publikacja 17.08.2017 00:00
Najwyżsi niemieccy dowódcy bezpośrednio odpowiedzialni za tłumienie powstania warszawskiego nigdy nie odpowiedzieli za swoje zbrodnie.
picture alliance /erk Wirgining/mk sfb
Heinz Reinefarth, kat Woli, po wojnie był nawet posłem do parlamentu krajowego w Szlezwiku‑Holsztynie.
Do najważniejszych z nich należą z pewnością Heinz Reinefarth i Erich von dem Bach-Zelewski. Ten pierwszy, odpowiedzialny za hekatombę zgotowaną powstańcom i ludności cywilnej Warszawy w pierwszych dniach powstania, zrobił w powojennych Niemczech… karierę polityczną.
Kat Woli burmistrzem
Reinefarth otrzymał rozkaz zdławienia powstania 3 sierpnia. Heinrich Himmler rozkazywał, by wszystkich Polaków w stolicy „bez względu na wiek i płeć zastrzelić, jeńców brać nie wolno. Warszawę należy zrównać z ziemią”. Reinefarth starał się to polecenie wypełnić dokładnie. Odpowiadał za całość operacji w Warszawie do wieczora 5 sierpnia. W tym właśnie dniu Niemcy wraz z oddziałami swoich wschodnich kolaborantów rozpoczęli systematyczne masakry powstańców i cywilów. W rzezi na Woli ginęły dzieci, kobiety, księża, personel szpitali i ich pacjenci. Oddziały podległe Reinefarthowi wymordowały tam od 30 do 40 tysięcy mieszkańców. W tym samym czasie na Ochocie mordowały, gwałciły i rabowały rosyjskie oddziały Kamińskiego. W telefonicznej rozmowie z dowódcą 9. armii Reinefarth skarżył się nawet, że nie ma dość amunicji, by powystrzelać wszystkich jeńców. Pod wieczór 5 sierpnia dowództwo nad siłami niemieckimi przejął Erich von dem Bach-Zelewski.
Dostępne jest 16% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.