Tusk: Kamiński nie mówił o przestępstwie

PAP |

publikacja 04.02.2010 17:13

Premier Donald Tusk zeznał przed komisją śledczą, że b. szef CBA Mariusz Kamiński, informując go o kontaktach biznesmenów z branży hazardowej z politykami PO, nie mówił o przestępstwie. Szef rządu ocenił zachowanie Kamińskiego, jako niestandardowe i zmuszające go do podjęcia nietypowych działań.

Tusk: Kamiński nie mówił o przestępstwie Bartłomiej Zborowski/ PAP Posłanka PiS Beata Kempa i premier Donald Tusk. Komisja śledcza ds. afery hazardowej.

W pierwszej części swego czwartkowego przesłuchania przed hazardową komisją śledczą, premier stwierdził, że nie przeszkadza mu sformułowanie "afera hazardowa". Jak dodał rezygnacje Zbigniewa Chlebowskiego i Mirosława Drzewieckiego z funkcji w partii i rządzie, świadczą o tym, że "mamy do czynienia ze sprawą hazardową".

Jednocześnie premier powiedział, że przekazana mu w sierpniu 2009 r. analiza CBA nie była dla niego dokumentem wiarygodnym. Tusk stwierdził, że od szefa CBA otrzymał informację o charakterze niestandardowym, bo zawierała ona bulwersujące fragmenty, z których mogło wynikać, że Drzewiecki i Chlebowski angażowali się w prace nad nowelą ustawy hazardowej w sposób co najmniej dwuznaczny.

"Z tej analizy, z tego materiału wynikało jednoznacznie, że jest to sposób naganny i budzący wątpliwości" - podkreślił szef rządu. Materiał, który informował o tzw. aferze hazardowej, nazwał osobliwym. Szef rządu zaznaczył, że to, co Kamiński przedstawił mu jako kompromitujące Zbigniewa Chlebowskiego rozmowy o ustawie hazardowej, później okazały się rozmowami na inny temat.

Premier mówił, że fragmenty z podsłuchów rozmów Chlebowskiego z biznesmenem branży hazardowej Ryszardem Sobiesiakiem zostały "skomponowane" w materiale CBA. Chodzi o słynny już fragment podsłuchu z rozmowy Sobiesiaka z Chlebowskim, w którym padają słowa "na 90 proc. Rysiu załatwimy". Jak się okazało, wypowiedź ta nie dotyczyła prac nad projektem nowelizacji ustawy hazardowej, a sprawy przedłużenia pozwolenia na działalność jednej firmy hazardowej Sobiesiaka.

"Dlaczego o tym mówię? Jeśli mnie pan pyta, czy dla mnie ten dokument, ta analiza była wiarygodna - odpowiadam: nie. Między innymi dlatego, że zwrócono moją uwagę, pan minister (Jacek) Cichocki zwrócił uwagę, że jest dość oryginalnie skomponowana - to znaczy jest opis interpretacyjny i wybrane fragmenty podsłuchów. Więc był to w tym sensie materiał osobliwy" - powiedział szef rządu.

Premier oświadczył jednocześnie, że Kamiński powiedział mu na spotkaniu 14 sierpnia, że "w tej sprawie nie ma materiałów, które upoważniałyby go do doniesienia do prokuratury". "Więc nie informuje mnie o popełnieniu przestępstwa, tylko informuje mnie o złych zdarzeniach" - powiedział Tusk. Dodał, że gdyby w przekazanym mu przez CBA materiale były informacje wskazujące na działania przestępcze, to zawiadomienie do prokuratury powinien złożyć ówczesny szef tej służby.

"Na podstawie tego materiału w żadnym wypadku ja nie mógłbym sformułować doniesienia do prokuratury; tym bardziej, że na podstawie dużo szerszego materiału jakim dysponowało CBA - bo przecież nie analizy tylko rocznego materiału z podsłuchów etc. - także pan Mariusz Kamiński - o czym świadczą fakty (...) - w lipcu, w czerwcu, pod koniec 2008 r., 14 sierpnia (2009r. - PAP) ani 20 sierpnia nie poszedł z tym do prokuratury" - argumentował szef rządu.

