Pustynny Internet

Dominik Szmajda

AfrykaNowaka.pl |

publikacja 18.12.2009 20:03

Ci, którzy poznali inne kraje północnej czy zachodniej Afryki, odwiedzając Libię, dostrzegą kilka istotnych różnic. Tutejsi mieszkańcy inaczej reagują na widok przybysza ze świata Zachodu.

Pustynny Internet AfrykaNowaka.pl Tuaredzy z Nigru

Libia - inna Afryka

Przechadzając się po Trypolisie, czujemy się zupełnie swobodnie, nikt nas nie zaczepia, nie zagaduje, nikt nie próbuje nam czegoś sprzedać. Owszem, napotykając białych rowerzystów objuczonych żółtymi sakwami, prawie każdy przygląda się z zaciekawieniem, ale rzadko kto się zatrzymuje. Libijczycy są dla nas zawsze uprzejmi, często bardzo serdeczni, nigdy nachalni. Zbiegowisk dzieciaków wokół nas, które byłyby codziennością w Maroku czy w Mauretanii – w Libii nie doświadczamy. W ogóle mało dzieci widzi się na ulicach.

Libijskie miejscowości są stosunkowo czyste. Miłą niespodzianką jest powszechna obecność koszy na śmieci, i to nie tylko w stolicy. Widać także ekipy sprzątające, pracują w nich imigranci z Czadu i Nigru.

Imigrantów jest tu bardzo wielu. Powszechne wśród tutejszych jest powiedzenie, że Libijczyków jest w Libii 5 mln, a drugie tyle imigrantów na nich pracuje. Dużo w tym prawdy. Dzięki zyskom z wydobycia ropy naftowej i gazu Libia jest najbogatszym krajem w regionie. Perspektywa dobrego zarobku ściąga tu przybyszów ze wszystkich sąsiednich krajów. W gastronomii i przy obsłudze turystów często spotykaliśmy Tunezyjczyków, Algierczyków oraz Egipcjan. Z kolei typowymi pracami fizycznymi parają się czarnoskórzy imigranci z Nigru i Czadu. Nawet Tuaregowie, sprzedający biżuterię i inne pamiątki przy perełce turystycznej Libii, jakimi są jeziorka pod Ubari, pochodzą z Nigru. Połowę roku spędzają tutaj, a gdy sezon turystyczny się kończy – wracają do swego kraju, aby wyprodukować kolejne przedmioty na sprzedaż turystom odwiedzającym Libię.

Niewiele widzimy zwierząt hodowlanych. Tylko incydentalnie natrafiamy na niewielkie stadko owiec bądź kóz czy pojedyncze wielbłądy. Na szczęcie nie ma to żadnego przełożenia na półki sklepowe – towarów spożywczych jest duży wybór, także w mniejszych miejscowościach. Ceny są porównywalne z polskimi, a niektóre towary, jak chleb, woda mineralna czy mleko, są wyjątkowo tanie. Nam szczególnie przypadły do gustu sprowadzane z krajów Półwyspu Arabskiego i Azji pyszne gęste soki: gruszkowy, mango czy guawa (2,50 zł / 1 l). Z kolei rolę batonów energetycznych dla naszego zespołu pełni doskonała pasta z daktyli – do dostania w niemal każdym sklepie spożywczym, sprzedawana w kilogramowych porcjach po 3,50 zł. Puszkowanych sardynek kupować nie warto, bo tuńczyk po złotówce.

Z głodu człowiek tu nie umrze, a i grosza dużo nie straci. Dogadzamy sobie zatem, nie szczędząc na jedzeniu.

Pustynny Internet

Tam, gdzie wielbłądy szczekają doniośle,

gdzie starszyzna wioski zapomniała o wiośnie,

gdzie piasek Sahary to główna przyprawa,

dostęp do Internetu to trudna sprawa.

 

Podchodzisz – o, proszę, kafejka!

Witają cię w progu: „Salam Alejkum”.

Już siadasz do kompa, chwytasz za myszę,

już twoje krzesło lekko się kołysze,

już widzisz „enter” i „alt + F4”,

gdy nagle krzyczysz: cztery litery!


Zamilkł! Nie działa, ledwo co kapie

bajcik po bajtku, sieć wolno łapie.

Błagasz bezgłośnie – niech skończy się terror…,

gdy na ekranie konekszyn error!


Sprawdzamy gniazdka, szukamy przyczyny,

restart i reset… dłuuugie godziny.

W końcu ktoś woła: jestem na stronie,

lecz szybsza chyba poczwarka w kokonie!


Noc się wnet zbliża – kafejka już pusta.

Relacja wysłana – uśmiech na ustach!

Więc i Ty, jeśli możliwość taka,

wjeżdżaj na stronę AfrykaNowaka!

