Non possumus

Nie możemy, bo tego wymaga od nas Ewangelia. Inna decyzja byłaby odstępstwem od nauczania Jezusa Chrystusa.

Non possumus

Non possumus. Nie możemy. Te słowa nasunęły mi się, gdy czytałam wczorajszą homilię abpa Gądeckiego. Nie możemy, bo tego wymaga od nas Ewangelia. Inna decyzja byłaby odstępstwem od nauczania Jezusa Chrystusa, odstępstwem od tego, czego uczy Kościół.

To niejedyny taki obszar. W latach 50. XX w. „non possumus” dotyczyło zupełnie innego obszaru: wpływu władzy państwowej na nominacje biskupie i więzi z Rzymem. Non possumus stale dotyczy aborcji. Nigdy, nigdzie i w żadnych okolicznościach nie możemy się na nią zgodzić. Możemy co najwyżej uznać, że taka czy inna forma prawna, choć niedoskonała, jest maksimum możliwym do osiągnięcia w danym momencie. Albo że propozycja zmiany, potencjalnie w dobrym kierunku, jest wystarczająco źle skonstruowana, by można się było spodziewać raczej zmiany na złe niż na lepsze. Nie zmienia to w najmniejszym stopniu podstawowego stwierdzenia: każdy przypadek aborcji to o jeden za dużo.

Non possumus dziś dotyczy sprawy udzielenia pomocy uchodźcom. Tak, trzeba to zrobić mądrze. Podobnie jak mądrze trzeba rozwiązywać kwestie bioetyczne. Bóg oczekuje od nas, że będziemy myśleć i szukać rozwiązań najlepszych. Ale Jego wola jest jasna: pomocy potrzebującym odmówić nie możemy. Żadnemu z potrzebujących. Pytanie brzmi nie „czy”, ale „co potrzeba” i „jak najlepiej”.

Non possumus miewa wymiar indywidualny. Wtedy, gdy moje własne sumienie nie pozwala mi postąpić inaczej. Wbrew chęciom i niechęciom, wbrew sympatiom i antypatiom, wbrew własnym poglądom politycznym: nie mogę. Nie mogę, bo jestem człowiekiem. Nie mogę, bo jestem chrześcijaninem. Nie podoba mi się to, ale NIE MOGĘ INACZEJ. Pięknie jest widzieć takie zmaganie w człowieku. Pięknie, bo pokazuje wielkość człowieka, który potrafi przerosnąć samego siebie.

W tym wypadku non possumus ma także wymiar publiczny. Bez względu na to, co twierdzi władza. Bez względu na jej doraźny interes. Bez względu na wyniki sondaży nie możemy twierdzić inaczej. Być może państwo podejmie odmienną decyzję. Być może – jak ktoś niedawno napisał w komentarzu – wejdzie na „kurs kolizyjny” z Kościołem. To wybór władz państwowych. Nie pierwszy raz w historii i nie ostatni. Nie zgadza się już na pełną ochronę życia, ta sytuacja niczym się nie różni.

Być może taki głos Kościoła wzbudzi sprzeciw także wierzących. To także nie nowa sytuacja. Wystarczy przypomnieć to, co działo się po Liście biskupów polskich do biskupów niemieckich. Przebaczenie to też kwestia z dziedziny non possumus. Wtedy także oburzenie było spore (i wspomagane retoryką państwa). Ale statystykami może się kierować partia. Kościół musi patrzeć na Jezusa Chrystusa. Ostatecznie zdanie Kościoła w ludziach wygrało. Trzeba było tylko czasu...

Oby jak najkrótszego. My możemy czekać, modlić się i działać tam, gdzie brak zgody państwa nam działania nie uniemożliwia. Ludzie, którzy pomocy potrzebują, takiego komfortu nie mają...