Sąd szczepionką ukłuł dziecko

Błażej Kmieciak

publikacja 05.06.2017 07:33

Polska dyskusja dotycząca szczepień przypomina zdanie z amerykańskiego filmu sensacyjnego: Masz prawo nic nie mówić, wszystko co powiesz może być użyte przeciwko tobie!

Sąd szczepionką ukłuł dziecko HENRYK PRZONDZIONO /Foto Gość

Spory bez sorry

W ostatnich tygodniach pojawiły się w internecie informacje zwracające uwagę na sytuacje, w których sądy rodzinne zaczęły wyjaśniać sprawy rodziców, którzy nie zgadzają się na zaszczepienie swoich dzieci. Tego typu informacje wzbudzają tak naprawdę już na wstępie wielkie zdziwienie oraz zainteresowanie. Po pierwsze szczepienia nie dotyczącą działań które mogą stanowić ochronę dla dziecka w momencie, w którym istnieje bezpośrednie zagrożenie dla jego życia lub zdrowia. Szczepienia mają charakter profilaktyczny, a więc zapobiegają pewnym zdarzeniom, które potencjalnie mogą się u dziecka dopiero pojawić. Po drugie sąd oczywiście w wielu sytuacjach zdrowotnych z założenia interweniuje. Mówimy tutaj jednak o zupełnie innych zdarzeniach. Dotyczą one tak naprawdę bezpośredniego zagrożenia życia dziecka albo konkretnego niebezpieczeństwa pojawienia się uszczerbku na zdrowiu młodej osoby: np. poprzez uszkodzenie ciała. W wypadku szczepień nie ma tego typu sytuacji.

W Polsce bardzo trudno dyskutuje się na temat szczepionek: z jednej strony pojawiają się kardynalne argumenty wskazujące na to, iż szczepienia to w zasadzie najlepszy przykład świadczący o niesamowitych możliwościach medycyny. Zwolennicy podobnych działań podkreślają, że społeczeństwa funkcjonują w szeroko pojętym zdrowiu tylko i wyłącznie dlatego, że szczepienia przez wiele dziesięcioleci doprowadziły do skonstruowania się tak naprawdę bariery ochronnej, dla siejących postrach przed wiekami schorzeń. Z drugiej strony zaznacza się, że szczepienia to tak naprawdę jedno wielkie niebezpieczeństwo. Podaje się przy tym przykład dzieci, które m. In. zachorowały na określone zaburzenia. Innym z kolei drastycznie zatrzymał się ich rozwój, dokładnie w momencie, w którym zastosowano określoną szczepionkę.

Powoli dyskusje te przypominają kłótnie Polaków dotyczące genetycznie modyfikowanych organizmów (wykorzystywanych z resztą do tworzenia szczepionek): w momencie, w którym pojawiają się zwolennicy i przeciwnicy, jakakolwiek racjonalna dyskusja przestaje być możliwa. Jedni bowiem podkreślają, że polskie władze - już na podstawie obecnej Konstytucji – posiadają pełne prawo zabezpieczenia epidemiologicznego przebywającego na jej terytorium społeczeństwa. Z drugiej strony przeciwnicy tego typu rozwiązań, powołując się na tą samą Konstytucję wskazują, że autonomia rodziny uprawnia rodziców do powstrzymania państwa przed tego ingerencją.

W prawo i w lewo

W zasadzie nie jest problemem istnienie tego typu rozbieżnych poglądów. Opinie dotyczące zdrowia i życia zawsze oscylowały wokół dwóch różnych, skrajnych najczęściej stanowisk. Dużo większy problem polega jednak chyba na tym, iż debata na temat szczepień najczęściej w ostatnim czasie zatrzymuje się wyłącznie na wskazaniu określonych stanowisk.

W polskim prawie szczepionkowa dyskusja ma niejednoznaczne oblicze i nie jest jasne, czy przyjęta w Polsce formuła tak naprawdę spełnia kryteria ochrony praw i wolności człowieka. Jędrzej Bujny podkreśla, że w doktrynie prawnej nadal podejmowana jest dyskusja dotycząca uprawnień władzy państwowej do nałożenia na daną jednostkę obowiązku poddania się szczepieniu. Podkreśla on, że ustawa o chorobach zakaźnych oczywiście zezwala na pojawienie się przymusu. Dotyczy to jednak specyficznej sytuacji. Badając podobny temat z perspektywy dziecka widać, że jest to pacjent, który znajduje się w sytuacji jedynie potencjalnego zagrożenia zdrowia. Bujny formułuje w tym miejscu interesujące pytanie: „Czy można, dla ochrony innych osób przed jeszcze nie zaistniałym niebezpieczeństwem, nakładać na jednostkę obowiązek działania, które niesie z sobą pewne zagrożenie dla jej życia i zdrowia.” Jego zdaniem istnieją sytuacje, w których to państwo musi podjąć działania przymusowe. Jednocześnie jednak winno ono zagwarantować wysoki poziom poszanowania praw człowieka, który bez swojej zgody zobowiązany jest do określonego działania, także działania wobec dzieci. Tutaj jednak pojawia się w Polsce problem.