Słów kilka od Fadela:

Salut  à tous, mes sacrés  voeux à Afrykanowaka, que leur objectif se realise à bon plan.Je suis tres touché des traces de Kazimierz Nowak. - ce heros qui n'avait jamais peur de rien d'aucune obstacles devant lui.Voila je suis la à nouveau avec le deuxième equipe  ( PRZERZUTKA Z SAHARY ), dont je  me comprends mieux qu'à Uadi – tour, Dominik , le leader,  Laye , Kasper et Ania . C est une equipe  compréhensive, très sympas gerable. J'adore leur façon de voyager: pas de panique de jours en jours, à l'aise, sauf que hier on a souffert du grand vent de Harby à 30 kilometres de MURJUK (Murzuk) - une grande surprise de vent de sable qui nous frapait très fort. On ne voyait rien du tout. On etais en total galere, mais en fin à 2 borne de la ville on s' apperçoit la plaque arabic nomant Murjuk vila. Alors c' est la fin du spectacle!

tłumaczenie:

Pozdrowienia dla wszystkich i moje wielkie życzenia dla Afrykanowaka, żeby ich cel został zrealizowany według planu. Jestem bardzo poruszony podążaniem śladami Kazimierza Nowaka – to bohater, który nigdy nie bał się niczego, żadnych przeciwności losu. Oto jestem znowu na trasie z drugą ekipą (Przerzutka z Sahary) - Dominikiem, liderem, .Laje, Kasprem i Anią - z którą rozumiem się lepiej niż z Uadi Tour. Jest to ekipa wyrozumiała, bardzo sympatycznie zorganizowana. Podoba mi się ich sposób podróżowania: bez paniki z dnia na dzień, swobodny, z wyjątkiem wczoraj [14 grudnia -przyp. tłum.], kiedy ucierpieliśmy z powodu wiatru Harby podczas pokonywania ostatnich 30 km do Murzuk – wielkiej niespodzianki w postaci burzy piaskowej, która uderzyła w nas bardzo silnie. Nic nie widzieliśmy. To była męka, lecz w końcu na 2 rzuty kamieniem od miasta zauważyliśmy tablicę po arabsku noszącą imię miasta - Murzuk. Wreszcie koniec spektaklu!

Kazimierza Nowaka list z Murzuku,

Murzuk, 1 marca 1932 r.

Marysiek mój Drogi!

Zbiegł dzień cały. Tak szybko, że ani wiem, jak już północ. Zmęczony jestem, a to tyle trzeba załatwić wszystkiego, że aż głowa boli! Mam wywołać zdjęcia w Auenat zrobione – już nawet rozpakowałem bagaż i chciałem się zabrać do pracy, ale zapomniałem z wieczora postarać się o wodę i talerze, i nic z chęci, ale za to jutro razem z nowymi zdjęciami wezmę się do dzieła. Choć, jak pisałem, klisz nie mam, ale cudem paczkę znowu zyskałem od zastępcy komendanta twierdzy, w zamian za co zrobię im ze 2 zdjęcia. Ale na czym kopiować. Oj, Marysiek, żebym ja mógł choć setkę pocztówek „twardych” zyskać. Właściwie to potrzebuję z 200 poczt twardych i 100 medium i klisz, ale co mi pomoże wszystko – kiedy w Afryce włoskiej ich nie ma, a z Włoch sprowadzić, to wyzbyć się z góry kupy lir, których mi koniecznie na życie potrzeba! Inaczej żebym tu mógł kupić lub gdybym był zastał paczkę na poczcie, byłbym powielił posiadaną gotówkę i opuścił Murzuk z nadwyżką w kieszeni i mógł postój zrobić, a tak już prawie przygotowałem nowy etap – plan prawie gotowy – dni parę i odlecieć trzeba. A postoju tak łaknę. Tyle myśli w głowie, ująć to na papier, wysłać, może by był chleb – a pisać na pustyni trudno! Myśl taka leniwa, w dzień muchy i słońce, i te wiatry ciągłe nie dozwalają pisać, w noce pod namiotem nie sposób pisać – zresztą czar nocy pustynnej upaja jak trunek i raczej do gawędy usposabia ustnej, a że mówić nie ma z kim, więc myśl ulata daleko – tam do Was. I jak pisać, kiedy pisząc trzeba skupienia?

I tak widzisz, Marysiek, i ja mam troski, i to tak rozliczne, że choć mi może ktoś zazdrości tej podróży – naprawdę nie ma czego. Dziś ostrzyc miałem włosy i brodę „obsiekać” kazałem trochę i wiesz, Maryś? Kupa siwych włosów głowę (choć łysa) przyprószyła. Tyle siwych włosów! – a na pewno nie z rozkoszy, nie z dobrobytu! Co robić? Trzeba trwać, przetrwać. Żeby tylko Marysi mojej tak źle nie było, byle już dochód mój starczył Wam na życie, a wtedy i weselej mi będzie na duszy, i trud dalekiej włóczęgi zmaleje.

Cieszy mnie, że w końcu są wycinki. O, Maryś! Jeżeli by wszystko, co wysłałem, wydrukowali. A tyle stron zapisanych wysłałem, że gdyby nawet po 10 gr za wiersz płacili, byłoby ładnych paręset złotych – choć jaki taki ratunek.

Teraz trzeba znowu pisać, pisać, pisać, aby kuć teren – a do pisania też pieniędzy trzeba, bo i życie kosztuje, i znaczki, i atramentu butelkę już wypisałem – a jak na to wszystko zdobywać – jeżeli ani materiału do pracy nie ma!

Ale przerwę gawędę – i tak nic z niej nie będzie. Znudzę Cię, a taki chaos w głowie, że trudno pisać. Dobranoc, Kochanie! Całuję Was mocno – po kolei, silnie, serdecznie. Pa!

Wasz Tatuś