"Jednoznacznie - i było to także potwierdzone moimi i ministra Cichockiego dociekaniami, czy pytaniami do niego (Kamińskiego) - powiedział, że pokazuje mi to, bo oczekuje, żebym ja podjął działania, bo jego działania na tym etapie właściwie się wyczerpują i że nie składa doniesienia do prokuratury, bo nie ma powodów czy znamion przestępstwa takich, które umożliwiłyby mu tę normalną, rutynową drogę" - relacjonował premier spotkanie z Kamińskim (14 sierpnia), w którym uczestniczył także sekretarz Kolegium ds. Służb Specjalnych Jacek Cichocki.

Dodał, że Cichocki, odprowadzając Kamińskiego po spotkaniu, dopytywał go jeszcze - co też Cichocki "szybko przekazał" premierowi - "czy to oznacza, że mamy do czynienia z przestępstwem i co w związku z tym CBA ma zamiar zrobić". Jak mówił premier, Kamiński powtórzył Cichockiemu to, co mówił wcześniej na spotkaniu, że będzie wprawdzie prowadzona jeszcze przez CBA analiza prawno-karna, ale na tym etapie nie ma mowy o doniesieniu do prokuratury.

Tusk stwierdził przy tym, że taka analiza prawna-karna, dotycząca zachowania głównych bohaterów tzw. afery hazardowej, nie powstała. "To, co nazwalibyśmy analizą prawno-karną i co otrzymałem wskutek ponaglenia właściwie niewiele ułatwiło mi zadanie" - mówił premier. Według niego, analiza prawno-karna w tej sytuacji oznaczała procedurę i sposób dalszego postępowania jego, jako szefa rządu, oraz CBA w całej sprawie. "Ona tak naprawdę nie powstała" - powiedział.

Premier podkreślił, że sytuacja, w której szef służby informuje go o nieprawidłowościach w procesie legislacyjnym, swoją informację opatruje "soczystymi" fragmentami podsłuchów, a jednocześnie mówi, że póki co, nie ma znamion przestępstwa wystarczających, aby złożyć doniesienie do prokuratury, wydawała mu się nietypowa. "Szef CBA stwierdził, że jako szef służby oczekiwałby od premiera działania na własną rękę, w tym przede wszystkim zabezpieczenia procesu legislacyjnego. Tę rekomendację przyjąłem z dobrą wiarą" - dodał Tusk.

Premier podkreślił jednocześnie, że sposób zachowania Kamińskiego, materiał, jaki mu dostarczył, rekomendacje i wszystko to, co o nim wiedział, powodowało, że od 14 sierpnia zdawał sobie sprawę, a później rozumiał coraz lepiej, że ma do wykonania "zadanie niezwykle trudne".

"Po pierwsze (...) wyjaśnienie, w jakich miejscach ustawa jest pisana pod czyjeś zamówienie. Po drugie (...) musiałem zacząć wyjaśniać rolę poszczególnych polityków, którzy znaleźli się w tym materiale, po to, by sobie wyrobić własne zdanie na temat ich działania, także po to, by ewentualnie później wyciągnąć wobec nich konsekwencje" - mówił premier.

Ponadto - kontynuował premier - musiał "robić to ze świadomością - będąc dyskretnym i powściągliwym - że te dziwne, nietypowe rekomendacje zgłasza Mariusz Kamiński, o którym nie miał wątpliwości, że jest nacechowany politycznym subiektywizmem, że działa często emocjonalnie i jest człowiekiem, do którego ma - jako do szefa służby - ograniczone zaufanie".

Premier podkreślił, że zachowanie Kamińskiego budziło jego wątpliwości, a rekomendacje, jakie formułował wobec niego jako szefa rządu były niestandardowe. "Miałem wrażenie, że pewne podejście do rzeczywistości każe szefowi CBA wierzyć, że głównym zadaniem premiera jest zastąpić prokuraturę, kontynuując pracę CBA, a najlepiej jeszcze aparatury podsłuchowej" - mówił.

Tusk zaznaczył, że nie jest rolą szefa rządu zastępowanie służb, nawet po otrzymaniu takiej informacji i w związku z tym, że "szef służby mówi: +ja już więcej nic nie mogę zrobić+". Jego zdaniem, na tym polega "niestandardowość" sytuacji, w jakiej się znalazł po rozmowie z Kamińskim.

