Żyj na serio

Wszyscy potrzebujemy i drugiego człowieka, i Boga. To samo dajemy innym, co od nich bierzemy. Ostatecznie jedynym Dawcą jest Bóg, który czasem działa przez nasze ręce.

Żyj na serio

Trudno ująć w kilku słowach papieską wizytę w Genui. Najważniejszą myślą wydaje mi się jednak wezwanie wypowiedziane do młodych, by nie żyli jak turyści, przebiegający przez życie oglądając z wierzchu kolejne obrazki, ale wchodzili w głąb życia. To wezwanie nie tylko do młodych.

Żyć, to znaczy wchodzić w głąb spraw i sytuacji, angażować się, wchodzić w głębokie, ważne relacje z człowiekiem obok mnie. Nie zatrzymywać się na powierzchni ludzi i spraw, na pozorach kontaktu. W czasach gdy żyje się szybko, w biegu, gdy naszej uwagi i troski wymaga tak wiele spraw, to wielkie niebezpieczeństwo. Kontakt z drugim człowiekiem, rozeznanie sytuacji, realna pomoc wymagają zatrzymania się. Wymagają czasu. Na to, by usłyszeć drugiego człowieka. Na to, by z nim być. Na to, by podać mu rękę. By w końcu pomóc mu odnaleźć Chrystusa.

Gdzieś w tle warto może przywołać słowa abpa Skworca wypowiedziane wczoraj w Piekarach Śląskich: Musimy się bronić przed bezmyślnym trwaniem w kieracie pracy i konsumpcji, z agresywną reklamą w tle! W życiu nie chodzi w końcu o to, by je "skonsumować", ale by je przeżyć.

„Idźcie”, mówi nam także dzisiaj Jezus, który w chrzcie udzielił każdemu z nas władzy głoszenia. Zatem wyruszenie wraz z Panem należy do tożsamości chrześcijanina. Chrześcijanin nie stoi w miejscu, ale jest w drodze: wraz z Panem ku innym. Ale chrześcijanin nie jest szybkobiegaczem puszczającym się pędem, czy zdobywcą, który musi przybyć wcześniej niż inni. Jest pielgrzymem, misjonarzem, jest „maratończykiem nadziei”: łagodnym, ale stanowczo podążającym; ufnym a jednocześnie aktywnym; twórczym, ale pełnym szacunku; przedsiębiorczym i otwartym; pracowitym i solidarnym. Z tym stylem przemierzajmy drogi świata! To fragment papieskiej homilii z Genui. Nieco wcześniej Franciszek mówił o upartym zawierzaniu spraw ludzi i świata Bogu.

Tak, to prawda, wchodzenie w głąb życia kosztuje. Współniesie się wówczas ciężary wielu ludzi. Łatwo się wypalić. Łatwo się ugiąć. Łatwo opuścić ręce i stracić nadzieję. Wtedy najbardziej chciałoby się zamknąć, oddzielić od świata. Już więcej nie dźwigać tego, co nas przerasta. Rzecz w tym, że to, co przerasta nas, nie przerasta Boga. Aby nas nie pochłonął ten „ból życia”, pamiętajmy, abyśmy codziennie „zarzucali kotwicę w Bogu”: zanośmy do Niego ciężary, osoby i sytuacje, powierzajmy Jemu wszystko - mówił papież. - To właśnie jest moc modlitwy, która łączy niebo i ziemię, która pozwala Bogu wejść w nasze czasy.

A po to jesteśmy my - chrześcijanie - by przybliżać ziemię do nieba.

W rozmowie z młodymi padło jeszcze jedno ważne stwierdzenie. Wszyscy jesteśmy grzesznikami i wszyscy potrzebujemy, by przepowiadano nam Chrystusa. I kiedy ja głoszę Chrystusa, a nie czuję, nie słyszę, że jest to przeznaczone dla mnie samego, odcinam się od tej osoby, uważam siebie za czystego a drugiego za nieczystego, który jest w potrzebie.

Nie istnieją dwa kościoły: jeden dla czystych, drugi dla nieczystych i potrzebujących. Jeśli podchodzimy do drugiego z takim myśleniem, lepiej żebyśmy darowali sobie ten wysiłek. Nie istnieją dwa kościoły, jeden dla mocnych, drugi dla słabych. Wszyscy jesteśmy słabi, choć bywamy mocni. Wszyscy potrzebujemy i drugiego człowieka, i Boga. To samo dajemy innym, co od nich bierzemy. Ostatecznie jedynym Dawcą jest Bóg, który czasem działa przez nasze ręce.

Tylko w takiej perspektywie, w perspektywie Boga działającego przez nas, można żyć wchodzić w głąb życia i w nim nie utonąć.