Rzetelnie i bez uprzedzeń

Jak już wszyscy dobrze wiemy, Kościół jest be. Proszę, oto kolejne jego bezeceństwa...

Rzetelnie i bez uprzedzeń

Nie, to nie moja kwestia. Ani ateistów czy innowierców. Taką tezę od lat powtarzają katolicy z kręgów tradycjonalistycznych. Nieraz próbowałem dyskutować. Na wiele „gorących” w tych dyskusjach tematów. O liturgii, o Tradycji i Piśmie Świętym, o ekumenizmie, o dialogu międzyreligijnym. Ale to jak rzucanie grochu o ścianę. Ręce opadają, głowa też. A szczęka przede wszystkim. I nie o to chodzi, że w tym co piszą nie ma cienia prawdy i że nigdy nie mają racji. Tylko że dyskutowanie z nimi żywcem przypomina dyskusje ze Świadkami Jehowy. Widzą tylko wygodną dla siebie część prawdy, resztę skrzętnie pomijając milczeniem.

Przeczytałem ostatnio w „Do Rzeczy” artykuł pewnego profesora (doktora habilitowanego) zatytułowany „Czym jest protestantyzm”. Autor oczywiście nie ogranicza się w nim do wyjaśnienia tytułowego zagadnienia, ale przy okazji poddaje też (niesprawiedliwej) krytyce dzisiejszy Kościół katolicki. Naukowe tytuły onieśmielają i zniechęcają do dyskusji, ale...

Autor na przykład krytykuje ekumenizm. I nazywa go „swoistą poprawnością religijną”. Twierdzi, że w myśl ekumenizmu „nie wypada krytykować wszelkich zjawisk związanych z protestantyzmem (cokolwiek przez to rozumie - A.M), a należy wysoko cenić twórców i kontynuatorów religijnej reformy z XVI stulecia w imię dialogu oraz współpracy międzyludzkiej”.

Ekumenizmem - z różnym natężeniem - interesuję się od czterdziestu lat (nie przesadzam). Nigdy nie spotkałem się ani z ukrywaniem różnic ani z zatajaniem faktów. Całkiem niedawno byłem zresztą na konferencji poświęconej podsumowaniu 500-lecia obchodów Reformacji i nie zauważyłem w wystąpieniach mówców cienia postawy, o której pisze Pan Profesor. Tyle że zajmujący się ekumenizmem nie są pieniaczami. Nie mają w zwyczaju na każdym kroku wytykać drugiej stronie błędy. Pan Profesor napisał akapit dalej, że „rozważania dotyczące reformacji powinny (...) toczyć się rzetelnie, niezależnie od ewentualnych założeń uprzednich”. I ma rację. Tak właśnie powinno być. Tyle że - o paradoksie - tak właśnie w dialogach ekumenicznych jest. Toczą się one bez uprzedniego założenia, że adwersarz jest be i powinien na kolanach błagać o przebaczenie za winy swoje i swoich przodków do trzydziestego pokolenia. Ekumeniczny dialog to próba spojrzenia na własny Kościół i partnerów dialogu w prawdzie, bez narosłych w ciągu wieków uprzedzeń. Pan profesor tymczasem wyraźnie myli  poszukiwanie prawdy z arogancją i kłótliwością.

W dalszej części swojego artykułu Pan Profesor reklamuje dwie książki. Z tych, co to niby bronią prawdy przed spiskiem wrażych sił. Pierwsza z nich demaskuje niby, jak strasznym niby człowiekiem był Marcin Luter. Nie znam tej książki, nie zamierzam czytać, ale skąd pomysł, że inne współczesne i bardziej przychylne Reformatorowi w Wittenbergi opracowania są nierzetelne? Fakty są faktami. Nie ma co nad nimi dyskutować. Trudno jednak za takowe uznać przytoczoną przez Pana Profesora opinię autora książki, że „nerwowe przeżycia Lutra zaowocowały rozpaczliwą doktryną ślepego zaufania Bogu i zburzyły racjonalną teologię katolicką” i że „Luter ratował się od rozpaczy skokiem w otchłań, a tysiące jego zwolenników zostały pozbawione mszy, sakramentów i autorytetu Kościoła”. To opinia, złośliwa opinia, mająca jakieś tam oparcie w faktach, ale nie fakty, prawda? Nota bene zadziwiające jak autor artykułu w przytoczonym wyżej cytacie przeciwstawia zaufanie Bogu, choćby i ślepe, „racjonalnej teologii katolickiej”. Jako katolik poczułem się czytając to nieswojo :)

