Media publiczne muszą być silne, ale...

PAP |

publikacja 23.01.2010 19:26

Media publiczne zapewniają pluralizm debaty publicznej, dostęp do kultury, niezależną informację; bez nich dochodzi do deficytu demokracji, a o kształcie programu decydują "producenci proszku do prania" - mówili zagraniczni uczestnicy międzynarodowej konferencji: "Media publiczne przeszłość czy przyszłość", jaka w sobotę odbyła się w polskim parlamencie. Media publiczne mają przyszłość, ale pod pewnymi warunkami: muszą udowodnić, że są potrzebne, i uniezależnić się od polityki - dodawał medioznawca, przewodniczący programu UNESCO Informacja dla Wszystkich, dr Karol Jakubowicz.

Warszawa Jakub Szymczuk/Agencja GN Warszawa
Budynek TVP

Koszt pełnienia misji mediów publicznych musi być jednak dokładnie wyliczony, podobnie jak cele, na które przeznaczone są publiczne pieniądze - podkreślano.

Przewodnicząca Komitetu Kultury i Mediów Parlamentu Europejskiego Doris Pack podkreślała, że musi istnieć dualny system, w którym obok mediów komercyjnych istnieją media publiczne. Jako przestrogę przed osłabianiem mediów publicznych podała przykład USA, gdzie - jak powiedziała - w bezpłatnej telewizji jest "stała reklama, która jest przerywana programami".

"I na tym polega bardzo istotna różnica jak pojmuje się znaczenie mediów i jaką rolę powinny one spełniać" - podkreśliła przewodnicząca Komitetu Kultury i Mediów. Dodała, że za taki stan telewizji odpowiedzialny jest system finansowania, za który w USA odpowiadają "producenci proszku do prania".

Według Pack, w odróżnieniu od amerykańskiego, europejski model mieszany zapewnia pluralizm i kulturalną różnorodność. Pack zaapelowała też do polskich decydentów, by zapewnić mediom publicznym finansowe podstawy niezależnego funkcjonowania.

"Media publiczne są niezbędne. Media publiczne, które w sposób wolny przedstawiają to wszystko, co dzieje się w ramach tętna życia obywateli i w sposób nieskrępowany przedstawiają wszystko, co dzieje się we władzy - dobre i złe rzeczy" - mówił także przewodniczący sejmowej Komisji Kultury i Praw Człowieka Ryszard Kalisz. Dodał jednak, że, aby tak było, media publiczne muszą być wolne od komercji, a dziennikarze od nacisków.

Dyrektor generalny Departamentu Mediów w Ministerstwie Kultury Słowacji Natasa Slavikova przedstawiła słowacki system finansowania mediów publicznych. Tamtejszy abonament wynosi 4,60 euro miesięcznie, czyli 55,68 euro rocznie, które dzieli się między telewizję i radio. Ponieważ środki te były dalece niewystarczające, w ubiegłym roku doszło do porozumienia między rządem a mediami publicznymi, które zakłada pomoc państwa dla słowackiej telewizji w kwocie co najmniej 10 mln euro przez pięć lat. W 2010 r. ta dotacja będzie wynosiła 12,5 mln euro dla telewizji. Natomiast radio słowackie będzie otrzymywać 4 mln euro rocznie przez pięć lat. W roku 2010 będzie to 4,5 mln euro.

Jak powiedziała Slavikova porozumienie było inspirowane umową, jaką z rządem brytyjskim zawarła BBC. "Przedmiotem tego porozumienia jest zapewnienie usług na rzecz społeczeństwa" - dodała.

Sekretarz stanu rządu landu Nadrenii-Palatynatu Martin Stadelmaier jako dobry model finansowania wskazywał przede wszystkim abonament, który w Niemczech opłaca większość obywateli. Podkreślał, że podstawowym zadaniem mediów publicznych jest zapewnienie pluralizmu i różnorodności opinii, a pluralizm ten musi być zagwarantowany przez odpowiednie finansowanie, które zapewni mediom publicznym zarówno rozwój merytoryczny, jak i technologiczny.

Za silnymi mediami publicznymi opowiadał się także dyrektor Działu Mediów i Społeczeństwa Informacyjnego w Radzie Europy Jan Malinowski. "Powiedzcie mi, jaki macie system mediów, a ja powiem wam, w jakim żyjecie społeczeństwie" - przekonywał Malinowski dodając, że słabe media publiczne oznaczają deficyt demokracji. "Czy chcieliby państwo żyć w społeczeństwie, gdzie rekiny medialne mogą wpływać na politykę, powoływać, odwoływać rządy" - pytał, dodając, że takie jest ryzyko istnienia wyłącznie mediów komercyjnych.

