Afera hazardowa. Sobiesiak: nikogo nie korumpowałem

PAP |

publikacja 11.02.2010 18:08

Biznesmen Ryszard Sobiesiak oświadczył przed hazardową komisją śledczą, że nie było tzw. afery hazardowej, a on nikogo nielegalnie nie nakłaniał do dokonania zmian w jakiejkolwiek ustawie. Oskarżył b. szefa CBA Mariusza Kamińskiego o manipulację i kłamstwo.

Afera hazardowa. Sobiesiak: nikogo nie korumpowałem PAP/Paweł Supernak Ryszard Sobiesiak przed komisją śledczą.

W swej swobodnej wypowiedzi przed komisją Sobiesiak mówił, że jest uczciwym człowiekiem i nikogo nie korumpował. Oświadczył, że jego córka nie informowała go o działaniach CBA ws. tzw. afery hazardowej i nie było żadnego przecieku w tej sprawie.

Przyznał, że zna: b. szefa klubu PO Zbigniewa Chlebowskiego, b. ministra sportu Mirosława Drzewieckiego i b. wicepremiera, ministra SWiA Grzegorza Schetynę. Powiedział też, że pomysł wprowadzenia dopłat do gier hazardowych (nieobjętych monopolem państwa), czego m.in. dotyczyć miała nowelizacja tzw. ustawy hazardowej, nad którą pracowano w latach 2008-2009, był "chory" i "głupi", a on w kontaktach z politykami PO bronił interesu swojej, legalnie działającej, branży.

Po swej 1,5-godzinnej swobodnej wypowiedzi Sobiesiak złożył wniosek, by jego przesłuchanie przez posłów odbyło się na posiedzeniu zamkniętym. Tego wniosku posłowie nie poparli i zaczęli zadawać pytania. Sobiesiak przez dłuższy czas odmawiał odpowiedzi, powołując się na prawo przysługujące świadkowi. Odpowiedział zdawkowo na kilka pytań, w większości jednak używał stwierdzeń: "nie wiem", "nie pamiętam".

Gdy taka sytuacja się przedłużała, szef komisji Mirosław Sekuła (PO) złożył wniosek o kontynuowanie przesłuchania na posiedzeniu zamkniętym. Ostatecznie takie rozwiązanie poparło 4 posłów (3 z PO i Franciszek Stefaniuk z PSL), 3 było przeciw (posłowie PiS Beata Kempa i Zbigniew Wassermann oraz Bartosz Arłukowicz z Lewicy). Przed godz. 17 komisja rozpoczęła dalsze przesłuchanie Sobiesiaka na posiedzeniu zamkniętym.

W porannej, otwartej części posiedzenia pełnomocnik Sobiesiaka Ryszard Bedryj złożył wniosek o wyłączenie z przesłuchania posła Wassermanna. Uzasadniając wniosek stwierdził, że poseł PiS wielokrotnie - podczas dotychczasowych przesłuchań przed komisją oraz w mediach - wypowiadał się o Sobiesiaku w sposób "stronniczy". Komisja nie zgodziła się jednak na wyłączenie Wassermanna.

W swej swobodnej wypowiedzi Sobiesiak stwierdził m.in., że staje przed komisją mając świadomość, że część osób już wydała na niego wyrok. "Ale zanim mnie powiesicie, posłuchajcie, co mam do powiedzenia w tej sprawie" - dodał. Biznesmen powiedział, że jest uczciwym człowiekiem i nie jest stroną "afery hazardowej".

"Od ponad pięciu miesięcy ja, moja rodzina i należące do mnie firmy jesteśmy przedmiotem kampanii oszczerstw i nagonki medialnej. Bez mojej winy i woli nazwisko Sobiesiak stało się instrumentem walki politycznej, prowadzonej bez szacunku dla prawdy czy dla zwykłej ludzkiej przyzwoitości" - mówił.

