Przybieżeli do... Bengasi

publikacja 08.01.2010 12:18

- Przybieżeli do Betlejem pasterze! - śpiewamy ile sil w płucach pod domem Sióstr Sercanek na terenie szpitala dziecięcego w Bengasi. Widzę, że firanka się porusza i po chwili wpadamy w objęcia niezwykle serdecznych rodaczek. Ale radość, buzie śmieją się wszystkim, Kasper uruchamia kamerę by uwiecznić wzruszająca chwile.

Przybieżeli do... Bengasi   AfrykaNowaka.pl Parkujemy i przechadzamy się nadmorską promenadą 56-57 dzień sztafety, 30-31 grudnia

Dzień 22 i 23, II etap . Bengazi

(Kasper)

Zatrzymujemy się na chwilę w Ajdabiya, gdzie posilamy się w tureckiej restauracji, a Lai kupuje dżelabiję, o której od jakiegoś czasu marzył. Po południu docieramy do Bengazi. Wjeżdżamy na most, z którego rozpościera się widok na centrum miasta. Przed nami wysokie, nowoczesne budynki, z lewej zatoka i przycumowane w niej wojskowe okręty i kutry rybackie, z prawej zazieleniony trawą park, otoczony kolumną palm.

Bengazi to drugie największe miasto Libii, nie jest jednak tak stare jak Trypolis. Postawione co prawda w miejscu starożytnego Berenice, rozwinęło się jednak dopiero w latach okupacji włoskiej. Już na pierwszy rzut oka stolica Cyrenajki sprawia wrażenie bardziej zadbanego i lepiej zorganizowanego niż inne libijskie osiedla. O ile w Trypolisie nowe budownictwo oszpeca miasto, o tyle w Bengazi nowoczesne budynki rozmieszczone są przemyślanie i nadają metropolii uroku. Dużo tu zieleni, trawniki są nieustannie nawadniane. W centrum jest czysto, wszędzie stoją kosze na śmieci, nabrzeże jest wyjątkowo zadbane. Po ulicach suną nowoczesne auta, ludzie ubierają się po europejsku. Bengazi nie jest tak żywe i zatłoczone jak Trypolis, brak mu żywiołowości i aury tradycji, jaka panuje w stolicy. To miasto o atmosferze bardziej śródziemnomorskiej niż arabskiej. Współczesne budownictwo sąsiaduje z typową architekturą kolonialną. Skupisko wysokich kamienic o pobielanych fasadach, przedzielonych wąziutkimi uliczkami i małymi placykami, stanowi serce miasta, do którego prowadzą szerokie, przyozdobione palmami aleje.

Parkujemy i przechadzamy się nadmorską promenadą, nad którą góruje stara latarnia morska. Lai zrzuca z siebie dżelabiję i wskakuje do wody. Znika pod zapomarańczowioną zachodem słońca taflą, by po chwili wyskoczyć z krzykiem. Nadepnął na jeżowca i tylko dzięki pomocy Ani pozbywa się tkwiących w palcu kolców. Tak wyglądała ostatnia w 2009 roku kąpiel poznańskiego morsa.

Przybieżeli do... Bengasi   Do wieczora przechadzamy się ze skautami po mieście. Nasi towarzysze ochoczo opisują atrakcje Bengazi, opowiadają nam dużo o kulturze i zwyczajach Wieczorem wraz z poznanym w Ghadamesie Abdulgarem El Turkim udajemy się do harcerskiego hostelu. Po odstawieniu bagaży do sypialni i szybkim prysznicu poznajemy grupkę skautów. Chłopaki obwożą nas swoimi autami po mieście, pomagają odnaleźć kafejkę internetową, zawożą nas do restauracji na kolację i na kawę.

W południe wraz z Abdelgarem, harcerzami oraz mówiącym po polsku druhem Fathe Baiyo udajemy się do kawiarni, w której opowiadamy im i dwóm dziennikarzom historię Nowaka i naszej sztafety. Wszyscy słuchają z zainteresowaniem i przejęciem, a na koniec zadają mnóstwo pytań. Opisujemy im nasze wrażenia, wyniesione z kontaktu z libijską przyrodą i kulturą. Chwalimy miejscową gościnność, piękne pejzaże, wspaniałe zabytki.

