AfrykaNowaka.pl |
publikacja 18.12.2009 19:54
No i zaczęło się: z gitarą pod brodą, z aparatami i kamerą w rękach pokonujemy na pełnej prędkości kilkudziesięciometrowe wydmy, piszcząc przy tym z radości.
AfrykaNowaka.pl
Dominik pisze relację z wyprawy
Dzień 4, II etap - 1968 km
Przejechany dystans: 35 km. Start: 12.40. Koniec jazdy: 15.00 Warunki (ocena 5–): słabe podmuchy wiatru z tyłu i z boku, świetna szosa, ok.20 st. C, słońce.
Dzień w skrócie:
Zacząć trzeba od tego, że poprzedniego wieczoru odwiedził nas Mohammed – nasz kierowca z etapu Gadames–Ghat. Hamid i Mohammed są kuzynami (ich dziadkowie byli braćmi). Ucieszyłem się bardzo z jego wizyty, ponieważ polubiłem chłopa – sporo przeszliśmy wspólnie na pustynnym etapie. Tego wieczoru nastąpiła pełna integracja z resztą sztafetowiczów. Nazajutrz Mohammed zaproponował wycieczkę do słynnych jezior pod Ubari. To przepiękne miejsce znajduje się raptem
No i zaczęło się: z gitarą pod brodą, z aparatami i kamerą w rękach pokonujemy na pełnej prędkości kilkudziesięciometrowe wydmy, piszcząc przy tym z radości. Mohammed, rozochocony naszymi żywymi reakcjami, coraz śmielej sobie poczyna, aż w końcu podejmuje próbę niemal pionowego wjazdu na gigantyczną wydmę. Na początku idzie gładko, ale im wyżej wjeżdżamy, tym głośniej wyje benzynowy silnik i tym wolniej się poruszamy. Już jesteśmy w ogródku, już niemal witamy się z ostrą granią piaskowej góry, ale niestety koła zakopały się w sypkim piachu. Mohammed wrzuca wsteczny i zjeżdżamy tyłem w dół, rozpędzając się przy tym drapieżnie, aby bez problemu znaleźć się po chwili na grani przeciwległej wydmy. Czujemy się jakby zawieszeni na podwoziu, lekko przerażeni.
Najpierw Mohammed, a po chwili wszyscy wysiadamy i obserwujemy uniesione wysoko w górę przednie koła wozu. Wszyscy odkopujemy auto, a Fadel wchodzi przy tym głęboko pod podwozie
Mohammed odwraca się z szelmowskim uśmiechem, jakby chciał nam powiedzieć: „Chcieliście zabawy, to ją będziecie mieć!”. Po krótkiej chwili wrzuca jedynkę i... i nic – silnik pracuje, a samochód ani drgnie. Znika uśmiech z twarzy naszego kierowcy, a na jego miejscu pojawia się cień niepokoju. Najpierw Mohammed, a po chwili wszyscy wysiadamy i obserwujemy uniesione wysoko w górę przednie koła wozu. Wszyscy odkopujemy auto, a Fadel wchodzi przy tym głęboko pod podwozie. Kierowca tego nie zauważył i próbuje ruszyć, na co Fadel krzyczy przerażony. Jak sam twierdzi – omal nie zginął zmiażdżony przez próbujący się uwolnić samochód...
Ostatecznie jednak bez ofiar udaje się nam akcja ratownicza i jedziemy już prosto do celu. Po jakiejś półgodzinie szybkiej jazdy łagodnymi stokami nagle ukazuje się przed naszymi oczami niezwykły widok: w morzu piasku, w dolinie pomiędzy 300-metrowymi wydmami, zieleni się wielki gaj palmowy, a pośrodku połyskuje spokojna tafla podłużnego jeziorka. Na ten widok wszyscy zamieramy w osłupieniu, nie mogąc się nadziwić pięknu, jakiego jesteśmy świadkami. Wyskakujemy z auta i z szeroko otwartymi oczami, zachłannie pochłaniamy pocztówkowy pejzaż. Lajbor twierdzi, że całe życie marzył, żeby zobaczyć na własne oczy coś takiego. Jest tuż przed zachodem słońca, migawki naszych aparatów fotograficznych rozgrzewają się do czerwoności, oko kamery Kaspra wielokrotnie obraca się wokół własnej osi. Zresztą, popatrzcie sami...
Dzień 5, II etap 13.12.2009 - 2003 km
Dystans: 57 km, Start: 12.30 (po dojeździe do szosy), Koniec jazdy: 17.55 Warunki (ocena 4): niebo zachmurzone, lekki, ale dający się we znaki przeciwny wiatr, remont szosy na odcinku 20 km – jazda terenowa. Ok 18.00 st. C.
Dzień w skrócie:
Wieje :)
Dzień 6, II etap, 14.12.2009 - 2067 km
Dystans: 72 km; Start: 9.10; Koniec jazdy: 21.50 (z 7-godzinną przerwą w Murzuk); Warunki (ocena – 3): od rana pięknie, bezwietrznie, ok. 11.00 zrywa się silny boczny wiatr, wieje piaskiem po oczach, szosa fragmentami w remoncie.
Dzień w skrócie:
Zmiana pogody. Po dwóch godzinach bardzo przyjemnej jazdy nagle zaczyna wiać silny wiatr od zachodu. Niebo, choć bezchmurne, zasnuwa się mgłą – to tumany piachu wzbiły się wysoko w powietrze, zmieniając kolor świata na żółtawo-kremowy. Jedziemy w kierunku południowym, więc boczny wiatr mocno daje się nam we znaki. Dodatkowo sypie piaskiem, który dostaje się do ust, nosa i oczu, które po kwadransie takiej jazdy zaczynają nam wszystkim łzawić. Widoczność spada momentami do 100 m. Droga na tym odcinku jest w remoncie, zatem w tych warunkach jedziemy po szutrowej, kamienistej drodze zastępczej. Silne podmuchy wiatru wytrącają nas raz po raz z równowagi, musimy uważać, aby w takich momentach nie wpaść pod jakiś nadjeżdżający samochód. Robi się też wyraźnie cieplej. W końcu z powrotem wjeżdżamy na szosę, a droga skręca lekko na wschód, zatem pomimo porywistego wiatru jedziemy dość szybko i udaje nam się dotrzeć do Murzuku ze stosunkowo niewielkim opóźnieniem. Długo przemywamy oczy, aby pozbyć się drobin piasku, które skleiły rzęsy.
Czy to ten słynny gibli, o którym pisze Kazimierz Nowak? Otóż nie – Hamid i Fadel wyjaśniają nam, że gibli to wiatr południowy, od słowa gibl – południe. A ten jest zachodni, czyli harbi. Gibli zwykle wieje co najmniej jedną dobę non stop, dzisiejszy harbi pod wieczór powinien się uspokoić. I faktycznie – wraz z nadejściem zmroku wiatr ucichł zupełnie.