Oświadczył, że "ani w tej, ani w innej sprawie nikogo nie korumpował i nikomu nic nie dawał w zamian". "Nie jestem stroną waszej afery, całe swoje życie uczciwie zarabiałem na chleb swoją ciężką pracą" - mówił. "Jako przedsiębiorca muszę codziennie radzić sobie w absurdalnym świecie wzajemnie sprzecznych przepisów prawnych, pracowicie tworzonych przez posłów i zwalczać bezprawne decyzje podejmowane przez bezmyślnych urzędników, opłacanych także z moich podatków" - dodał.

Mówił, że znalazł się przed komisją, bo walcząc o swoje interesy wszedł do świata zastrzeżonego dla polityków. "W tym świecie obowiązują inne zasady. Zasady, których nie znałem. (...) Tutaj kłamstwo, pomówienie, zła wola zastępują argumenty, dowody i racje" - powiedział.

Sobiesiak oświadczył, że nie ma żadnej wiedzy na temat przecieku związanego z - jak mówił - "nieistniejącą aferą hazardową". "Pytanie: kto jest większym zagrożeniem dla Polski? Ja, lokalny przedsiębiorca, czy szef służb specjalnych łamiący prawo, zakładający nielegalne podsłuchy, wydający biliony z budżetu państwa na udowodnienie bzdur? Kto szkodzi bardziej?" - pytał. Byłego szefa CBA Mariusza Kamińskiego nazwał funkcjonariuszem opłacanym z podatków, "plującym na tych, którzy składają się na jego pensję".

Powiedział też, że o b. szefie CBA należy mówić "Mariusz K.", bo toczą się przeciwko niemu postępowania prokuratorskie, a w jednej sprawie ma zarzuty. "Aż kusi mnie, aby w tym momencie spytać panią poseł Kempę i pana Wassermanna: nie wstydzicie się państwo, że macie znajomego pana Mariusza K. z prokuratorskimi zarzutami? Czy taki stan rzeczy was nie dyskredytuje?" - powiedział. Dodał, że Kamiński "okłamał prawo" wielokrotnie.

Sobiesiak oświadczył też, że nigdy nielegalnie nie nakłaniał żadnego polityka do zmian w ustawie o grach i zakładach wzajemnych czy w jakiejkolwiek innej ustawie. Zaznaczył, że manipulacją - jakiej według niego dopuścił się Kamiński - było rozpowszechnienie informacji o tym, że on próbował w sposób bezprawny wpływać na kształt ustawy o grach i zakładach wzajemnych.

"Nigdy nie nakłaniałem żadnych osób do podejmowania takich działań. Znam Zbigniewa Chlebowskiego, Mirosława Drzewieckiego oraz Grzegorza Schetynę. Nigdy - i mówię to z całą stanowczością i przekonaniem - nie namawiałem żadnego z nich ani żadnego innego polityka, aby nielegalnie wpływał na stanowisko prezentowane w sprawie dopłat czy też w jakiejkolwiek innej sprawie ustawowej" - zeznał Sobiesiak.

Powiedział, że "Rzeczpospolita", która przed kilkoma dniami pisała o jego styczniowym przesłuchaniu w prokuraturze, nie opublikowała całego tekstu protokołu z przesłuchania, tylko - jak uważa - "kłamliwe streszczenie plus komentarze, które uruchomiły oszczerczą kampanię".

Z opublikowanych przez "Rz" zeznań Sobiesiaka w prokuraturze wynika, że podczas spotkania 24 sierpnia 2009 roku, które dotyczyło pracy Magdaleny Sobiesiak - córki biznesmena - w zarządzie Totalizatora Sportowego, Marcin Rosół (asystent ówczesnego ministra sportu Mirosława Drzewieckiego) miał jej powiedzieć, by lepiej nie ubiegała się o stanowisko członka zarządu TS, bo "są donosy" na jej "tatusia".

"Chcę kategorycznie stwierdzić: nie ujawniłem w prokuraturze rzekomego przecieku, bo nie miałem pojęcia o akcji CBA przed 1 października, prowadzonej wobec mnie" - oświadczył. Podkreślił, że nigdy nie mówił, iż Rosół ostrzegł jego lub jego córkę o podsłuchach CBA. Dodał, że nie wiedział nic o podsłuchach założonych w jego telefonach. Zaznaczył, że jego córka po spotkaniu z Rosołem 24 sierpnia 2009 r. w kawiarni "Pędzący królik" ani później nie informowała go o działaniach CBA. "Mówię te słowa, mając świadomość, że zeznaję pod przysięgą" - dodał.

