Natura ludzka chce trwałego związku

KAI |

publikacja 06.02.2010 13:44

Zdecydowana większość wniosków o orzeczenie nieważności małżeństwa pochodzi ze Stanów Zjednoczonych - ujawnił w rozmowie z KAI bp Antoni Stankiewicz.

Natura ludzka chce trwałego związku Henryk Przondziono/Agencja GN W Polsce wzrasta liczba wniosków o orzeczenie nieważności małżeństwa

Hierarcha, który jest dziekanem Trybunału Roty Rzymskiej przypomniał, że zdecydowanym przeciwnikiem zbyt łatwego orzekania o nieważności małżeństwa w chwili jego zawarcia był papież Jan Paweł II. Liczba takich orzeczeń, dotyczących także związków zawartych w Polsce - stale wzrasta.

ZA KAI publikujemy treść rozmowy:

Z jakiego kraju dociera do Watykanu najwięcej wniosków o orzeczenie nieważności małżeństwa?

- Bardzo duża liczba pochodzi ze Stanów Zjednoczonych, ponad 90 proc. orzeczeń dotyczy tego kraju. W skali roku jest to kilkadziesiąt tysięcy orzeczeń.

A jakie są najczęstsze przyczyny orzekania o nieważności małżeństwa?

- Sprawa ta inaczej wyglądała w okresie obowiązywania dawnego prawa kanonicznego czyli do 1983 r. a inaczej po tej dacie. Do 1983 najczęstszymi przyczynami nieważności były różne wady zgody małżeńskiej: przymus, symulacje, wykluczenie posiadania potomstwa, zachowania wierności, błąd co do osoby. Najczęściej chodziło o casus przymuszania do małżeństwa młodych dziewcząt przez rodzinę.

Po wejściu w życie nowego kodeksu, w niektórych Kościołach partykularnych, np. we wszystkich krajach anglosaskich, bada się sprawę tylko pod kątem niezdolności psychicznej i stosuje się tylko kanon 1095 mówiący o niezdolności do zawarcia małżeństwa. We Włoszech są także inne wady zgody, ale w większości wypadków orzeczenia mówią o niezdolności psychicznej, podobnie w Polsce. Chodzi tu o brak należytego używania rozumu czy tzw. oceny rozeznającej, zwłaszcza niezdolność do przejęcia obowiązków małżeńskich.

Pojawia się oczywiście kwestia: jakie to są obowiązki, kto jest niezdolny do ich przejęcia i z jakich przyczyn. To wszystko może wyjść na jaw po zawarciu małżeństwa a ta niezdolność musi występować już w chwili jego zawarcia. Wobec tego nawet jeśli prosi się biegłego o opinię, to z naukowego punktu widzenia może on stwierdzić tylko stan aktualny, w chwili badania. A jeśli małżeństwo było zawarte 20-30 lat temu? Psychologowie stwierdzają niekiedy zaburzenie konstytucjonalne, w związku z tym istnieje domniemanie występowania takiego zaburzenia już w chwili zawarcia małżeństwa. Niektórzy oponują, że z naukowego punktu widzenia nie jest to poprawne, bo naukowo stwierdza się tylko fakt aktualny nie zaś to, jak było 10 lat temu.

Psychiatrzy i psychologowie posługują się domniemaniem, poszlakami, zeznaniami świadków. Ale stawiają tylko hipotezę i sędzia nie ma obowiązku jej przyjąć. Muszą przedstawić stan według argumentacji naukowej a nie prawnej czy moralnej, bo te sfery nie należą ani do psychiatry, ani do psychologa. Ostateczny sąd wydaje sędzia na podstawie tego, co zaprezentuje psychiatra czy psycholog oraz całego materiału i badania stron. Często jest tak, że strony nie poddają się badaniu, więc prowadzi się sprawę tylko na podstawie zgromadzonych zeznań, ale zeznania mogą być różne... To, co mówią świadkowie, czy jedna strona o drugiej, dopiero wymaga potwierdzenia.