Lista szczepień, która jest ogłaszana przez Głównego Inspektora Sanitarnego zdaniem badaczy nie spełnia tak naprawdę standardów konstytucyjnych. Lista ta nie jest bowiem powszechnie obowiązującym źródłem prawa. Więcej, nie ma ona statusu ustawy, a wiec na jej podstawie nie można ograniczać praw lub wolności, nawet w szczytnych celach zdrowotnych. Czy zatem musimy, jako rodzice odnosić się w sposób pozytywny do opinii wyrażonej przez wyższego urzędnika państwowego? Jak zaznaczają Anna Augustynowicz oraz Iwona Wrześniewska Wal „…mamy tu do czynienia z odesłaniem do regulacji prawnej niemieszczącej się w katalogu konstytucyjnych źródeł prawa.”

Poszukiwanie wroga

Teraz spójrzmy od innej strony. Dostrzeganie wad formalnych ustawy o chorobach zakaźnych to jedno. Nieco innym zjawiskiem jest negowanie szczepionek, jako działań o uzasadnionym potencjale ochronnym. Tego typu postawy wydają się po prostu niebezpieczne. Czasem można wręcz mieć wrażenie, że śmiałe podważanie idei szczepień jest najlepszym dowodem na to, że owe szczepienia zadziałały. W społeczeństwie nie ma bowiem powszechnej obawy o nagłe wystąpienie jakiś strasznych chorób. Stąd też pewnie łatwiej formułować poglądy typu: Do niczego nas nie zmuszajcie!

Ponadto trudno uznać, by szczepionki były jakąś formą mody. Jeśli tak uważamy, to spróbujmy powiedzieć o tym np. osobom, które wybierają się do krajów, w których panuje klimat tropikalny. Podobne działania ochronne nie zostały wprowadzone z poniedziałku na wtorek, tylko i wyłącznie dlatego, że ktoś tak chciał.

Obecnie widać w Polsce wyraźnie stałe rozdzielanie się dwóch stanowisk: z jednej strony przedstawiciele państwa bardzo mocno podkreślają, że mogą przymuszać do stosowania szczepień. Jednocześnie robią to odwołując się do niespójnych zasad prawnych. Z drugiej natomiast strony co roku obserwujemy coraz większą liczbę osób, które nie poddają swoich dzieci właśnie wspomnianym działaniom. Niestety czasem walcząc o swoje prawa jednocześnie chwilami podważają konieczność całkiem racjonalnej (chwilami) zasady „dmuchanie na zimne”.

Z całą pewnością reguły ogłaszania listy szczepień muszą ulec zmianie. Decyzja wysokiego urzędnika państwowego nie jest źródłem prawa. Być może konkretnym rozwiązaniem tej sytuacji byłoby formułowanie indywidualnego katalogu szczepień. Wydaje się, że dzisiaj szczególnym problemem jest tak naprawdę postawienie rodziców w pozycji „pasywnych obserwatorów użycia szczepionek”. Nie mają oni możliwości realnego zarządzania zdrowiem własnego dziecka. W momencie, w którym maja w tym obszarze wątpliwości, umieszczeni zostają na „antyszczepionkowej czarnej liście”.

Pierwszym gwarantem bezpieczeństwa zdrowotnego dziecka nie jest jednak lekarz oraz pielęgniarka. Są nim przede wszystkim rodzice. Nie możemy formułować poglądów w prawie odnosząc się np. do tych rodziców którzy nie potrafią albo nie chcą spełniać swojej roli wychowawczej i tak naprawdę swoim działaniem doprowadzają dziecko do szkoły. W przeważającej większości wypadków to właśnie rodzic jest tym, który najlepiej zna funkcjonowanie swojego dziecka i to on jest tą osobą, która dąży do jego bezpieczeństwo oraz zdrowia. Być może pojawiający się w ostatnim czasie postulat, by formułować indywidualne plany szczepień dla dziecka jest właśnie realizacją pewnej idei dotyczącej zarządzania zdrowiem i chorobą. Rodzić nie powinien być traktowany jako wróg. Z drugiej jednak strony winien pamiętać, że szczepionki głównym wrogiem dziecka także nie są.

autor jest doktorem socjologii prawa i bioetykiem, Koordynuje prace Centrum Bioetyki Instytutu Ordo Iuris, prowadzi blog na stronie gosc.pl