"Moje wypowiedzi o +KGB i CBA+ były komentarzem do manii podsłuchiwania wszystkich i wszystkiego. Nawiasem mówiąc, jak się okazało, nie pomyliłem się" - powiedział biznesmen. Nawiązał w ten sposób do znajdujących się w stenogramach CBA cytatów z jego rozmowy z Janem Koskiem 27 sierpnia 2009 roku, podczas której mówił: "Wycofałem Magdę, bo tam KGB, CBA - jak się spotkamy, to ci powiem - donosów było tyle".

Sobiesiak mówił, że donosy, o których mowa, a które skłoniły jego córkę do wycofania się z konkursu na stanowisko w Totalizatorze, są codziennością w branży hazardowej. Dodał, że wiedział, iż do Ministerstwa Finansów i innych urzędów wielokrotnie wpływały nieprawdziwe donosy na jego temat. "Wiem o tych faktach, bo za każdym razem byłem sprawdzany i za każdym razem okazywało się, że rzekome rewelacje były zmyślone" - dodał.

Sobiesiak przyznał, że prosił znajomych, m.in. Drzewieckiego, o pomoc w znalezieniu "ciekawej" pracy dla jego córki. "Minister Drzewiecki poza przyjęciem i pochwaleniem CV mojej córki nic w tej sprawie nie zrobił. Gdy pojawiły się ogłoszenia o konkursie w Totalizatorze (Sportowym), moja córka złożyła odpowiednie dokumenty i zamierzała zgodnie z obowiązującą procedurą wziąć udział w konkursie. Wycofała się, gdy okazało się, że ja jestem przeszkodą, ponieważ zajmuję się hazardem, są na mnie donosy i nazwisko moje może być przeszkodą w ubieganiu się o tę funkcję" - powiedział.

Dodał, że dla byłego szefa CBA Mariusza Kamińskiego te donosy oznaczają przeciek o akcji CBA dotyczącej tzw. afery hazardowej. "Dla mnie były one codziennością pracy w hazardzie. Niestety, część osób pracujących w tej branży wierzy w cudowną moc likwidowania konkurentów za pomocą donosów" - powiedział.

Sobiesiak odniósł się też do cytowanych przez "Rz" jego zeznań w prokuraturze w sprawie długości znajomości ze Zbigniewem Chlebowskim, Mirosławem Drzewieckim i Grzegorzem Schetyną. Biznesmen - jak podała "Rzeczpospolita" - powiedział w prokuraturze, że Drzewiecki, Chlebowski i Schetyna "byli jego kolegami". "Znam Drzewieckiego i Schetynę od około 20 lat" - cytowała zeznania Sobiesiaka gazeta. "Moje wypowiedzi na temat długości okresu znajomości z politykami, które stały się początkiem kłamliwych twierdzeń +Rzeczpospolitej+, nie są sprzeczne z tymi, które komisja słyszała od panów Schetyny oraz Drzewieckiego" - powiedział przed komisją biznesmen.

Przyznał, że "istotnie załatwiał miejsce na święta dla najlepszego polskiego koszykarza w Zieleńcu poprzez żonę pana Schetyny" (o tym, że żona prosiła o załatwienie miejsce w ośrodku należącym do Sobiesiaka dla Adama Wójcika, "znanego koszykarza, kapitana reprezentacji Polski, wiele lat grającego w Śląsku Wrocław", mówił przed komisją szef klubu PO Grzegorz Schetyna - PAP). "Rozmawiałem dwa lub trzy razy przez telefon w tej sprawie. We wcześniejszym okresie miałem z nią częstszy kontakt z racji jej aktywności we władzach Śląska Wrocław, ale charakter tych relacji był wyłącznie sportowy" - powiedział biznesmen.