Wielokrotnie był pytany przez śledczych o swoje spotkania z Mirosławem Drzewieckim (19.08.09) i Zbigniewem Chlebowski (26.08.09), w których uczestniczył też wicepremier Grzegorz Schetyna. Tusk powiedział, że jego rozmowy i spotkania z Drzewieckim i Chlebowskim miały na celu "możliwie skuteczne zrealizowanie rekomendacji wynikających z pierwszego spotkania z Mariuszem Kamińskim".

Jak dodał, uznał, że wykonanie tych rekomendacji - nawet jeśli jest to bardzo niestandardowe i trudne działanie - za swój obowiązek. Zwłaszcza w sytuacji - mówił premier - gdy "CBA nie chce tej sprawy dalej wyjaśniać a przynajmniej czasowo uważa, że swoją robotę zakończyło, co Kamiński powiedział expresis verbis".

Jak mówił, zdawał sobie sprawę z dylematu przed jakim postawił go szef CBA, "czy podjąć działania, a w związku z tym pewne ryzyka, czy nie podjąć żadnych działań, a związku z tym pewne (inne) ryzyka".

Bartosz Arłukowicz (Lewica) pytał dlaczego po uzyskaniu informacji od Kamińskiego najpierw spotkał się z Drzewieckim, a nie z wiceministrem finansów Jackiem Kapicą, który "wiedział najwięcej o tej ustawie i prowadził ją od początku i nie był uwikłany w żadną sprawę w analizie CBA". Poseł sugerował, że to właśnie od Kapicy premier dowiedziałby się o zainteresowaniu nowelizacją Chlebowskiego i wielu uwagach zgłaszanych przez wiceministra gospodarki Adama Szejnfelda.

Premier tłumaczył, że dla niego kolejność spotkań nie miała znaczenia, gdyż głównym celem jaki sobie postawił było "zbudowanie obrazu tego, co się działo w czasie procesu legislacyjnego". "Z mojego punktu widzenia rozmowa z Drzewieckim była równie istotna jak rozmowa z Kapicą i Rostowskim" - zaznaczył.

Premier dopytywany, czy nie bał się, że po rozmowie z Drzewieckim i Chlebowskim politycy ci domyślą się, że dzieje się coś złego, odparł, że każda taka rozmowa mogła spowodować przeświadczenie, że jego zainteresowanie jest ponadstandardowe. "Każdy kto ma nieczyste sumienie, może być zaniepokojony faktem, że z nim rozmawiam" - stwierdził. Dodał, że brał taką ewentualność pod uwagę, ale jak zaznaczył, alternatywą było niepodjęcie działań i rozmów.

Premiera pytano także, czy kiedykolwiek przed 26 sierpnia 2009 r. wzywał do siebie Chlebowskiego, żeby wyjaśnić jego ponadstandardowe zainteresowanie jakąkolwiek inną ustawą. "Nie mam w pamięci tego typu spotkań i nie wydaje mi się, aby w tym czasie od kiedy zostałem premierem do 26 sierpnia (...) żebym kiedykolwiek prosił o ekskluzywne tete-a-tete spotkanie ze Zbigniewem Chlebowskim" - powiedział Tusk.

Chlebowski zeznał z kolei przed komisją śledczą, że idąc 26 sierpnia 2009 r. na spotkanie z premierem nie był zdziwiony tym zaproszeniem, gdyż "zdarzały się już spotkania, na których premier prosił o wyjaśnienia ws. jakiegoś projektu". "Takich spotkań u pana premiera było naprawdę wiele. Każda ustawa, która budziła kontrowersje, jakieś uwagi, czy była przedmiotem troski pana premiera powodowała jego prośbę o spotkanie" - powiedział śledczym Chlebowski.

Premier powiedział też przed komisją, że działania związane z tzw. aferą hazardową były tylko wycinkiem jego działalności jako szefa rządu "niezależnie od tego jak bardzo przykre elementy w tej sprawie dotyczyły" jego współpracowników.

