Władysław Bartoszewski o prof. Skubiszewskim

KAI |

publikacja 09.02.2010 13:00

„Dewizą życiową prof. Krzysztofa Skubiszewskiego były słowa: „Bóg i Ojczyzna” w tym starym, dobrym tych słów rozumieniu” – powiedział KAI prof. Władysław Bartoszewski wspominając zmarłego 8 lutego pierwszego ministra spraw zagranicznych III RP w latach 1989-1993.

Władysław Bartoszewski o prof. Skubiszewskim PAP/Paweł Kula prof. Krzysztof Skubiszewski

„Polska była dla niego ogromnym dobrem i temu ogromnemu dobru służył do ostatniego tchnienia. Swoim życiem służył nauce i ludziom jako wierny syn Polski, państwa i Kościoła katolickiego, z którym czuł się niezmiennie związany i nigdy tego nie taił” – powiedział prof. Bartoszewski.

Publikujemy wspomnienie prof. Bartoszewskiego:

Jego odejście jest przedwczesne. Mimo swoich 83 lat Krzysztofa Skubiszewskiego cechowała wysoka kondycja umysłowa. Niedługo przed śmiercią dowiedział się, że do Warszawy przyjeżdża jego serdeczny przyjaciel Hans Dietrich Genscher, który dzisiaj przybył z wizytą. Miał nadzieje, że spotka się z nim albo choć krótko porozmawia z nim przez telefon. Niestety jego życzenie nie zostało spełnione, gdyż jego kolega przybył w kilka godzin po jego śmierci. Jeszcze nie dawno w rozmowie ze mną niemiecki polityk wspominał Krzysztofa Skubiszewskiego i mówił o nim jako o człowieku wielkiej wiedzy i kultury, który mu imponował. A sam był przecież szefem MSZ przez 16 lat najpotężniejszego państwa europejskiego. Dla mnie jest to znaczące i przeżywam to bardzo, że to właśnie w dniu śmierci prof. Skubiszewskiego będę występował publicznie z Hansem Dietrichem Genscherem w Warszawie. Jakże by się cieszył, gdyby mógł on uczestniczyć w tym spotkaniu.

Nie był typem polityka, ale wzorem najwyższej klasy polskiego, konserwatywno-katolickiego intelektualisty dawnej szkoły wielkopolskiej. Był synem lekarza z Poznania jako młody człowiek doznał wszystkich okropności związanych z II wojną światową. Jego rodzina w czasie okupacji została wysiedlona do Generalnej Guberni tam kończył tajne komplety. Po wojnie poświęcił się pracy naukowej osiągając znaczny rozgłos najpierw w rodzimej Wielkopolsce a później w skali ogólnokrajowej, europejskiej i światowej jako wybitny specjalisty prawa międzynarodowego.

Był cały czas czynny zawodowo. Pracował w Trybunale rozjemczym amerykańsko-irańskim w Hadze rozstrzygającym zawiłe sprawy natury międzynarodowej. Warto zwrócić uwagę, że obie, tak różne strony jak USA i Iran obdarzyły go zaufaniem i ceniły jako wybitnego fachowca. Swoim życiem służył nauce i ludziom jako wierny syn Polski, państwa i Kościoła z którym czuł się niezmiennie związany i nigdy tego nie taił.

Prof. Skubiszewski został powołany do życia publicznego w sposób można powiedzieć nawet spektakularny podczas tworzenia pierwszego rządu nowej Rzeczypospolitej Tadeusza Mazowieckiego. Objął tekę ministra spraw zagranicznych, którą dzierżył przez 4 lata. Jak na razie w ciągu 20 lat wolnej Polski jest to jedyny szef polskiej dyplomacji, który tak długo sprawował swoją funkcję. Nie był nigdy związany z żadną partią i był ministrem przy Tadeuszu Mazowieckim, Janie Krzysztofie Bieleckim, Janie Olszewskim i Hannie Suchockiej. Odszedł w 1993 r., gdy w wyniku przedterminowych wyborów utworzono „czerwony” gabinet SLD-owsko-PSL-owski. Na tym skończyła się jego działalność publiczna. Potem jako bezpartyjny uczony mógł służyć na arenie międzynarodowej.