Zapewnił, że z tego co wie "w żadnej z firm, w której był lub jest udziałowcem lub wyłącznym właścicielem nie było nikogo z członków rodzin polityków". "I nie wiem także, aby którykolwiek z moich kontrahentów miał takie związki" - dodał Sobiesiak. Powiedział też, że osobiście nie jest udziałowcem żadnej firmy związanej z hazardem, a taki udziałowcami są jedynie członkowie jego rodziny; chodzi o Casino Polonia i Golden Play.

W jego ośrodku w Zieleńcu natomiast - jak przekonywał - "był tylko pan Chlebowski". "Nie był ani pan Schetyna, ani pan Drzewiecki, lub członków ich rodzin nie widziałem" - zaznaczył. Sobiesiak zeznał, że jego spotkanie 31 sierpnia 2009 r. na cmentarzu w Marcinowicach z Chlebowskim dotyczyło interwencji w sprawie działacza PO w Czorsztynie. "Dzisiaj nie pamiętam dokładnie przebiegu tej rozmowy, ale na prośbę mojego przyjaciela w tym okresie próbowałem przekonać pana Chlebowskiego do zajęcia się sprawą działacza PO w Czorsztynie" - mówił.

Biznesmen opowiedział jak doszło do spotkania w Marcinowicach. Tłumaczył, że początkowo z Chlebowskim umówił się na Bielanach Wrocławskich, jednak z racji tego, że jemu nie pasowała godzina i miejsce spotkania, a sam nie mógł się dodzwonić do Chlebowskiego, to poprosił wspólnego znajomego o przekazanie tej informacji ówczesnemu szefowi klubu PO. Następnie - jak mówił - mieli się spotkać na stacji paliw w Marcinowicach.

"Stojąc na stacji zauważyłem, iż Zbigniew Chlebowski przejechał obok, zaparkował samochód przy cmentarzu i ruszył w moim kierunku" - relacjonował Sobiesiak. Dodał, że on także zaczął zmierzać w jego kierunku i ostatecznie spotkali się przed wejściem na cmentarz. Opowiadał, że Chlebowski zaproponował, by się przeszli i wtedy dowiedział się, że na tym cmentarzu znajduje się grób jego zmarłej siostry.

"Nieprawdziwą jest informacja przekazana przez pana Kamińskiego, że kluczyliśmy między grobami" - mówił. Relacjonował, że Chlebowski poszedł na grób swojej siostry, a po chwili obaj wrócili do swoich samochodów. "W tym czasie przekazałem mu prośbę dotyczącą działacza PO, prosząc go o interwencję" - powiedział biznesmen.

Sobiesiak powiedział też, że po zakończeniu swej kariery sportowej stał się jednym z udziałowców piłkarskiego klubu Śląsk Wrocław. Mówił, że gdy w sezonie 2002-2003 klub spadł do trzeciej ligi, "pojawił się pomysł, aby w celu ratowania klubu połączyć siły z klubem koszykarskim". "Wtedy poznałem bliżej pana Schetynę, którego wcześniej znałem jako wicewojewodę, którego okazjonalnie kilka razy widziałem na tych samych masowych imprezach" - zeznał Sobiesiak. Schetyna pełnił funkcję wicewojewody wrocławskiego w latach 1991-1992.

Sobiesiak powiedział, że zgodnie z umową zawartą pomiędzy klubami Śląska Wrocław, klub koszykarski miał przejąć prowadzenie i zarządzanie klubem piłkarskim. "Taki stan trwał od roku 2003 do roku 2005, kiedy to piłkarze awansowali do drugiej ligi i sytuacja w klubie się ustabilizowała" - zaznaczył.

"Wtedy bliższa współpraca pomiędzy klubami ustała. Moje w miarę intensywne kontakty a panem Schetyną stały się sporadyczne. Po 2007 roku ustały zupełnie, jeśli nie liczyć jednego spotkania na lotnisku (29 września 2008 roku - PAP)" - zeznał biznesmen. Sobiesiak potwierdził zeznanie Schetyny, że na tym spotkaniu prosił Schetynę o interwencję w sprawie klubu Śląsk Wrocław.