Zaznaczył też, że od 14 sierpnia do października, kiedy media ujawniły tzw. aferę hazardową, miał na głowie jako premier, wiele innych ważniejszych spraw, niż badanie ewentualnych nieprawidłowości w pracach nad nowelą ustawy hazardowej. "To nie jest tak, jak niektórzy chcieliby widzieć, że premier polskiego rządu od rana do wieczora podnieca się podsłuchami Mariusza Kamińskiego. Naprawdę tak nie jest" - mówił. Wyliczył też zestaw innych spraw, którymi się wtedy zajmował.

Premier pytany był też o wątek prac nad nową ustawą hazardową. Powiedział, że sprawa nowelizacji ustawy hazardowej pojawiła się na spotkaniu 30 lipca 2009 r. w kontekście możliwych dodatkowych wpływów budżetowych. Zaznaczył jednak, że nie wydał wtedy polecenia przygotowania projektu nowej ustawy. "Nie było zadania: +przygotujcie projekt nowej ustawy+. Była intencja, że być może będziemy przygotowywali nową ustawę bardziej restrykcyjną, ale musimy zdobyć więcej informacji" - dodał.

Premier tłumaczył, że - na spotkaniu 30 lipca, w którym wziął udział także szef Komitetu Stałego Rady Ministrów Michał Boni oraz wiceminister finansów Elżbieta Suchocka-Roguska - chodziło mu o informacje dotyczące przepisów europejskich w kwestii hazardu, rozwiązań w innych krajach UE dotyczących dopłat lub podatku oraz informacji na temat zagrożeń związanych z rozwojem rynku automatów do gier.

Wtedy - relacjonował premier - doszło do "dość długiej dyskusji" na ten temat. Tusk mówił, że pytał o to, co takiego działo się w Ministerstwie Finansów przez ostatnie lata, że państwo nie zarabia na tym sektorze. Jak zaznaczył, rozmowa toczyła się wokół tego, czy hazard może być dużym dostarczycielem środków do budżetu i czy rozwiązania, które doprowadziłby do rozwoju branży, nie wywołałoby negatywnych skutków społecznych.

Szef rządu podkreślał, że nie przewidywał wówczas wizyty Mariusza Kamińskiego, podczas której - dwa tygodnie później, 14 sierpnia - dostał informację o akcji CBA dotyczącej kontaktów z biznesmenami z branży hazardowej z politykami PO, bo - jak zaznaczył - ówczesny szef Biura nie informował go o sprawach, które prowadził.

Tusk podkreślił, że nie miał subiektywnego uczucia, "że coś nadzwyczajnie szybko zdarzy się z tą ustawą", bo - jak mówił - proces legislacyjny w Polsce trwa długo, jest nastawiony na wiele etapów kontroli, m.in. jest kluczowa z jego punktu widzenia narada przed posiedzeniem rządu, na której jest mowa o projektach, a później samo posiedzenie rządu.

W trakcie przesłuchania doszło do spięcia między posłanką Beatą Kempą (PiS). Posłanka PiS pytała szefa rządu o notatkę sporządzoną przez Kapicę 28 lipca 2008 r. Premier mówił, że latem 2008 r. pojawiły się publikacje, które "robiły szum wokół projektu zmian w ustawie hazardowej" i "w sposób fundamentalny zaatakowały to, co się dzieje". Jak mówił, zwrócił się do ówczesnego szefa swego gabinetu politycznego Sławomira Nowaka, by poprosił wiceministra Kapicę o informacje, "czy wszystko jest z ustawą tak, jak tego oczekuje minister finansów".

Pytany przez Kempę, czy czytał notatkę sporządzoną przez Kapicę z 28 lipca 2008 r. odpowiedział: "Nie wykluczam, że w tym przypadku minister Nowak przekazał mi oprócz tej notatki, która uzyskała później obieg urzędowy, bo ona przecież nie była poufna, trafiła na pewno do kancelarii, podejrzewam, że także do Komitetu Stałego Rady Ministrów, chociaż nie sprawdzałem tego. Natomiast od ministra Nowaka uzyskałem tylko odpowiedź, która brzmiała mniej więcej w taki sposób, jak sądzę, bo jest to rekonstrukcja na podstawie dokumentów, że z punktu widzenia ministra finansów wszystko jest w porządku" - powiedział premier.