Partner w Deloitte Polska (kiedyś dziennikarz "Wiadomości") Jacek Bochenek przypomniał z kolei, że Polska ma dziś jedne z najsilniejszych mediów publicznych w Europie. "Bardzo silna pozycja rynkowa, w rankingach EBU 'Wiadomości' mają największą oglądalność spośród wszystkich dzienników mediów publicznych w Europie" - powiedział Bochenek.

Wskazał jednocześnie, że tym silnym mediom brak dziś finansowania, ale też zasad tego finansowania oraz precyzyjnego wyliczenia kosztów realizowania przez nie misji. "Brakuje nam umowy z państwem o finansowanie mediów publicznych, takiej chociażby umowy, jak opisywała pani dyrektor Slavikova" - dodał.

Piotr Dmochowski-Lipski z ministerstwa kultury wskazywał na potrzebę odbudowy zaufania do mediów publicznych w Polsce, na konieczność ich profesjonalizacji, a przede wszystkim odejście od partyjnej obsady ich szefów.

Media publiczne mają przyszłość, ale pod pewnymi warunkami: muszą udowodnić, że są potrzebne, i uniezależnić się od polityki - mówił w sobotę w czasie konferencji "Media publiczne przeszłość czy przyszłość" w Sejmie medioznawca, przewodniczący programu UNESCO Informacja dla Wszystkich, dr Karol Jakubowicz.

Podkreślił on jednocześnie, że "dystans dzielący media publiczne od parlamentu, od politycznej reprezentacji społeczeństwa nie może być nieskończony". Zwracał uwagę, że jeżeli media publiczne mają być odzwierciedleniem całego społeczeństwa, to powinny być również odzwierciedleniem sił politycznych i nie mogą ich ignorować. "Pytanie jest, czy politycy umieją mądrze samoograniczać" - zaznaczył. Dodał, że trzeba by ich "nauczyć samoograniczania się".

Jakubowicz podkreślił, że media publiczne powinny być finansowane ze środków publicznych. Jego zdaniem, konsekwencją braku takiego finansowania jest telewizja, która zajmuje się fikcją (jak mówił - głównie amerykańską, w postaci np. seriali), a nie telewizja zajmująca się "faktami, czyli życiem społecznym w kraju, w którym funkcjonuje".

"Media publiczne mają przyszłość, ale pod pewnymi bardzo trudnymi warunkami: muszą udowodnić, że są potrzebne, i muszą pokonać bariery polityczne, ideowe, technologiczne i kulturowe oraz bariery polityki regulacji medialnej. Media publiczne są dzisiaj potrzebne bardziej niż mniej" - oświadczył medioznawca.

W ocenie Juliusza Brauna, dyrektora departamentu strategii i analiz w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego, b. szefa Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, są nam potrzebne media publiczne, które "jako instytucja powinny stanowić punkt odniesienia pod względem jakości". "Problemem jest nierespektowanie tej zasady. Dlaczego nie stanowią tego odniesienia? Niewątpliwie dlatego, że są rażąco niedofinansowane" - mówił. Zwrócił uwagę na to, że zarządzający mediami publicznymi w Polsce źle gospodarują ich finansami, a także - że załamał się system abonamentowy w Polsce. Według niego, taki system to najlepsze rozwiazanie dla publicznych mediów.

Jak zaznaczył Braun, obecność mediów publicznych na rynku to "jeden z elementów sprzyjających pluralizmowi". "Same mechanizmy konkurencji rynkowej, w rozumieniu ekonomicznym, takiego pluralizmu treści nie gwarantują" - zaznaczył.

Braun odniósł się do problemu konkurencyjności mediów tradycyjnych i internetu. Według niego, internet nie jest zagrożeniem dla mediów publicznych. "Nie wszyscy, którzy korzystają z internetu, korzystają z niego aktywnie, wiele osób w ogóle nie korzysta. Oglądalność telewizji jest nadal na bardzo wysokim poziomie" - podkreślił.

O tym, że internet nie zagraża aż tak bardzo telewizji i radiu, mówił też dyrektor ds. nadawców brytyjskiego Ministerstwa Kultury, Mediów i Sportu, Chris Dawes. "Jeszcze nie jesteśmy społeczeństwem internetowym. W Wielkiej Brytanii 70 proc. ludzi ma dostęp do szerokopasmowego internetu, ale prawie 100 proc. ma radio lub telewizję. Oglądalność telewizji wzrasta" - podkreślił. "Jedno nie zastępuje drugiego. Internet nie wchodzi w drogę telewizji" - mówił. Zaznaczył, że w jego kraju media się uzupełniają i np. BBC włącza każdy serial przeznaczony do emisji do oferty on-line.

Organizatorami konferencji są: Stowarzyszenie Wolnego Słowa, Fundacja Roberta Boscha, Open Society Institute oraz Fundacja Friedricha Eberta.