ale przecież po to każdy kraj jest wolny i suwerenny, aby bronić własnych interesów" - powiedziała "Rzeczpospolitej" liderka Frontu Narodowego.

W czasie spotkania w Paryżu z dziennikarzami różnych mediów europejskich, w tym "Rzeczpospolitej", Marine Le Pen wymieniła przynajmniej dwa punkty, gdzie może na początek porozumieć się z polskim rządem. Pierwszy to spór z Brukselą o Trybunał Konstytucyjny. "Krytykę, którą formułuje się wobec Polski, trudno nie uznać za ingerencję polityczną w wewnętrzne sprawy kraju" - uważa liderka "FN".

O porozumienie będzie też jej zdaniem łatwo, gdy idzie o wstrzymanie podziału uchodźców między kraje Unii, czemu sprzeciwia się Polska, ale też inne kraje Grupy Wyszehradzkiej. "Unia chce sankcji wobec krajów, które nie zaakceptowały uchodźców, ich rozdziału (między państwa UE -red.). Pada nawet kwota 250 tys. euro za każdego imigranta. To jest szaleństwo, to musi się skończyć" - powiedziała Le Pen.

Marine Le Pen jest właściwie pewna przejścia do drugiej tury wyborów prezydenckich we Francji, która odbędzie się 7 maja. Tu sondaże dają jej na razie maksymalnie 45 proc. głosów. Ale zdaniem wielu ekspertów to może się zmienić, jeśli wielu wyborców zawiedzionych jej kontrkandydatem nie pójdzie głosować i frekwencja spadnie do ok. 50 proc. - pisze "Rz".