Po tej wypowiedzi Kempa zaczęła zadawać kolejne pytania, w których stwierdziła, że Tusk określił notatkę jako poufną. Premier zdecydowanie zaprzeczył. Kempa utrzymywała jednak, że tak było, mówiła m.in. że "nie jest głucha". Ostatecznie Tusk poprosił o przerwę i odsłuchanie jego wypowiedzi, gdyż - jak zaznaczył - jest w 100 proc. pewien, że nie użył takiego sformułowania, zeznaje pod przysięgą, a posłanka PiS podważa w tym momencie jego wiarygodność.

Po przerwie szef komisji Mirosław Sekuła (PO) odczytał stenogram wypowiedzi premiera, sporządzony po jej odsłuchaniu, gdzie w kontekście notatki padają słowa, że "ona przecież nie była poufna". "Wszelkie wątpliwości zostały wykluczone" - podsumował. Wtedy Kempa - zwracając się do premiera - powiedziała, że absolutnie nie miała na celu wprowadzenie go w błąd. "Bardzo przepraszam" - powiedziała posłanka PiS. Skarżyła się przy tym m.in. na dość słabą akustykę w sali, w której odbywa się przesłuchanie i dość duży poziom zmęczenia posłów komisji śledczej.

Jednocześnie dodała, że sytuacja ta pokazuje, iż dzięki premierowi można mieć stenogram z przesłuchania "w jednej chwili", gdy tymczasem sejmowi śledczy na stenogramy poprzednich przesłuchań - np. b. wicepremiera Grzegorza Schetyny, który zeznawał w środę - potrzebne przy spotkaniu z premierem będą mieli dopiero za kilka dni.

Premier - odnosząc się do całej sytuacji - powiedział m.in., że "to nie jest kwestia technicznej słyszalności", tylko elementarnego zaufania do siebie. Dodał, że źle by było, gdyby (sejmowi śledczy i świadkowie) podważali co chwilę swą wiarygodność.

Odnosząc się do notatki Kapicy, premier powiedział ponadto, że "na tle relacji prasowych brzmiała uspokajająco, że wszystko idzie w stronę, w którą wyobrażał sobie minister finansów", "prace biegną tak, jak miały biec, Komitet Stały kończy pracę, a to, co budzi największe emocje, czyli dopłaty, są utrzymane".

W swojej notatce wiceminister finansów informował premiera, że 17 lipca 2008 roku projekt zmian w ustawie hazardowej był przedmiotem obrad Komitetu Stałego Rady Ministrów. Dzień później - jak pisał Kapica - do resortu finansów wpłynęła uwaga Ministerstwa Gospodarki, że poszerzenie katalogu gier objętych dopłatami "może pogorszyć warunki ekonomiczne tej działalności". Kapica podkreślił jednak w notatce, że uważa za zasadne "utrzymanie w projekcie ustawy regulacji dotyczących dopłat".

Szef rządu zeznał także, że osobiście nie zetknął się z lobbingiem w sprawie ustawy hazardowej. "Sam nie byłem na pewno przedmiotem jakiś działań czy nacisków, które bym odczuwał jako próba lobbingu, czy które budziły moją nieufność" - powiedział premier.

Tusk mówił, że na spotkaniu 14 sierpnia 2009 r. nie miał wrażenia, że ówczesny szef CBA go testuje. Kamiński zeznał przed komisją śledczą, że przedstawiając premierowi 14 sierpnia analizę dotyczącą kontaktów biznesmenów z branży hazardowej z politykami PO w sprawie projektu nowelizacji tzw. ustawy hazardowej, chciał "przetestować premiera".

Zdaniem szefa rządu, było to sformułowanie zaskakujące. "Niezależnie od tego, jak nieprzemyślana albo niewłaściwa jest tego typu wypowiedź, gdyż fatalnie redefiniuje rolę szefa służby specjalnej w państwie, bo z całą pewnością szef służby specjalnej czy to jest CBA czy ABW nie ma znaczenia, nie jest od tego, aby testować premiera, czy się nadaje na to stanowisko czy nie i czy nadaje się na przywódcę politycznego" - uważa Tusk.