Cel: Beni Suef

AfrykaNowaka.pl |

publikacja 27.01.2010 08:28

Od kiedy wróciliśmy do Kairu z nad Kanału Sueskiego wydarzyło się sporo, a nawet naprawdę sporo, włącznie z tym, że np. wróciliśmy do Kairu raz jeszcze i to niezupełnie dlatego, że chcieliśmy. W skrócie i po kolei zarazem...

Cel: Beni Suef afrykanowaka.pl W piątek rano o 10. rano zamontowaliśmy tabliczkę na pięknie, w zielonym otoczeniu położonym budynku zawsze życzliwej nam polskiej ambasady w Kairze

22-24 stycznia - 79-81 dzień sztafety

W piątek rano o 10. rano zamontowaliśmy tabliczkę na pięknie, w zielonym otoczeniu położonym budynku zawsze życzliwej nam polskiej ambasady w Kairze. Był ambasador Piotr Puchta, konsul Krzysztof Smyk, no i my w składzie powiększonym do 6 osób, bowiem właśnie przyłączył się do nas Sebastian. Tabliczka upamiętniająca Kazimierza Nowaka, mimo przeszkód i wybojów, znalazła więc godne miejsce. Tak się sprawy mają. Czy mogło być lepiej?

Cel: Beni Suef   ... a oto i sama tabliczka, już zamontowana Mogło, gdybyśmy tabliczkę umieścili na którejś z piramid, bo faktycznie ludzi przewala się tam najwięcej. Ale i tak było nieźle, nawet bez montowania niczego na Sfinksie czy obok. Powtórzyliśmy kadry, jakie wybrał Nowak, wzięliśmy kilka własnych, ja chwilę podładowałem się energią z kosmosu i tak minęło nam popołudnie. No dobra - robią wrażenie te piramidy jak diabli, tyle że ciężko się pozachwycać, gdy hałas i ruch są jak na skrzyżowaniu.

Pożegnanie z Teofilem. Jeszcze się zobaczymy, po naszym powrocie do Kairu, ale tymczasem piątym uczestnikiem egipskiego etapu jest Sebastian. Dzięki, Teo!(…)

Policja obrzydliwie nas oszukała (a my się daliśmy), a radiowóz rozjechał moją przyczepkę. W takiej kolejności. Prawdziwy hardkor, awantura, chaos. Było tak: ruszyliśmy na południe, kierując się do Sakkary (dodatkowa porcja piramid). Gdy zaczęło się ściemniać, policja (dołączyli tak jakoś do nas na trasie) poleciła nam zawrócić, że jakoby 5 km wstecz jest hotel, za którym będziemy mogli nieodpłatnie rozbić namiot. Uwierzyliśmy, a nie powinniśmy.

Z 5 km zrobiło się co najmniej 15, co oznaczało, że wróciliśmy do rogatek Kairu. W dodatku na całej długości drogi wlókł się za nami radiowóz, niekoniecznie zachowując należyty odstęp, co skończyło się, jak się skończyło. A ile zabrało grubasowi zanim mnie przeprosił? Chcąc, nie chcąc, wróciliśmy do Kairu, bo mój sprzęt nadawał się do wymiany (ale tak się układają rzeczy - przypadki: piątek był pierwszym dniem, w którym dysponowaliśmy rezerwową przyczepką - tą, którą miał ze sobą Teofil, a on przecież właśnie zakończył swój udział w sztafecie; Sebastian jedzie na własnym sprzęcie. (…)


W sobotę rano (ja już z nowym kółkiem, podziękowania jak zwykle dla Pawła) ponawiamy próbę przedarcia się gdzieś dalej na południe. Policji nie widać, jest dobrze, za to między nami atmosfera bywa jak podminowana. Trochę kluczymy, krążymy, ale gdy już trafiamy, gdzie trzeba, plan zrealizowany zostaje jak należy. Co bowiem ma miejsce?