Jaki jest więc fundament, na podstawie którego sędzia w imieniu Kościoła podejmuje ostateczna decyzję?

- Ci, od których zależy wydanie orzeczenia o nieważności małżeństwa poruszają się w granicach wyznaczonych przez kilka podstawowych wytycznych: słowach św. Pawła nt. nierozerwalności małżeństwa, wyraźną "przestrogą" Jana Pawła II wobec sędziów Roty Rzymskiej, by nie wydawali orzeczeń o nieważności zbyt pochopnie i świadomością, że takie orzeczenie de facto na nowo wprowadza człowieka na drogę sakramentalną.

W wystąpieniach do Roty Rzymskiej - w 1987 i 1988 r. - Jan Paweł II mówił m.in. o owym kryterium niezdolności psychicznej do pełnienia obowiązków małżeńskich. Używał stwierdzenia "łatwe orzeczenie" nieważności.

Było więc w postępowaniu Roty coś, co wzbudzał niepokój papieża.

- Jan Paweł II przestrzegał przed "łatwym orzekaniem" podkreślając jego szkodliwość zarówno dla stron jak i całej wspólnoty kościelnej. Dla stron, ponieważ łudzi się małżonka, że jego małżeństwo było nieważne i że może zawrzeć nowe, więc bez większego zobowiązania czy przygotowania ze swojej strony, zawiera małżeństwo ponownie. W ten sposób zdarza się czasami orzekanie o nieważności trzy czy cztery razy. Powstaje pytanie, czy w takiej sytuacji nie lepiej jest postawić tego człowieka w prawdzie orzekając, że nie chodzi tu o jego niezdolność lecz o złą wolę i niezaangażowanie się w małżeństwo - sakrament, który daje łaskę i pomoc? Ale to wymaga współpracy takiego człowieka, a jeśli jej brak, to nawet otrzymane orzeczenie nieważności nie stawia go w sytuacji prawdy. On sam bowiem wprowadza się przez to w stan zakłamania (tym bardziej, że jest taki jak przedtem, nic się nie zmienia) utrzymując, że to nie jest jego wina. Orzeczenie o nieważności małżeństwa powinno jakoś przygotowywać człowieka do zmiany życia.

Strona może np. otrzymać orzeczenie nieważności małżeństwa, jeśli współmałżonek wykluczał wierność małżeńską, bo wiódł liberalne życie, nie chciał się zobowiązać do wierności czy życia w nierozerwalnym małżeństwie.

Chodzi o intencję, wolę w chwili zawarcia małżeństwa?

- Tak, ten moment jest istotny a nie to, co po ślubie. Po ślubie mogą być poszlaki, że w chwili zawierania małżeństwa on mógł nie chcieć się zobowiązać do wypełniania wynikających z tego aktu zobowiązań. W czasach komunistycznych zdarzały się przypadki ucieczek (np. do Włoch) kobiet, które - w celu uzyskania obywatelstwa albo przynajmniej prawa pobytu - wychodziły za mąż za starszych panów, by wkrótce po ślubie ich opuścić... To jest akt symulacji. Nawet na forum państwowym był zakaz tego typu małżeństw z obcokrajowcami (małżeństwo zawarte w kościele miało efekt cywilny) bo powszechne było zjawisko jawnej symulacji. Jeśli strona, która symuluje składa wniosek o orzeczenie nieważności małżeństwa i chce zawrzeć nowy związek to musi zmienić styl życia. Ma bowiem zakaz wstępowania w nowy związek jeśli nie złoży zobowiązania, że to małżeństwo chce zawrzeć szczerze.

Ale kto ma tę szczerość stwierdzić i orzec, że ta osoba autentycznie zmieniła styl życia?

- W takim wyroku jest klauzula, że taka osoba nie może zawrzeć małżeństwa, dopóki nie złoży stosownego zobowiązania - wobec biskupa lub w kurii - że przyjmuje wszystkie obowiązki małżeńskie; że chce małżeństwa nierozerwalnego, z potomstwem itd.