Do wieczora przechadzamy się ze skautami po mieście. Nasi towarzysze ochoczo opisują atrakcje Bengazi, opowiadają nam dużo o kulturze i zwyczajach. Odwiedzamy kościół katolicki. W świątyni, obok tabliczek arabskich, koreańskich i włoskich, zauważamy i polskie: „Szczęść Boże” i ”Wesołych Świąt”. Dowiadujemy się, że w mieście mieszkają polskie siostry zakonne, a do niedawna także duchowny, ksiądz Tadeusz. Spotkany na podwórzu kapłan, Filipińczyk, podaje nam numer telefonu polskiego misjonarza, stacjonującego aktualnie w Dernie.

Nadchodzi czas na przyjęcie sylwestrowe. Zastanawiamy się, gdzie zabiorą nas harcerze. Podjeżdżamy pod będący własnością hufca budynek, który jest położony… na plaży. Harcówka bezpośrednio nad Morzem Śródziemnym to wspaniałe miejsce dla skautów – polscy harcerze mają czego zazdrościć libijskim kolegom. Przysiadamy się do rozpalonego na piasku ogniska, wraz z druhem Omarem Sherifem i jego podopiecznymi śpiewamy arabskie i polskie piosenki harcerskie. Zbliża się północ, kończy się stary rok. Następuje odliczenie, wykrzykujemy radosne „zerooo”, po czym, na zmianę w obu językach, Ogniska już dogasa blask. Udajemy się pod zadaszenie, pod którym czeka przygotowany dla nas poczęstunek, tradycyjne libijskie dania: rozpływająca się w pomidorowym sosie kasza z baraniną, zwana biszisza, oraz masruda – pokruszone placki z miodem i bakaliami, zagryzane daktylami i popijane maślanką.

Imprezę kończymy wymianą kulturową: uczymy nowych przyjaciół tradycyjnego poznańskiego „Lech, Lech Kolejorz”, a sami wielokrotnie wykrzykujemy „Ahly nadena, wa es alena” – hasło lokalnego klubu piłkarskiego, Ahly Benghazi.

Przybieżeli do... Bengasi   - Opowiadajcie co tu robicie, ach jak milo gościć Polaków! - witają nas Siostry (z dziennika Ani Grebieniow)

(...) - Bóg się rodzi, moc truchleje... intonuje damski głos z przodu kościoła. Trącamy się łokciami z Dominikiem - podejdźmy bliżej. Włączamy się gromko do śpiewu - Ogień krzepnie, moc truchleje... Zaskoczenie biało odzianych sióstr zakonnych jest niemałe gdy nasze glosy zaczynają im wtórować, odwracają się i krótko rozmawiamy.

- Pracujemy w szpitalu dziecięcym, jutro od 13tej będziemy w domu, przybywajcie - otrzymujemy entuzjastyczne zaproszenie. Radość duża z tego niezapowiedzianego spotkania, siostry promiennie się uśmiechają, do zobaczenia, jutro na pewno przyjedziemy naszymi rowerami. (...)

- Przybieżeli do... Bengasi   Imel okleja moje dłonie specjalnymi naklejkami w wytłoczonym wzorkiem, następnie nakłada woniejąca ziołami papkę i zawija mi dłonie w chusty Chcesz hennę Ania? - dziwi się Mohamet, przecież to śmierdzi, nie lubię henny. - Mohamet, chce zobaczyć jak to jest, zaprowadź mnie do siostry. Po kwadransie siedzę już w pokoju Imel, siostry jednego z naszych arabskich kolegów. Imel, jej mama i starsza siostra witają się ze mną bardzo serdecznie. Siostra jest elegancko ubrana, suknie zdobią cekiny, na powiekach gruba warstwa brokatu, dziś rodzinna impreza. W ten sposób kobiecie wolno pokazać się tylko w gronie rodzinnym. Imel okleja moje dłonie specjalnymi naklejkami w wytłoczonym wzorkiem, następnie nakłada woniejąca ziołami papkę i zawija mi dłonie w chusty - Only one night and then wash - tłumaczy. Cala noc??? Jak to, mam mieć ta plastelinę na rekach przez cala noc?? To według niej jest "only"?! Dziś Sylwester a ja mam dłonie oklejone, nie mogę ich zginać i na dodatek są "zabandażowane", ha ha, zachciało mi się przygody, oj zachciało i mam za swoje;) (...)