Od tamtej pory był niesłusznie zapominany. Był rzeczywistym twórcą reorientacji polskiej polityki zagranicznej. Przypomnijmy choćby uregulowanie stosunków nowej Polski z wszystkimi nowymi sąsiadami: Federacją Rosyjską, Białorusią, Ukrainą, Czechosłowacją i Republiką Federalną Niemiec. Nie trzeba mieć wielkiej wyobraźni, aby zrozumieć, jak wielkie to było wyzwanie dla nowej polskiej polityki zagranicznej, a mianowicie negocjacje i renegocjacje setek umów już suwerennej Rzeczpospolitej. To było dzieło prof. Skubiszewskiego i czas pokazał, że był jak najbardziej właściwym kandydatem na szefa polskiej dyplomacji.

Kolejnym jego dziełem była reorientacja polskiej polityki na Zachód. To za jego czasów wynegocjowano dwa traktaty z Niemcami, w tym najważniejszy, o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy w 1991 r., który jest podstawą naszych dobrych relacji. Za jego urzędowania nawiązano stosunki z Ukrainą i Litwą. Z jego inicjatywy Polska uznała jako pierwsza na świecie Republikę Ukraińską. Jest to przykład dalekowzrocznego spojrzenia na przyszłe perspektywy zbliżenia obu naszych krajów i Ukrainy do Europy.

Należy też wspomnieć, że to za czasów Skubiszewskiego i ówczesnego szefa niemieckiej dyplomacji Hansa Dietricha Genschera i francuskiego ministra spraw zagranicznych Rolanda Dumasa powstał Trójkąt Weimarski do którego odwołują się do dziś ministrowie spraw zagranicznych Polski, Niemiec i Francji. Niedawno obchodziliśmy jego 20-lecie. Są to wielkie dzieła, które mają swoją kontynuację.

Za kolejny sukces należy uznać doprowadzenie do ewakuacji dawnej Armii Czerwonej a później wojsk Federacji Rosyjskiej z terenu Polski i likwidacji dawnych garnizonów sowieckich, szczególnie na terenie Pomorza Zachodniego i Dolnego Śląska. Samo to było wydarzeniem historycznym, szczególnie, gdy się pamięta, że Polska od jesieni 1939 r. nie była państwem suwerennym, na którego terenie stacjonowały obce wojska.

Krzysztof Skubiszewski miał niesłuchanie pozytywny wpływ na swoich podwładnych. Kierował się przy doborze współpracowników ich kwalifikacjami fachowymi i moralnymi ale także obdarzał ich dużym kredytem zaufania po czym obserwował ich czujnie. Ściągnął do służby dyplomatycznej wybitnych intelektualistów, profesorów, dziennikarzy, pisarzy ludzie, którzy w pierwszej fazie tworzenia nowej polskiej dyplomacji mogli zastąpić komunistyczne kadry.

Miałem szczęście poznania go wiosną w 1990 r., kiedy Tadeusz Mazowiecki zechciał, abym został pierwszym ambasadorem nowej Polski w Wiedniu. Zaprosił mnie do ministerstwa, odbyliśmy krótką rzeczową rozmowę. Poznałem go jako bardzo eleganckiego intelektualistę starej szkoły. Przez 3 i pół roku byłem jego podwładnym. Ten okres wspominam jako bardzo dobrą intelektualną, zawodową i ludzką szkołę. Do mnie odnosił się z szacunkiem i respektem. Zdawałem sobie sprawę z jego przewagi intelektualnej nade mną, szczególnie w dziedzinie prawa międzynarodowego, ale nigdy nie dawał mi tego odczuć. Kiedy ja zostałem ministrem spraw zagranicznych to jako jeden z pierwszych złożył mi serdeczne gratulacje. Później też niejednokrotnie mnie honorował, szczególnie po moim wystąpieniu przed niemieckim Bundestagiem, jako pierwszego przedstawiciela wolnej polski w parlamencie niemieckim. Widział w tym fakcie wielkie znaczenie dla Polski. Jego dewizą były słowa: „Bóg i Ojczyzna” w tym starym rozumieniu. Polska była dla niego ogromnym dobrem i temu ogromnemu dobru służył do ostatniego tchnienia.

Wszyscy jego współpracownicy o różnych poglądach, czy to lewicowych, czy prawicowych, katolicy i agnostycy odnosili się do niego z wielkim respektem i szacunkiem. Był człowiekiem jednej bryły, jego słowa były: „tak, tak” lub „nie, nie”, a jego działania były zgodne ze słowami.

Jego stosunek do ludzi był trochę abstrakcyjny, nie doceniał np. pewnych materialnych potrzeb ludzkich. Był tak skromny, że za jego urzędowania płace pracowników ministerstwa były najniższe w porównaniu z płacami dyplomatów z krajów byłego Bloku Wschodniego. Zawsze charakteryzowała go skromność, pracowitość i rzeczowość tak charakterystyczna dla Wielkopolan.