publikacja 06.04.2017 00:00
Relikwie Krzyża Świętego to nie tylko największa „pamiątka chrześcijaństwa”. To również mocny materiał dowodowy na autentyczność wydarzeń na Golgocie.
Gryffindor /wikimedia
Relikwie Krzyża Świętego z cesarskiego skarbca Schatzkammer w Wiedniu.
Marcin Luter, wątpiąc w autentyczność relikwii Krzyża, trochę kpiąco mówił, że na świecie jest tyle jego fragmentów, „że można by z nich zbudować cały dom, gdyby się je wszystkie posiadało”.
Fides et ratio
Do pewnego stopnia można zrozumieć sarkazm ojca reformacji: chodziło mu bardziej o nadużycia, jakie w jego czasach towarzyszyły kultowi relikwii. Nie ma wątpliwości, że krążących po Europie fałszywych relikwii było niemało, a cześć im oddawana nie tylko u Lutra budziła słuszne zgorszenie. Problem jednak polega na tym, że niemiecki duchowny wylał dziecko z kąpielą, bo jednocześnie podważył sens zainteresowania relikwiami Krzyża, których autentyczności dowieść – jak widać uważał – nie można. A nawet jeśli niektóre z nich są autentyczne, to jest to jednak sprawa trzeciorzędna, która przysłania to, co w chrześcijaństwie najważniejsze. W pierwszej kwestii pomylił się na pewno. Naukowcy w XIX w. udowodnili, że krążących po świecie odłamków jest mniej niż wynosi cała powierzchnia oryginalnego drzewa Krzyża. I że są metody, za pomocą których można z dużym prawdopodobieństwem stwierdzić autentyczność poszczególnych fragmentów. W drugiej kwestii miał rację tylko do pewnego stopnia. Owszem, relikwie nie są do zbawienia potrzebne. Tyle że z drugiej strony zupełny brak zainteresowania chrześcijan pamiątkami po najważniejszych wydarzeniach w dziejach ludzkości też jest swoistym kaprysem intelektualnym. Tym bardziej że dla niewierzących właśnie to jest często problemem na wstępie: skąd w ogóle wiemy, że Jezus naprawdę istniał, skąd wiemy, że doszło do ukrzyżowania itd.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.