Równie nieswojo poczułem się, gdy czytałem w dalszej części artykułu pochwałę drugiej książki, poświęconej Gilbertowi Chestertonowi. Nie no, książka może i ciekawa, a obserwacje Chestertona słuszne. Tylko... Ot taka opinia, że reformacja to rewolta przeciw tradycji łacińskiej i jedności kontynentu. Przepraszam, ale tradycja łacińska nie była i nie jest jedynym nośnikiem chrześcijaństwa. Zmiany w niej nie muszą być odrzuceniem chrześcijaństwa. A owa jedność kontynentu nie przeszkadzała średniowiecznym władcom tłuc się między sobą ile wlezie, że o istnieniu momentami nawet trzech ośrodków władzy papieskiej już nie wspomnę.

Nie było też jedności w teologii: wbrew temu, co autor artykułu sugeruje, przed reformacją był nie tylko tomizm. O czym zresztą Pan Profesor, jako znawca, doskonale wie. Chrześcijaństwo starożytne tomizmu nie znało wcale, a w średniowieczu, prócz teologów czerpiących przez Tomasza z Arystotelesa, był jeszcze całkiem silny nurt teologii czerpiącej z filozofii platońskiej. Czy odwoływanie się do czegoś, co nie istniało (jedność cywilizacji łacińskiej)  i idealizowanie obrazu czasów przedreformacyjnych nie jest zaprzeczeniem wcześniejszego żądania Pana Profesora, by rozważać sprawy - ufam, że nie tylko reformacji - „rzetelnie, niezależnie od ewentualnych założeń uprzednich”?

Czy nie jest też przekłamywaniem rzeczywistości oskarżanie papieża Franciszka - za autorem pierwszej z książek - o „skryte wyznawanie protestantyzmu”? Nieświadome oczywiście. Powodem tego oskarżenia jest „ekologiczne zaangażowanie papieża”. Rzekomo jest to domena protestantów. Czyżby autor artykułu nie znał dość powszechnie jednak znanego faktu, że wielkim propagatorem ochrony przyrody jest też Bartłomiej I? Prawosławny patriarcha Konstantynopola - jeśli ktoś nie kojarzy - nie żaden protestant. O stale obecnych w Kościele katolickim inspiracjach franciszkańskich takiej postawy już nawet nie wspominam.

Nie dziwię się tym wszystkim zarzutom. Już się przyzwyczaiłem. Wiem że tak właśnie rozmawianie z tradycjonalistami zazwyczaj wygląda.  „Jan Paweł II całując Koran zrównał go z Biblią” - wołają. No pewnie. A całując ziemię na którą przybywał zrównywał ją z ołtarzem, który każdy kapłan całuje na początku mszy. „Pozbawili ludzi możliwości przeżywania piękna Mszy po łacinie” - argumentują zapominając, że przed soborem to lud wierny niewiele z Mszy słyszał, a nad owo piękno wielu przedkładało odmawianie w tym czasie różańca. „Nie klękają przed Najświętszym Sakramentem” - oburzają się mając na myśli przyjmowanie Komunii w procesji. Dziwnie zapominają przy tym nie tylko o wskazaniu naszych biskupów, by przed przyjęciem Jezusa przyklęknąć, ale i o tym, że moment wcześniej, na słowa kapłana „Oto Baranek Boży” wszyscy pokornie klęczą i korząc się wyznają, że nie są godni, aby Pan do nich przyszedł. „Wyrzucili tabernakulum ze środka kościoła, a postawili tam tron biskupa!” - krzyczą czasem oburzeni nie zdając sobie sprawy, że tak wyglądało prezbiterium tej konkretnej zabytkowej katedry na długo zanim ktokolwiek pomyślał o zwołaniu Soboru Watykańskiego II.  Ciekawe jak by zareagowali na fakt, że był czas, gdy Ciało Pana Jezusa przechowywano w woreczku podwieszonym pod sufit? - pytał kiedyś znajomy ksiądz, a przeczuwając moje zdziwienie wyjaśniał, że w czasach gdy nie istniały jeszcze tabernakula chodziło o to, żeby się do przechowywanego dla chorych Ciała Chrystusa myszy nie dobrały.

Tak, sprawy należy rozważać rzetelnie i niezależnie od uprzednich założeń. Tego się trzymajmy.