58 dzień sztafety, 1 stycznia 2010

Dzien 26, II etap, 1 stycznia 2010

(z dziennika Ani Grebieniow)

(...) - Przybieżeli do Betlejem pasterze! - śpiewamy ile sil w płucach pod domem Sióstr Sercanek na terenie szpitala dziecięcego w Bengasi. Widzę, że firanka się porusza i po chwili wpadamy w objęcia niezwykle serdecznych rodaczek. Ale radość, buzie śmieją się wszystkim, Kasper uruchamia kamerę by uwiecznić wzruszająca chwile.

Przybieżeli do... Bengasi   Atmosfera jest taka...po prostu rodzinna. Pokazujemy trochę zdjęć z naszej podróży - Opowiadajcie co tu robicie, ach jak milo gościć Polaków! - witają nas Siostry. Odwiedzamy kaplice, zwiedzamy bez ogródek i po chwili zasiadamy do stołu. Cóż za frykasy i ta serdeczność, czuje się niemal jak w domu.

Jakie to niesamowite, przede mną leży prawdziwy polski makowiec! Siostry podsuwają nam fantastyczne wypieki a my z kolei mamy wypieki na twarzach. - Zobacz Ania - Kasper podaje mi świątecznego pierniczka - jaki piękny! I herbata nie żadna siekiera z cukrem (roztwór nasycony) lecz normalna, jak u nas, na sznureczku;) i z cytryna. Jestem oszołomiona.

Atmosfera jest taka...po prostu rodzinna. Pokazujemy trochę zdjęć z naszej podróży - Ach, jaka piękna ta pustynia, sporo przejechaliście - padają komentarze. My z kolei wypytujemy o ich życie tutaj.

- Kiedyś jechałyśmy z siostrami przez pustynie i nagle niebo zrobiło się czerwone, piasek zasłonił wszystko, spałyśmy w namiocie i bałyśmy się, ze zasypie nas na amen - opowiada siostra Florencjana, która już 24 lata jest tu na misji - widoczność była może na metr, na wyciągnięcie reki - dodaje. Brrr...mieliśmy zatem sporo szczęścia, ze żadna z "naszych" burz nie była tak dramatyczna. Siostry pracują tu jako pielęgniarki, zajmują się dziećmi, praca nie jest łatwa jak zaznaczają. Jest niezwykle milo, jednak czas ruszać.- Weźcie jeszcze tego makowca na drogę - jedna z sióstr podaje nam zawiniątko i siatkę słodyczy. Na pożegnanie robię sobie wspólną fotografię z Siostrami Sercankami o wielkich sercach. - Świetne rowery, wzdycha jedna z sióstr na zakończenie - oj przydałby nam się tu rower, oj przydałby się... (...)

Przybieżeli do... Bengasi   Opuszczamy Bengasi wraz z trojka libijskich skautow, którzy postanowili towarzyszyć nam honorowo przez 2 dni sztafety Opuszczamy Bengasi wraz z trojka libijskich skautow, którzy postanowili towarzyszyć nam honorowo przez 2 dni sztafety. Jedzie mi się ochoczo i raźnie, w sercu jeszcze ciepło po jakże miłym, świątecznym spotkaniu. Nucę sobie coś pod nosem. - Ania ty jesteś silna dziewczyna - Mohamet rzuca mi komplement na postoju i jeszcze nieopatrznie dodaje: - jesteś dużo silniejsza od libijskich kobiet. O tu cie mam, brachu! - Silniejsza? Ty nawet nie wiesz, jak kobiety libijskie są silne! - rzucam w odwecie. - Silne? może w domu - śmieje się młodzian i dorzuca - one by Sahary nie przejechały rowerem. - Mohamet - mówię do niego spokojnie i trochę smutno (bo tak mi się zrobiło) - wasze kobiety są bardzo bardzo silne, one muszą wytrzymać siedzenie w domu, do tego trzeba większej siły niż do pedałowania, wierz mi...

Mohamet kręci głowa ale nie wie co powiedzieć. - Nie mów więcej, że są słabe, podkreślam. - Ok Ania, OK. Na biwaku z kolei Marcin tłumaczy harcerzom istotę makowca: - Widzicie te czarne ziarenka, to takie nasiona... no taki jakby kawior tylko słodki. Skauci nie wyglądają na przekonanych, ze wiedza o co chodzi, za to Marcina olśniewa - This is "opium cake"!, teraz rozumiecie? Śmiechu co niemiara, zjadamy "opium cake", arabscy koledzy prowadza harcerskie plasy a mi już kleją się oczy. Może nie przejechaliśmy dziś bardzo długiego dystansu ale było tyle emocji, czuje jak siły odpływają wraz każdą, kojącą szumem morską falą. (...)