CYCLING IN MEMPHIS! Mimo wyraźnych sprzeciwów policji (od wczoraj wiemy aż za dobrze, że lepiej jest ich nie słuchać), wprowadzamy rower na obiekty niewielkiego muzeum na otwartym powietrzu w miejscowości Mit Rahina. Tyle zostało z tego, czym kiedyś było potężne Memphis. Alabastrowy Sfinks, przy którym to właśnie "odstawiam" Nowaka z rowerem, a także trochę posągów, w tym głównie Ramzesa II. Jeden z nich ogromnych rozmiarów i trzeba przyznać, że chłop (choć od pasa, a nawet brzucha, w dół ma deficyt siebie) był przystojny.

Ognisko i nocleg pod palmą. Kto by pomyślał? Dzień wcześniej policjanci kazali nam wracać, tłumacząc to, że jest tu niebezpiecznie, wczoraj zaś udaje nam się rozbić namiot na kawałku ugoru na polach nawadnianych przez prowadzące od Nilu kanały nawadniające (zielono dookoła, taki mamy krajobraz). Jak jest z niebezpieczeństwem, trudno powiedzieć, my w każdym razie zostajemy przyjęci bardzo miło. Chłopaki z wioski przychodzą z herbatą, mają też solidne zapasy suchych liści palmy na opał, siedzimy sobie, zajadamy ziemniaki z ogniska (ryż zrobiony przez Magdę też pierwsza klasa), Piotrek R., popularny "Roman", przynosi gitarę (akceptacja ze strony grupy lokalnej umiarkowana, początkowo bowiem robią konkurencję hitami z telefonów, z czasem jednak dają się przekonać i nawet nagrywają coś na pamiątkę), jest chłodno.

Przed posiłkiem jeszcze idziemy z Romanem do najbliższej wioski, kupić właśnie coś do jedzenia. Anonimowo, bo jest już ciemno, a my w dodatku nie mamy rowerów, które zazwyczaj - nie oszukujmy się - utrudniają trochę "normalny" kontakt z ludźmi, bowiem przede wszystkim wzbudzają sensacją.

Zresztą trudno się temu dziwić - poza wszystkim każdy z nich ma 3 koła. No ale - tym razem idziemy na lekko i wreszcie możemy podglądać z bliska. Jest nieźle. Wioska okazuje się małym miasteczkiem, pełnym sklepów, warsztatów, zaułków. Ludzie wracają z pól ze swoimi wołkami (przez chwilę stoimy razem z nimi w żywym korku), siedzą sobie, odpoczywają.

Poruszanie po mieście ułatwia nam chłopak, który wszakże jako stały mieszkaniec atmosferą miasta zachwycony jest znacznie mniej od nas. Ćwiczy przy nas angielski, a za dwa tygodnie zaczyna naukę rosyjskiego. Krótka piłka - jego brat już tam jest. W Szarm.(…)

A dziś? Jedziemy. Cel na ten dzień: Beni Suef. Tu też zatrzymał się Kazimierz Nowak, choć poza tym nie ma tam zdaje się nic szczególnego. Zobaczymy. Niestety może być ciężko ze śledzeniem pozycji, na dzień dobry mamy wszak awarie GPS-u.

Pierwszy raz na naszej trasie dostajemy aż tak silny wiatr z naprzeciwka, co bardzo utrudnia pedałowanie (a do przejechania ponad 80 km), pierwszy raz zostajemy też aż tak karczemnie oszukani przez panią prowadzącą przydrożny lokal z jedzeniem.

A meta?

Od jakichś 40 km przed miastem dostajemy hałaśliwą eskortę policji (włączają "koguta", kiedy trzeba, a częściej, kiedy nie trzeba). Na rogatkach proponują nam nocleg przy drodze, my jednak chcemy zobaczyć też centrum. Okazuje się że przy skrzyżowaniu stoi samolot, tuż obok zaś jest uniwersytet.

Zajeżdżamy do Maleknetu. Siedzimy. Paweł czyta mejle, Magda zajada Koszeri z Ahmedem, ja piszę. Roman z Sebastianem poszli poszukać noclegu. Ściemnia się.