Wyklęty na rodzinnej fotografii

Ludwika Kopytowska

publikacja 13.06.2017 14:11

Krewny żołnierza wyklętego podzielił się z "Gościem" niezwykłą historią rodzinną. Historią, jak z filmu sensacyjnego, z wątkami... romantycznymi.

Marian Myszka, pseud. "Łoś" archiwum IPN Marian Myszka, pseud. "Łoś"

Patryk Semczuk o tym, że w swojej rodzinie miał żołnierza wyklętego, dowiedział się przypadkiem. Zaangażowany w działalność patriotyczną, zainicjował w swojej rodzinnej miejscowości Wyrzysk po raz pierwszy obchody Dnia Żołnierzy Wyklętych w ramach Pilskich Dni Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Przy tej okazji nawiązał kontakty z lokalnymi historykami i tak natrafił na osobę Mariana Myszki, pseud. "Łoś".

- Pomyślałem wtedy, czy może w mojej rodzinie nie miałem kogoś takiego, bo od strony mojej mamy występuje nazwisko "Myszka" - powiedział Patryk Semczuk. - Jestem tego typu osobą, że jeśli dowiem się o czymś nowym, to muszę to zaraz sprawdzić. I tak doszedłem do tego, że Marian Myszka był bratem mojej prababci.

Por. Marian Myszka był dowódcą 12-osobowego oddziału NSZ, przejętego po śmierci kpt. Juliana Bauca pseud. "Huragan". Z dokumentów IPN Patryk Semczuk dowiedział się, że jego krewny przeprowadził kilkanaście akcji bojowych, podczas których skutecznie udawało mu się uniknąć zasadzek UB. Jedną z najsłynniejszych takich akcji było rozbrojenie więzienia UB w Wyrzysku.

Wszystko przez kobietę

Był rok 1946. W Wyrzyskim więzieniu UB przebywało ok. 40 skazańców, w tym żołnierze AK i członkowie obecnego podziemia (NSZ i "WiN"). Jednak to nie oni byli powodem przeprowadzenia akcji rozbrojenia więzienia. Wszystko zaczęło się od pewnej pięknej kobiety.

Janina była córką pana Musiała, którego syn, a jej brat, znajdował się w więzieniu za nielegalne posiadanie broni. Odsiadywał tam wyrok 6 lat pozbawienia wolności. W Janinie zakochał się milicjant, Stanisław Bienias. Jednak ojciec zapowiedział mu, że odda rękę swojej córki, jeśli ten uwolni z więzienia jego syna. Zakochany milicjant postawił to sobie za punkt honoru i zaczął nawiązywać kontakt z uwięzionym, wprowadzając go w swój plan. Do akcji włączył swojego kolegę, dezertera z MO, Mariana Myszkę. Myszka dowodził całą akcją wraz z kpt. Baucem.

Pod "strzałką" Julianna Myszka, mama Mariana Myszki, pseud. "Łoś", obok kobieta trzymają chłopca za rękę to Zofia Topór, siostra Mariana Myszki prababcia Patryka Semczuka, mężczyzna pod "krzyżykiem" to Józef Myszka, brat Mariana. Kobieta obok to Józefa Stefania Frąszczak, siostra Mariana Myszki, pierwszy z prawej to Julian Bauc ps. "Huragan", żołnierz wyklęty    archiwum IPN Pod "strzałką" Julianna Myszka, mama Mariana Myszki, pseud. "Łoś", obok kobieta trzymają chłopca za rękę to Zofia Topór, siostra Mariana Myszki prababcia Patryka Semczuka, mężczyzna pod "krzyżykiem" to Józef Myszka, brat Mariana. Kobieta obok to Józefa Stefania Frąszczak, siostra Mariana Myszki, pierwszy z prawej to Julian Bauc ps. "Huragan", żołnierz wyklęty
(kliknij, aby zobaczyć całość)
W nocy 24 maja 1946 roku partyzanci sfingowali akcję podziemia, zmuszając tym samym służby UB i MO do wyjazdu z miasta. Wtedy żołnierze ruszyli na więzienie. Jeden z nich, Jan Krywoszej pseud. "Czarny", stanął przy bramie i pod pretekstem konwojowania w patrolu UB zatrzymanego "bandyty", upomniał się o wejście. Nie znał hasła, więc wartownik zignorował go. "Czarny" jednak dzwonił bez przerwy dzwonkiem i to na tyle mocno poirytowało strażnika, że wyszedł sprawdzić, co się dzieje przy bramie. Żołnierze zareagowali błyskawicznie. Obezwładnili strażnika i bez oddania strzału weszli do więzienia i uwolnili wszystkich więźniów. Akcja zakończyła się sukcesem.

Jednak następnego dnia niemal połowa uratowanych skazańców wróciła z powrotem do więzienia w obawie przed represjami. Kpt. Bauc nie cieszył się też długo sukcesem. Zginął 2 lipca tego samego roku podczas starć z MO. Zamordowano również "Czarnego".