Wśród polskiej emigracji z lat 80. przypadki wspomnianej symulacji były czymś nagminnym?

- Dotyczyło to nie tylko Polaków, ale też ludzi z różnych krajów bloku komunistycznego.

Czy zdarza się, że podczas postępowania w Trybunale Roty Rzymskiej strona wnosząca o stwierdzenie nieważności małżeństwa, pod wpływem jakiegoś gruntownego namysłu - wycofuje się?

- Tak. Każda strona w dowolnej stadium procesu może zrzec się sprawy, wówczas akta wysyła się do archiwum. Czasem jest tak, że zdarzają się przypadki tzw. fałszywych dowodów, tzn. strony umówią się i zeznają, że miała miejsce symulacja, lub wykluczenie istotnych przymiotów czy celów małżeńskich. Na podstawie ich zeznań oraz słów świadków otrzymują orzeczenie o nieważności małżeństwa. Zdarza się, że po czymś takim jedna strona ma wyrzuty sumienia. Bo przecież to są wyroki deklaratywne: sędziowie orzekają na podstawie zeznań oraz uznania, czy materiał dowodowy jest prawdziwy. Jeśli zatem to wszystko jest fałszywe, to wyrok, choć formalnie prawomocny, nie ma mocy wobec Boga. Dlatego zdarzają się przypadki, że, powodowany wyrzutem sumienia, ktoś pisze do sądu, że to wszystko było krzywoprzysięstwem i odwołuje całe zeznanie. Tyle, że w takiej sytuacji powstaje problem, bo druga strona zarzuca współmałżonkowi, że chcąc utrudnić drugiej stronie zawarcie małżeństwa teraz się wycofuje i kłamie. I powstaje niewiadoma: czy tamto było kłamstwem, czy fałszywe są obecne zeznania.

I w tym momencie przydaje się psychologia?

- Owszem, może być przydatna, ale nie ma maszyn do jednoznacznego stwierdzania prawdy. To jest problem sumienia.

Możemy przyjąć, że sędziom coś jednak może umknąć. Sprawa jest oparta na sumieniu zeznających, którzy mogą z premedytacją wprowadzić sędziów w błąd. Jeśli zrobią to sprawnie, to sędziowie wydadzą werdykt na podstawie zwodniczych przesłanek. Werdykt w imieniu świętego Kościoła katolickiego...

- To jest coś podobnego jak w sakramencie pokuty. Jeden spowiednik udzieli rozgrzeszenia, drugi będzie miał wątpliwości co do oceny jakiejś sytuacji moralnej.

Do roku 1983 trudniej było uzyskać orzeczenie o nieważności małżeństwa, aniżeli teraz, gdy wydaje się je w dziesiątkach tysięcy rocznie. Czy nie odczuwa Ksiądz Biskup dyskomfortu, iż sposób orzekania, którego kryteria powinny być jednak czymś stałym, uległ tak diametralnej zmianie? A przecież za zarówno przed jak i po 1983 roku wszystko to odbywa się w majestacie tego samego Kościoła? Czy nie istnieje niebezpieczeństwo, że świat odbierze to jako sygnał, iż tak naprawdę nauka Kościoła jest względna?

- Na ogół argumentuje się w tak, że Sobór podał inną, bardziej personalną aniżeli cielesną, wizję małżeństwa. Przedtem miało ono charakter kontraktowy, umowny i zakładało prawo do ciała - tak zwane ius in corpus. Teraz jest to prawo do wspólnoty życia i miłości małżeńskiej. Obecnie, po Soborze, małżeństwo ujmowane jest bardziej w wymiarze personalnym, po tej linii idzie też nowy Kodeks z 1983 r.