Sobiesiak opowiadał też o swym spotkaniu z Drzewieckim we wrześniu 2009 r. "Faktem jest, że jadąc do Warszawy, zadzwoniłem do znajomego, z którym miałem grać w golfa. Zostałem zaproszony na spotkanie, w którym poza ministrem (Drzewieckim - PAP) brały udział jeszcze inne osoby. Faktem jest, iż na to spotkanie spóźniłem się i stąd moja rozmowa z ministrem była bardzo krótka. Odbyła się już nie w restauracji, gdzie się wstępnie umawialiśmy, tylko w hotelu, gdzie pan minister spotkał się ze swoimi gośćmi" - relacjonował biznesmen.

Wyjaśnił, iż prosił o spotkanie z Drzewieckim, ponieważ zależało mu na zainteresowaniu go "odbywającym się następnego dnia turniejem golfowym". "Obecność ministra z pewnością podniosłaby jego rangę" - zaznaczył. Zapewnił przy tym, że wbrew temu, co pisała jedna z gazet, turniej odbył się, a on zajął w nim "drugie miejsce".

Sobiesiak relacjonował też swoje działania po decyzji administracyjnej Ministerstwa Finansów w sprawie nieprzedłużenia pozwolenia na działalność firmy Golden Play. W materiałach CBA dotyczących jest cytat z rozmowy Chlebowskiego z Sobiesiakiem z sierpnia 2008 r, podczas której Chlebowski mówi: "Z tobą na 90 proc. Rysiu, że załatwimy. Tam walczę, nie jest łatwo, tak ci powiem". Cytat ten został umieszczony w analizie CBA przekazanej premierowi Donaldowi Tuskowi w kontekście starań Sobiesiaka o wykreślenie z projektu zmian w ustawie hazardowej zapisów o dopłatach do gier, ale podczas swojego przesłuchania Kamiński przyznał, że ta rozmowa nie dotyczyła tej sprawy, ale decyzji administracyjnej w sprawie firmy Sobiesiaka.

"W 2007 roku urzędnik Ministerstwa Finansów wydaje decyzję administracyjną na niekorzyść spółki, w której jestem jednym ze wspólników. Nie akceptuję motywów takiej decyzji (...), składam odwołanie" - mówił przed komisją Sobiesiak. Jak zaznaczył, w czasie trwania postępowania administracyjnego postanowił "zainteresować sprawą znane mu osoby", w tym Zbigniewa Chlebowskiego.

"Czy poseł Chlebowski miał prawo rozmawiać ze mną? Nie tylko prawo, ale wręcz obowiązek" - mówił. "Wiedziałem, że poseł ma obowiązek przynajmniej mnie wysłuchać, a ja mam prawo o to wysłuchanie poprosić i z tego prawa skorzystałem" - powiedział. "Jak wiecie z podsłuchów, interweniowałem bez skutku. Czy to dowód na moje potężne wpływy w Platformie?" - pytał.

Zwrócił także uwagę, że Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie wyrokiem z 2009 roku uchylił decyzję ministra finansów i zasądził na jego rzecz od Skarbu Państwa 16,4 tys. złotych. "W ten sposób wiceministrowi Jackowi Kapicy udało się zmarnować wiele miesięcy życia wielu osób i sporo pieniędzy z budżetu" - ocenił biznesmen. "Moje straty są moją prywatną sprawą, ale ile stracił budżet? Ile podsłuchów CBA można by sfinansować, ile willi w Kazimierzu można by było kupić" - ironizował Sobiesiak.

Przywołał też nowelizację ustawy hazardowej z 2003 r. (zalegalizowała ona m.in. automaty do gier), która - jego zdaniem - zaczęła traktować hazard na równi z każdą inną branżą gospodarki. Dodał, że dzięki temu można było płacić podatki, zatrudniać ludzi i inwestować w rozwój. "Wszystko na podstawie wydawanych koncesji i licencji rządowych" - powiedział. Dodał, że mimo to pojawił się "chory" i "głupi" pomysł wprowadzenia dopłat do gier na tej samej zasadzie, jak to mam miejsce w przypadku Totalizatora Sportowego.

