Konsumenci nie rozumieją etykietek

PAP |

publikacja 20.12.2009 16:31

Brytyjscy konsumenci nie rozumieją sensu etykietek opisujących składniki substancji odżywczych, a producenci żywności informują o ich zawartości selektywnie - wynika z badań organizacji charytatywnej BHF (British Heart Foundation), omawianych przez BBC.

Konsumenci nie rozumieją etykietek Roman Koszowski /Agencja GN

W przekonaniu 63 proc. matek opis stwierdzający, że produkt jest bogatym źródłem wapna, żelaza i sześciu witamin oznacza, iż jest to produkt zdrowy dla dzieci. 76 proc. uważa, iż określenie produktu jako pełnoziarnistego jest równoznaczne ze stwierdzeniem, że jest zdrowy.

Tymczasem konsumenci mają słabe wyobrażenie o tym, co faktycznie oznacza wyszczególnienie składników zawartych w produkcie. Dodatkowym źródłem nieporozumień jest to, że różne firmy stosują różne standardy opisu, a system etykietowania nie jest standardowy.

BHF podaje jako przykład miodowe płatki śniadaniowe produkcji Nestle (Nestle Honey Shreddies), które na opakowaniu opisane są jako produkt pełnoziarnisty, zapewniający "zdrowego ducha w zdrowym ciele". W rzeczywistości zawierają one więcej cukru niż pączek wiedeński (w odróżnieniu od polskiego taki pączek ma kształt obwarzanka - PAP) - 13,6 g w typowej porcji płatków wobec 9,2 g w pączku.

Płatki śniadaniowe i mleczne batoniki firmy Kellogg (Kellog's Coco Pops), opisane jako źródło wapnia, żelaza i sześciu witamin, na każde 100 gramów produktu mają więcej tłuszczu i cukru niż przeciętne czekoladowe ciastko.

Trzy na pięć ankietowanych matek zakłada, że skoro na produkcie napisano, że nie zawiera sztucznych substancji smakowych ani też nie został sztucznie zabarwiony, to artykuł ten jest zdrowy.

Dyrektor BHF Peter Hollins wskazuje, że producenci produktów żywnościowych mydlą konsumentom oczy i bawią się z nimi w kotka i myszkę, uwypuklając częściowo prawdziwe informacje, a zatajając te, które stawiają produkt w złym świetle.

Hollins przekonany jest, że produkty żywnościowe powinny być opisane według wspólnego, jednolitego standardu, który nie wprowadzałby konsumentów w błąd, ukrywając przed nimi długofalowe, szkodliwe skutki dla zdrowia.