Po śmierci kpt. Bauca dowództwo nad 12-osobowym oddziałem przejął Marian Myszka pseud. "Łoś". Pomimo przeprowadzania wielu innych akcji pozostawał nieuchwytny dla Ubecji. Aż do dnia swojej śmierci.

Z honorami

Marian Myszka zmienił nazwisko na Wiktor Kowalski i w 1952 roku był komendantem straży pożarnej w kopalni Turów. 28 czerwca jechał na akcję gaśniczą. W drodze zderzył się z ciągnikiem i pojazd przygniótł go. Mężczyzna zmarł w drodze do szpitala.

Myszka był człowiekiem powszechnie szanowanym w lokalnej społeczności i pochowano go z wszelkimi honorami.

- Historycy śmieją się, że komuniści jeszcze taki piękny pogrzeb mu wyprawili, bo był to naprawdę duży kondukt żałobny - opowiada Patryk Semczuk, krewny Myszki. - Nikt nie wiedział, że to zmarł żołnierz wyklęty Marian Myszka, tylko wszyscy myśleli, że to komendant straży Wiktor Kowalski. To chyba jedyny taki przypadek, kiedy żołnierz wyklęty nie był zakopany, za przeproszeniem, jak pies, tylko miał normalny pogrzeb.

Kondukt żałobny Mariana Myszki, "Wiktora Kowalskiego"   archiwum IPN Kondukt żałobny Mariana Myszki, "Wiktora Kowalskiego"
"Łoś" został pochowany w Przasnyszu niedaleko Warszawy. Po jego śmierci ubecy jeszcze dwa lata szukali żołnierza wyklętego. Myszka pozostawił po sobie dwoje dzieci. Patryk Semczuk zbiera informacje na ten temat i jest prawdopodobne, że jedno z nich, syn, nadal żyje.

- Na pewno pojadę do Przasnysza, żeby znaleźć jego grób. I jego syna - powiedział.

Ciąg dalszy następuje

Sam Patryk Semczuk również jest zaangażowany w akcje patriotyczne. Jak sam powiedział, w jego rodzinie nie było nigdy tradycji patriotycznych. To, że sam stał się patriotą, zaczęło się od pewnej piosenki.

- To było w 2013 roku, miałem wtedy 20 lat. Kolega wrzucił piosenkę na Facebooka o żołnierzach wyklętych. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, kim byli żołnierze wyklęci, więc zacząłem zgłębiać ten temat. Tak natrafiłem na historię Witolda Pileckiego i to mnie bardzo poruszyło - opowiada. - Pomyślałem sobie, iść z własnej woli do Auschwitz, miejsca, gdzie zabija się ludzi, to naprawdę jest to czyn heroiczny. I to wszystko mnie tak zainteresowało, że stałem się patriotą.

Patryk Semczuk podczas uroczystości ku czci Żołnierzy Wyklętych w Wyrzysku   Gmina Wyrzysk Patryk Semczuk podczas uroczystości ku czci Żołnierzy Wyklętych w Wyrzysku
Patryk bierze udział w różnych akcjach patriotycznych. Jest honorowym dawcą krwi, a ostatnio pracował jako wolontariusz przy pracach ekshumacyjnych na cmentarzu w Bydgoszczy pod okiem prof. Szwagrzyka. Jest także pomysłodawcą inicjatywy nadania rondu w Wyrzysku nazwy im. Żołnierzy Wyklętych.

- Byliśmy nastawieni, że ludzie nie będą popierać tego pomysłu, ale jak się okazało pierwszego dnia na 30 osób może tylko dwie się nie podpisały - opowiada. - Byliśmy bardzo zaskoczeni pozytywnym odzewem i to nas zmotywowało. Do końca maja udało nam się zebrać 500 podpisów, choć naszym celem początkowo było 400. Tylko ok. 70 osób odmówiło złożenia podpisu pod inicjatywą.

24 maja, w rocznicę rozbrojenia więzienia Patryk Semczuk zorganizował konferencję prasową.

- Złożyliśmy wniosek i czekamy na jego rozpatrzenie - informuje. - Słyszeliśmy wiele pozytywnych komentarzy, np. fajnie, że młodzi ludzie działają w naszym mieście. Negatywnych komentarzy było tylko kilka.

Jak sam podkreśla, to wiara jest dla niego motorem jego działania.

- To wszystko robię z miłości do Boga i do Ojczyzny - wyznaje. - Jan Paweł II razem z kard. Wyszyńskim powtarzali nie raz, że młodzi są przyszłością świata. Po prostu nie lubię bierności. Trzeba coś zmienić na tym świecie. Od lewej: Patryk Semczuk, prof. Krzysztof Szwagrzyk, Piotr Tomasz, lokalny historyk podczas prac ekshumacyjnych na cmentarzu w Bydgoszczy   Józef Żernicki Od lewej: Patryk Semczuk, prof. Krzysztof Szwagrzyk, Piotr Tomasz, lokalny historyk podczas prac ekshumacyjnych na cmentarzu w Bydgoszczy