Kościół może sankcjonować tylko te wady i te przyczyny nieważności, które mają fundament w prawie naturalnym, a ono daje prawo do małżeństwa każdemu człowiekowi. Jeżeli jest ono nieważne to tylko z motywów, które wynikają z prawa naturalnego. Na przykład - błąd co do osoby. Ktoś wychodzi za mąż czy żeni się z osobą, której nie zna albo ma miejsce tzw. ciężka bojaźń - ktoś został zmuszony do małżeństwa i nie może się od niego uwolnić. Albo też ktoś nie przyjmuje nauki o małżeństwie, że jest ono sakramentem nierozerwalnym, zobowiązującym do wierności i otwartości na prokreację. Jeśli ktoś to wyklucza i chce realizować małżeństwo wedle własnego uznania, to de facto nie chce małżeństwa w Kościele, a więc jego intencja nie może być ważna.

Występuje też kategoria mówiąca o niezdolności psychicznej, ale musi to być jakaś poważna anomalia, tak poważna, że - nawet gdyby nie było tak sformułowanego prawa - mogłaby skłaniać do wniosku, że takie małżeństwo nie powinno być ważne.

Takich orzeczeń Kościół wydaje coraz więcej. Czy w ten sposób nie przyczynia się do banalizacji instytucji małżeństwa, w tym sensie, że przeciętny człowiek - przed lub nawet po zawarciu małżeństwa - może pomyśleć sobie, że skoro tak wiele osób uzyskuje takie orzeczenia, to w razie czego jemu czy jej także się uda. Co ksiądz Biskup na to?

- Spotkałem się z przypadkiem małżeństwa mieszanego ze Stanów Zjednoczonych, w którym pozwana żona, protestantka, przeciwna orzeczeniu nieważności odwołała się do Rzymu argumentując na bazie Ewangelii, że małżeństwo jest nierozerwalne. Podkreślała, że ludzie występują z Kościoła zgorszeni orzeczeniami o nieważności małżeństwa, bo nie widzą ku temu racjonalnych przesłanek. Ale zarówno sędziowie, jak i ci, którzy składają wniosek ponoszą jednak odpowiedzialność przed Bogiem. Problem jest jednak bardzo poważny, bo koliduje z zasadą nierozerwalności małżeńskiej.

Jan Paweł II też zwracał uwagę na to, że w interpretacji przyczyn nieważności, zasada nierozerwalności jest kryterium dominującym i ono ma przewodzić. Jeżeli więc sędzia orzeka nieważność z powodu jakiejś małej wady, nieznacznej anomalii czy małego zaburzenia psychicznego (a któż jest zupełnie takiego pozbawiony)? Wszystkie ta anomalie mają swoje kwalifikacje, figurują jako zaburzenia, choć niekiedy mogą się wydawać bardzo banalne.

Zapewne bywa i tak, że osoba, która uzyskała orzeczenie o unieważnieniu swojego związku, wiedzie z nowym partnerem przykładne, chrześcijańskie życie?

- Tak, są takie przypadki.

Zdarza się, że Polsce ogłaszają się adwokaci, którzy przygotowują strony do zeznawania przed sądem kościelnym na okoliczność procesu o stwierdzenie nieważności małżeństwa.

- Kościół wymaga zeznań świadków pod przysięgą.

Ale tacy adwokaci doradzą, żeby taką przysięgę złożyć, bez względu na prawdę.

- To jest krzywoprzysięstwo. Nawet więc, jeśli otrzymają wyrok o nieważności oparty na fałszywych świadkach, to w sumieniu ten wyrok nie jest ważny. W zakresie zewnętrznym tak, tylko że on w sumieniu nigdy nie może być spokojny. Czasem strona powodowana wyrzutami sumienia, przyznaje, że to wszystko było sfałszowane. Wtedy rozpoczyna się proces na nowo. Mimo zawartego już, nowego małżeństwa, ponownie rozpatruje się sprawę i niekiedy uchyla poprzednie wyroki.