"Tyle że tam mamy do czynienia z jedną operacją. Kupujący płaci za los i tyle. W kasynie czy salonie gry mamy do czynienia z setkami operacji. Klienci wpłacają i wypłacają pieniądze z żetonów. Mogą przegrać, mogą wygrać, mogą obstawić dalej. Na każdą taką operację pan Kapica (wiceminister finansów Jacek Kapica - PAP) chciał nałożyć dopłatę. Nie interesowało go, ile będzie kosztować stworzenie systemu rejestrującego, jak wielką przestrzeń do nadużyć otworzy" - powiedział. "Od początku mówiliśmy - podnieście podatki. To tańszy sposób na dodatkowe wpływy do budżetu" - dodał.

Sobiesiak ocenił, że Kapica "chciał wysadzić na raz kilkaset tysięcy ludzi i budżet". Jego zdaniem "efekty pracy" wiceministra "są już dzisiaj widoczne na rynku", a za kilka miesięcy "zacznie się debata nad szukaniem nowych źródeł dla budżetu, bo potrzeba pieniędzy na ważne cele".

Pamiętajcie - zwrócił się do posłów komisji - "że budżet traci codziennie dziesiątki milionów podatków, które od roku 2003 regularnie wpływały do kasy państwa". "Dzisiaj przestają wpływać, bo pan Kapica chciał wprowadzić głupi przepis o dopłatach. Ponieważ mu się to nie udało, wprowadził takie przepisy, które de facto oznaczają likwidację tej branży" - powiedział biznesmen.

Swobodna wypowiedź Sobiesiaka trwała ok. półtorej godziny. Po niej Sobiesiak złożył wniosek o przesłuchanie go przed komisją na posiedzeniu zamkniętym, który przez posłów został odrzucony. Po pierwszym pytaniu Jarosława Urbaniaka (PO), czy Sobiesiak podtrzymuje zeznania złożone w prokuraturze, jego pełnomocnik wniósł o uchylenie pytania. Na kolejne pytania posła PO biznesmen odpowiadał, że nie ma nic do dodania, a wszystko powiedział w swobodnej wypowiedzi.

Przewodniczący komisji śledczej zwrócił się więc do sejmowego biura legislacyjnego w tej sprawie. Sejmowy prawnik wyjaśnił, że ustawa o komisji śledczej daje świadkowi możliwość uchylenia się od odpowiedzi na pytania w sytuacji, kiedy świadek stwierdzi, że odpowiedź może grozić odpowiedzialnością za przestępstwo lub przestępstwo skarbowe. Gdyby świadek był podejrzany w sprawie podobnej do tej, jaką bada komisji lub miał postawione zarzuty, to wówczas mógłby w ogóle odmówić zeznań. Zdaniem sejmowego prawnika, skoro Sobiesiak "nie jest w podobnej sprawie osobą podejrzaną i nie ma postawionych zarzutów", nie ma możliwości odmówienia en bloc odpowiedzi na pytania.

Dodał także, że jeśli komisja uzna, że odmowy na pytania są bezpodstawne, może wystąpić do sądu okręgowego o ukaranie świadka karą porządkową - której maksymalny wymiar wynosi 10 tys. zł; w przypadku uporczywego uchylania się od odpowiedzi świadkowi może grozić kara aresztu do 30 dni. Wysokość kary jest uzależniona od decyzji sądu.

Po pewnym czasie sporadycznie i zdawkowo biznesmen zaczął odpowiadać na niektóre pytania. Gdy Beata Kempa chciała się dowiedzieć, czy ma on analizy wskazujące, iż dopłaty do stawek w grach na automatach będą rozwiązaniem niekorzystnym dla budżetu państwa (Sobiesiak wspominał o nich w swoim słowie wstępnym), Sobiesiak potwierdził. Dopytywany nie chciał już jednak powiedzieć, kto i na czyje zlecenie je przygotował.