Zmieceni przez huragan (NIEZWYKŁA GALERIA!)

Agnieszka Gieroba

publikacja 19.10.2017 09:52

Sulem w Puerto Rico była kilka dni przed huraganem „Maria”. Wtedy nic nie wskazywało na zbliżający się kataklizm. Spokojnie wróciła do Polski do Świdnika, gdzie mieszka od 5 lat. Teraz już wie, że tamten pobyt był ostatnim w rodzinnym kraju, jaki znała. Huragan zniszczył wyspę i teraz wszystko będzie inne.

Plaża w Puerto Rico długo nie zobaczy turystów Marek Dudka Plaża w Puerto Rico długo nie zobaczy turystów

Ze Świdnika do San Juan stolicy Puerto Rico nie jest tak daleko. To tylko 10 godzin lotu samolotem przez Frankfurt. Dla Sulem i Marka Dudków to dobrze znana trasa, którą nie raz pokonywali. W najbliższym czasie takie proste to już nie będzie. Wszystko przez huragan „Maria”, który we wrześniu zniszczył wyspę.

- Huragany to nic nowego na Karaibach. Tak, jak w Afryce jest pora deszczowa u nas jest sezon huraganów, który zaczyna się w czerwcu i trwa do listopada. Jesteśmy do tego przyzwyczajeni, o ile można przyzwyczaić się do wiatru wiejącego ze stałą prędkością 200 km/h, nie mówiąc o porywach, które zwiększają jeszcze tę siłę. Na bieżąco wszyscy śledzą komunikaty Narodowego Centrum Huraganów, by móc się przygotować.

- Najważniejsze to zaopatrzyć się w wodę i jedzenie na kilka dni, jeśli to możliwe w generatory prądu i zabezpieczyć okna. Po huraganie zwykle są problemy z elektrycznością, które mogą potrwać kilka dni i zwykle nie ma wody w kranie. Jak nie ma prądu, nic nie działa. Nie masz jak przechować jedzenia w tropikalnym klimacie, nie ma jak naładować telefonów, nie ma internetu więc nie ma kontaktu ze światem. Kilka dni można jednak przeżyć - mówi Sulem.

Sulem z Markiem i córeczką Amirą do Świdnika przyjechali 5 lat temu. Początkowo miało być na krótko, bo Marek chciał pokazać żonie i córce rodzinny kraj, poznać z rodziną. Wcześniej mieszkali w Puerto Rico, gdzie poznali się podczas Marka studiów.

Do tej pory piąta kategoria wiatru była dla ludzi abstrakcją, jednak jak zwykle przygotowali się na ile się dało. - Moi bliscy, którzy mieszkają w San Juan nigdy czegoś takiego nie widzieli. Wiatr wiał z prędkością ok. 280 km/h niszcząc wszystko, co spotkał. Z nienajnowszej infrastruktury energetycznej na wyspie nie zostało nic. Połamane drzewa, zniszczone lasy, zerwane mosty odcięły ludzi od świata. Wiatr wiał kilka godzin, ale sprzątać podstawowe zniszczenia będzie się przynajmniej rok - szacują mieszkańcy Karaibów.

Po przejściu huraganu „Maria” Puerto Rico w wielu miejscach zamieniło się w gruzowisko. Przez pierwsze dwa dni mówił o tym cały świat. Obrazki z Karaibów pokazywane były we wszystkich stacjach telewizyjnych także w Polsce. Potem w eterze zaległa cisza.

- To jest najgorsze. Ja siedzę sobie wygodnie z rodziną w Świdniku i mam świadomość, że moi rodacy walczą o każdy dzień. Dawno skończyły się zapasy nagromadzone przed huraganem. Wciąż nie ma prądu. Agregaty się wyczerpały, tak że na wyspie zamknięto większość szpitali. Nie ma bieżącej wody, nie działają sklepy, zaczyna brakować wszystkiego. Jak nie ma prądu, nie można naładować telefonu, więc nie można się skontaktować z nikim. Brakuje środków higieny. Zdesperowani ludzie żyjący w upale przekraczającym 30 stopni i wielkiej wilgotności potrzebują wody do picia. Nie mając wyjścia czerpią ją z rzek. To rodzi kolejne problemy chorób, jakich od 100 lat nie było na wyspie. Teraz jednak o Puerto Rico świat nie mówi - żali się Sulem.

Sulem i Marek Dudkowie   Agnieszka Gieroba /Foto Gość Sulem i Marek Dudkowie
Mimo, że od przejścia Marii minął ponad miesiąc, na wyspie są wciąż miejsca, gdzie nie można dotrzeć. Środek kraju zajmują góry. Nie są to jakieś wielkie wyniesienia, bo przeciętnie ich wysokość to nieco ponad 1000 metrów, ale zniszczone drogi, na których zalegają połamane drzewa i zerwane mosty odcięły górskie miejscowości od świata i pomocy. 3,5 mln ludzi mieszkających na wyspie próbuje sobie radzić, ale bez pomocy z zewnątrz to bardzo trudne.

- Zawsze najbardziej mogliśmy liczyć na naszą puertoricańską Caritas. Wiem, że tak jest i tym razem, choć w pomoc włącza się też Czerwony Krzyż i inne organizacje. Nie jest to jednak proste, gdyż Puerto Rico jest terytorium zależnym od USA i wszelka pomoc ze świata musi przejść przez Stany Zjednoczone, co wymaga specjalnych pozwoleń, przeładunków towarów, których według prawa nie można dostarczać bezpośrednio na wyspę z pominięciem USA. To zniechęca darczyńców i utrudnia niesienie pomocy. Może stąd największą nadzieję ludzie pokładają w Caritas, bo my podobnie jak Polacy jesteśmy w większości narodem katolickim i zaufaniem obdarzamy kościół - mówi Sulem.

Choć wraz z mężem są daleko od wydarzeń, na różne sposoby próbują zwrócić uwagę w swoim otoczeniu na to, że gdzieś daleko na Karaibach jest wyspa, na której ludzie potrzebują pomocy.

- Wiemy, że trudno oczekiwać, by Polska jakoś zaangażowała się w pomaganie komuś na drugim końcu świata, ale indywidualnie można wesprzeć Caritas w Puerto Rico, a ten przekaże pomoc dalej - mówi Marek i Sulem.

Każdy, kto chciałby to uczynić może skontaktować się z Caritas w San Juan przez facebooka.

https://www.facebook.com/caritaspuertorico Z prawej strony, znajduje się przycisk Donate / Przekaż datek gdzie można przekazać dowolną kwotę na pomoc dla Puerto Rico.

Więcej o historii Sulem i Marka w kolejnym "Gościu Niedzielnym".