AfrykaNowaka.pl |
publikacja 12.02.2010 14:32
Ekipa sudańska w składzie: Zbyszek Zigi Gałęza, Grzegorz Król, Piotr Strzeżysz oraz autor tekstu Jakub Pająk ‘daalej pjk’ wylądowała w Egipcie 6 lutego 2010 roku, czyli w 65 rocznicę urodzin Boba Marleya…
afrykanowaka.pl
Trwa dwumiesięczny etap sudański, w którym udział biorą: Jakub Pająk (lider), Piotr Streżysz, Zbyszek Gałęza oraz Grzegorz Król.
Asuan – Wadi Halfa – 8-9 luty 2010 r. – dzień 96-97
Przez bramę portu przy Wysokiej Tamie Asuańskiej odbieramy książeczkę-pałeczkę, specjalne wydanie „Rowerem i pieszo przez Czarny Ląd”
Przez bramę portu przy Wysokiej Tamie Asuańskiej odbieramy książeczkę-pałeczkę (specjalne wydanie „Rowerem i pieszo przez Czarny Ląd”, z białymi kartami do zapełnienia podczas sztafety) oraz dzielne rowery Brennabor. Wokół mrowie ludzi. Każdy z podróżnych, udający się do Sudanu taszczy niezliczoną ilość toreb, pudeł, skrzynek, tobołków. Bagażu jest tyle, że nie sposób byłoby go unieść własnoręcznie. Na szczęście jest cała masa tragarzy, którzy przenoszą na własnych barkach bądź przepychają na wózkach te góry bagażu przez coraz to kolejne etapy odprawy celno-paszportowej: brama portu z kontrolą biletowo-bagażową, dalej bramki i skanery antyterrorystyczne (farsa), następnie waga, kontrola bagażowa wstępna i dalej właściwa, z metalowymi stołami do rozgrzebywania bagażu znanymi z każdej granicy. Potem już tylko stempel wyjazdowy z Egiptu, jeszcze jedna kontrola paszportowa, kolejna biletowa i stajemy przy promie. Całkiem niewielki, ale znając tutejsze realia transportowo-ładunkowe wszyscy pasażerowie i wszelkie pakunki się zmieszczą.
Wtaczamy się na pokład, kolejna kontrola biletowa i zadanie najcięższe – przecisnąć się przez ludzką ciżbę i wąskie korytarze zawalone tobołkami. Sakwy nie puszczają, przyczepki przeszkadzają, ale wreszcie i jest pokład rufowy. Biegnę na górę, jest jeszcze nieco wolnego miejsca pod szalupą ratunkową – miejsca najlepszego, bo dającego zbawczy cień. Jest 13-ta, czyli oficjalna godzina odpłynięcia. Jednak nic nie wskazuje, aby prom był gotowy do drogi. Godziny mijają, robi się coraz gęściej, właściwie już każda przestrzeń (na pokładach, pod pokładem i we wszystkich możliwych zakamarkach) zajęta jest przez ludzi i ich tobołki. Nie ma mowy o przeciśnięciu się przez pokład prawą burtą – torby i pudła urosły do wysokości dorosłego człowieka, a pomiędzy nimi zalegają postaci. Czas płynie leniwie, za Nilem zachodzi słońce kładąc baśniowe kolory na rzekę, pustynię i nasz prom. Afryka - cudowny kontynent bez zegarka, gdzie czas mierzy się wydarzeniami… zatem odpływamy, z tym że już pod mocno rozgwieżdżonym firmamentem…
W głównym korytarzu, przy centralnych schodach zostaje przykręcona kolejna tabliczka pamiątkowa
Następny dzień rozpoczyna się przepięknie – o poranku mijamy świątynie w Abu Simbel, przed którymi tłoczą się tłumy turystów, zaś po śniadaniu przekonujemy kapitana, że warto poświęcić kawałek swojego statku, dla upamiętnienia postaci Kazimierza Nowaka. W głównym korytarzu, przy centralnych schodach zostaje przykręcona kolejna tabliczka pamiątkowa – pierwsza na trasie sztafety AfrykaNowaka.pl tabliczka ruchoma i na dodatek transgraniczna, egipsko-sudańska!
Momentalnie robi się gęsto – zjawiają się tragarze, a po pasażerów podjeżdżają autobusiki i pikapy
Po około 18 godzinach rejsu dobijamy do przystani Wadi Halfa. Momentalnie robi się gęsto – zjawiają się tragarze, a po pasażerów podjeżdżają autobusiki i pikapy. Ale do zejścia na ląd nie tak blisko. Najpierw ścisk jak diabli w mesie I klasy, gdzie odbywa się wstępna odprawa paszportowa, a dopiero potem kombinacje z dostarczeniem na ląd naszych sakw i rowerów. W końcu stajemy na sudańskiej ziemi. Sprawie pakujemy rowery i ruszamy na pierwszy kilometr naszego etapu – szutrowo-piaszczystą drogą do odprawy celnej. Nowak pisał „Wbrew obawom odprawa celna i paszportowa nie zajęły wiele czasu – widocznie nie wywoływałem aż tak złego wrażenia mym beduińskim strojem i bosymi pokaleczonymi stopami”. Drugiego dnia w drodze nie wyglądamy może strasznie, jednak Biały na rowerze budzi wśród niektórych Arabów śmiech i politowanie - wszak tylko biedny albo głupi męczyłby się rowerem, jak można samochodem. W każdym bądź razie zarówno odprawa na promie jak i teraz celno-paszportowa z racji koloru skóry idzie błyskawicznie. Omijamy długi sznur podróżnych z tobołami i już po chwili mkniemy asfaltową szosą do miasteczka Wadi Halfa. Tu jeszcze tylko drobna formalność – rejestracja na policji, polegająca na bieganiu z formularzami i kserokopiami pomiędzy siedmioma okienkami plus 41$ i już możemy legalnie przez miesiąc poruszać się po północnym Sudanie.