Dlaczego ogórek nie śpiewa?

Jan Drzymała

"Jeśli ogórek nie śpiewa, i to o żadnej porze, to widać z woli nieba prawdopodobnie nie może" - stwierdził Konstanty Ildefons Gałczyński. A jeśli nie może, to dlaczego akurat na Mszy świętej ma udawać, że jest wytrawnym śpiewakiem?

Dlaczego ogórek nie śpiewa?

Muzyka kościelna musi być na wysokim poziomie - podkreślili biskupi we wnioskach po 377. zebraniu KEP. A ja dość prowokacyjnie spytam, czy muzyka kościelna w ogóle musi być? Wiem, że tak postawione pytanie dla wielu osób stawia mnie wręcz na granicy herezji. Rozumiem teorię, że śpiew podkreśla rangę tekstu. Jednak jeśli jesteśmy przy kryteriach estetycznych, to zastanówmy się, na ile muzyka w kościołach niesie ze sobą te walory estetyczne, a na ile przeszkadza w pobożnym przeżyciu liturgii.

Nie trzeba szukać na youtubie, żeby znaleźć przykłady wyluzowanych organistów lub tych, co w pasji wykonywania swojej posługi nieco jakby się zapędzili. Różnie to bywa. Wiem, że diecezje starają się jak mogą, by organizować kursy i studia organistowskie. Wiem, że praca trwa i proszę mojego pytania nie odbierać jako ataku na organistów.

Pomińmy też fakt, że teksty niektórych pieśni - nie tylko tych najczęściej krytykowanych, oazowych czy młodzieżowych - potrafią w człowieku wywołać najróżniejsze emocje, nie całkiem współgrające z powagą liturgicznego zgromadzenia. Nie wiem, jak tam Czytelnicy, ale na mnie rymy częstochowskie w niektórych pieśniach działają tak samo, jak fałsze generowane z kościelnych instrumentów. No powiedzcie sami, jaką wartość (nie tylko artystyczną) ma tekst: "Matko Fatimska, módl się za nami, tyś jest róży kwiat. Do Ciebie woła "Jezus, Maryja" cały nędzny świat". Albo: "miałem ci ja w sercu Jezusa miłego, Który mi kołatał u drzwi serca mego...". A my to niestety śpiewamy. Chyba najczęściej bez zastanowienia.

Tak, to jest akurat zadanie organisty, żeby do Eucharystii dobierać takie pieśni, które nie naruszają powagi zgromadzenia, ale je faktycznie mają wzbogacić o elementy estetyczne. Jednak co ma zrobić nawet najlepszy organista, kiedy trafia na nazwijmy to oporny materiał? Może sam wszystko wyśpiewać, tylko czy o to faktycznie chodzi? Czy trzeba trzymać się kurczowo śpiewania pieśni tam, gdzie nie wypada to dobrze?

Powiem szczerze, że wiele razy uczestniczyłem we Mszach świętych bez śpiewu. Recytowana, ale sprawowana pobożnie liturgia w moim odczuciu nie tylko nie traci, ale nieraz pozwala wręcz na głębsze jej przeżycie, gdy wstawki muzyczne nie męczą, nie denerwują, nie przeszkadzają.

Byłbym za tym, żeby muzykę w liturgii zarezerwować dla tych wyjątkowych celebracji, gdzie po pierwsze będzie pewność, że poziom muzyczny zgromadzenia nie naruszy powagi Mszy świętej, a po drugie Msza święta nie zostanie zmieniona w występ. Warto wspomnieć bowiem, że jedną z podstawowych funkcji muzyki w liturgii jest jednoczenie zgromadzenia. O jakiej jedności my mówimy, kiedy chóry czy schole uniemożliwiają wręcz wiernym aktywny udział w Mszy świętej, wykonując części stałe i pieśni, których nikt nie jest w ogóle w stanie zaśpiewać?

Mówi się wiele o tym, że gitary na Mszy są be, że piosenki świeckie nie mogą być wykonywane w czasie Liturgii i to wszystko prawda. Jednak skala patologii związanych z muzyką w Liturgii jest dużo większa. Poza tym powiedzmy sobie szczerze, że dziś nasze społeczeństwo coraz mniej potrafi śpiewać. Muzyki w szkołach dawno nie ma. W ilu domach jeszcze istnieje tradycja wspólnego śpiewania? Nie mówię, że to dobrze, ale może skoro coś jest naszą piętą Achillesa, to nie próbujmy na siłę udawać, że jest wręcz przeciwnie.