Jeśli nie Kościół, to kto?

Bardzo potrzeba, żeby Kościół wskazywał drogę prawdy, która przez krzyż prowadzi do wyzwolenia. By był świadkiem - przykładem - wyzwolenia, jakie przynosi Ewangelia.

Jeśli nie Kościół, to kto?

Prawda, krzyż, wyzwolenie, wolność... Te słowa słyszę ostatnio bardzo często. Warto się tym pojęciom przyjrzeć i cenna wydaje mi się tu szczególnie koncepcja ks. Franciszka Blachnickiego. O co chodzi w jego koncepcji wyzwolenia?

Mówiąc w skrócie i zapewne uproszczeniu: na początku jest prawda, którą człowiek rozpoznaje własnym rozumem. Mówi: tak, to jest prawda. Jestem o tym przekonany. Nie chodzi tylko o ten czy inny fakt, ale o coś więcej: całościowy pogląd na życie, który uznaję w sumieniu za dobry. Wart realizacji. To z niego wynikają poszczególne elementy, z których składa się życie, i poszczególne decyzje.

Za prawdą trzeba mieć odwagę pójść. To znaczy: pokonać lęk, że nie dam rady. Pokonać obawę, że to będzie wymagało wysiłku czy konsekwencji. Pokonać wątpliwość, czy może mi się nie zmieni, czy kiedyś nie zechcę czegoś innego... Uwaga, tu w ogóle nie chodzi o to, czego chcę w sensie zachcianki. To nie jest wybór przyjemności. To jest wybór sensu.

Pójście za własnym wyborem w którymś momencie spotka się z krytyką. Spotka się z oporem. Spotka się z konsekwencjami. Może się spotkać także z agresją, przemocą, prześladowaniem. Nie ma granicy, albo jest nią utrata życia. Dalej agresja, przemoc i prześladowanie nie sięga. Chrześcijanin nazwie to krzyżem.

Jeśli jesteś w stanie pójść za prawdą z tą świadomością, jeśli jesteś w stanie dla prawdy oddać życie, stajesz się wolny. Bo cóż można zrobić człowiekowi więcej, niż go zabić? Stajesz się niebezpieczny dla wszystkich, którzy chcieliby nad tobą panować.

Spróbują zatem przekupstwa (na różnych poziomach). Kupić można człowieka nie tylko pieniędzmi czy władzą, także uznaniem, tytułami, orderami... Bardzo niebezpieczne zjawisko, wymagające olbrzymiej uwagi. Któż nie chciałby być doceniony, zwłaszcza jeśli dotąd czuł się poniżony? Niekoniecznie przecież powiedzą: chcę cię kupić. Wręcz przeciwnie: będą schlebiać, zachwycać się, przymilać niczego nie chcąc... do czasu. Kiedyś przyjdzie czas na zrealizowanie czeku pod nazwą "wdzięczność".

Być może łatwiej stawić opór w obliczu agresji i przemocy. Jest rozpoznawalna, a prócz strachu budzi przecież gniew, który daje potężną siłę. Dużo trudniej oprzeć się subtelniejszym manipulacjom. Trzeba dużej przenikliwości, by dostrzec je zawczasu. Trzeba dużej siły by odrzucić prezenty w postaci zaszczytów, by nie stwarzać uwikłań, które będą w przyszłości prowokowały do pytania o wdzięczność. Choćby i ten, kto je ofiarowuje, wydawał się przyjacielem. Choćby i twierdził, że jest jednym z nas.

Bardzo potrzeba, żeby Kościół wskazywał drogę prawdy, która przez krzyż prowadzi do wyzwolenia. By uczył rozpoznawania jej w sumieniu, odwagi znoszenia konsekwencji własnego wyboru, przenikliwości jeśli chodzi o różne próby manipulacji. By był świadkiem - przykładem - wyzwolenia, jakie przynosi Ewangelia.

Bo jeśli nie Kościół, to kto?