A może jedną z przyczyn nieudanych związków jest złe przygotowanie do małżeństwa? Może kursy przedmałżeńskie nie wypełniają dobrze swojej roli w zmieniającym się świecie, nie ukazując całej powagi, odpowiedzialności, zobowiązań jakim winni sprostać młodzi ludzie chcący sakramentalnie związać się ze sobą? Czy nie ma tu zaniedbań ze strony Kościoła?

- W każdej diecezji stosowane są tzw. instrukcje badania przedmałżeńskiego, każda też prowadzi kursy przygotowania do tego sakramentu. Każda diecezja robi, co może. Ale nie jest to tylko problem przygotowania ale także dobrej woli małżonków, już po ślubie.

Co dziś najbardziej zagraża trwałości związku?

- Nierozerwalność i trwałość małżeństwa wedle wizji chrześcijańskiej jest, jak mówi Sobór, czymś heroicznym. Codzienne trwanie w wierności i nierozerwalności to jest heroizm. Powstaje pytanie, czy jest to możliwe z wykorzystaniem jedynie ludzkich środków a bez pomocy Bożej, bez modlitwy, wyrzeczenia? A współczesny świat temu wszystkiemu przeczy.

Czy teraz przeczy bardziej niż 30 lat temu?

- Być może. Pojawia się problem migracji, wyjazdów za pracą. Przecież masa małżeństw rozpada się wśród migrantów. Mąż czy żona wyjeżdża na kilka czy kilkanaście miesięcy i później staje się to przyczyną rozkładu małżeństw. Dotyczy to także polskich związków.

Czy obserwując współczesny świat uważa ksiądz biskup, że tzw. małżeństwa gejów i lesbijek staną się za jakiś czas europejska normą?

- Trudno przewidywać, czy sprawy potoczą się w tym kierunku. Nawet jednak w starożytnym pogaństwie, mimo rozwiązłości, pedofilii, dość powszechnego homoseksualizmu, nie posuwano się jednak do tego, by takie związki nazywać małżeństwem. Było wówczas poczucie, że jest ono jakąś instytucją, która ma swoją wagę w społeczeństwie.

W Polsce przybiera na sile zjawisko tzw. szybkich rozwodów, a więc rozpadu małżeństw po 2-3 latach, niekiedy nawet wcześniej...

Owszem, ale jednocześnie np. w Stanach Zjednoczonych istnieje tendencja do zawierania nierozerwalnych małżeństw cywilnych. Małżonkowie zawierając taki ślub zobowiązują się, że nigdy nie uciekną się do rozwodu, że będą żyli razem aż do śmierci. A więc ta tendencja jest niezależna od Kościoła, wynika z natury człowieka. Natura ludzka nie jest jednak całkowicie skażona, bo człowiek niejako ze swej natury właśnie chciałby związku trwałego.

Rozmawiał Tomasz Królak



Bp Antoni Stankiewicz urodził się 1 października w 1935 r. w Oleszczenicach na Wileńszczyźnie. Po II wojnie światowej zamieszkał z rodzicami na Ziemiach Zachodnich. Studiował na KUL-u i ATK. Święcenia kapłańskie przyjął w 1958 r.

Od 1969 pracuje w Trybunale Roty Rzymskiej. Wykłada na wydziałach prawa kanonicznego papieskich uniwersytetów: Gregoriańskiego i Świętego Krzyża. Od 1984 r. naucza w Studium Rotalnym, którego jest obecnie dyrektorem. W 2000 r. został sędzią Sądu Apelacyjnego Państwa Miasta Watykańskiego. W 2004 r. Jan Paweł II mianował go dziekanem Trybunału Roty Rzymskiej. Biskupem mianował go 15 listopada 2006 Benedykt XVI.

Trybunał Roty Rzymskiej zajmuje się rozstrzyganiem spraw zastrzeżonych tylko dla Stolicy Apostolskiej, przede wszystkim dotyczących odwołań od orzeczeń trybunałów kościelnych niższych instancji; najczęściej chodzi o wydawanie orzeczeń dotyczących stwierdzenia ważności bądź nieważności sakramentu małżeństwa.