Z Nowakiem w pustyni i puszczy

Jakub Pająk

AfrykaNowaka.pl |

publikacja 12.02.2010 14:32

Ekipa sudańska w składzie: Zbyszek Zigi Gałęza, Grzegorz Król, Piotr Strzeżysz oraz autor tekstu Jakub Pająk ‘daalej pjk’ wylądowała w Egipcie 6 lutego 2010 roku, czyli w 65 rocznicę urodzin Boba Marleya…

Z Nowakiem w pustyni i puszczy   afrykanowaka.pl Trwa dwumiesięczny etap sudański, w którym udział biorą: Jakub Pająk (lider), Piotr Streżysz, Zbyszek Gałęza oraz Grzegorz Król. Asuan – Wadi Halfa – 8-9 luty 2010 r. – dzień 96-97
 
Jesienią 1932 roku Kazimierz Nowak wsiadł ze swoim rowerem na prom z Asuanu do Wadi Halfa. W tamtych czasach, tak jak i dziś, był to jedyny sposób na przekroczenie granicy egipsko-sudańskiej. Nie było wtedy jeszcze Wysokiej Tamy Asuańskiej ani Zbiornika Nassera, jednak Nil pomiędzy I kataraktą w okolicach Asuanu, a II kataraktą poniżej Wadi Halfa był żeglowny. Na IV i V etap sztafety AfrykaNowaka.pl wyruszamy w taki sam sposób, jak Kazik przed laty i przez najbliższe dwa miesiące będziemy przemierzać szlak polskiego podróżnika przez Sudan i Sudan Południowy, poszukując Afryki Nowaka oraz podglądając współczesne oblicze Czarnego Lądu. Serdecznie zapraszamy do śledzenia relacji na gorąco, z tego bodajże najbardziej gorącego kraju Afryki…
 
Ekipa sudańska w składzie: Zbyszek Zigi Gałęza, Grzegorz Król, Piotr Strzeżysz oraz autor tekstu Jakub Pająk ‘daalej pjk’ wylądowała w Egipcie 6 lutego 2010 roku, czyli w 65 rocznicę urodzin Boba Marleya… Jednak ślad, którym podążamy jest znacznie starszy niż ruch rastafariański i muzyka reggae. W czasach Nowaka nikomu na świecie nawet się nie śniło, że coś takiego się wydarzy. I nam z pewnością wiele spraw nie przechodzi przez myśl, a co gorsza snujemy plany… A tymczasem już w ciągu pierwszych dni, Afryka dobitnie uśmiechnęła się ku nam relatywizmem rzeczywistości - cudowny kontynent bez zegarka, w którym można jedynie coś zamierzać, lecz lepiej nie planować. No, ale po kolei…
 
Z Nowakiem w pustyni i puszczy   Przez bramę portu przy Wysokiej Tamie Asuańskiej odbieramy książeczkę-pałeczkę, specjalne wydanie „Rowerem i pieszo przez Czarny Ląd” Przez bramę portu przy Wysokiej Tamie Asuańskiej odbieramy książeczkę-pałeczkę (specjalne wydanie „Rowerem i pieszo przez Czarny Ląd”, z białymi kartami do zapełnienia podczas sztafety) oraz dzielne rowery Brennabor. Wokół mrowie ludzi. Każdy z podróżnych, udający się do Sudanu taszczy niezliczoną ilość toreb, pudeł, skrzynek, tobołków. Bagażu jest tyle, że nie sposób byłoby go unieść własnoręcznie. Na szczęście jest cała masa tragarzy, którzy przenoszą na własnych barkach bądź przepychają na wózkach te góry bagażu przez coraz to kolejne etapy odprawy celno-paszportowej: brama portu z kontrolą biletowo-bagażową, dalej bramki i skanery antyterrorystyczne (farsa), następnie waga, kontrola bagażowa wstępna i dalej właściwa, z metalowymi stołami do rozgrzebywania bagażu znanymi z każdej granicy. Potem już tylko stempel wyjazdowy z Egiptu, jeszcze jedna kontrola paszportowa, kolejna biletowa i stajemy przy promie. Całkiem niewielki, ale znając tutejsze realia transportowo-ładunkowe wszyscy pasażerowie i wszelkie pakunki się zmieszczą.
 
Z Nowakiem w pustyni i puszczy   Wtaczamy się na pokład, kolejna kontrola biletowa i zadanie najcięższe – przecisnąć się przez ludzką ciżbę i wąskie korytarze zawalone tobołkami. Sakwy nie puszczają, przyczepki przeszkadzają, ale wreszcie i jest pokład rufowy. Biegnę na górę, jest jeszcze nieco wolnego miejsca pod szalupą ratunkową – miejsca najlepszego, bo dającego zbawczy cień. Jest 13-ta, czyli oficjalna godzina odpłynięcia. Jednak nic nie wskazuje, aby prom był gotowy do drogi. Godziny mijają, robi się coraz gęściej, właściwie już każda przestrzeń (na pokładach, pod pokładem i we wszystkich możliwych zakamarkach) zajęta jest przez ludzi i ich tobołki. Nie ma mowy o przeciśnięciu się przez pokład prawą burtą – torby i pudła urosły do wysokości dorosłego człowieka, a pomiędzy nimi zalegają postaci. Czas płynie leniwie, za Nilem zachodzi słońce kładąc baśniowe kolory na rzekę, pustynię i nasz prom. Afryka - cudowny kontynent bez zegarka, gdzie czas mierzy się wydarzeniami… zatem odpływamy, z tym że już pod mocno rozgwieżdżonym firmamentem…
 
Za parę chwil przekroczymy Zwrotnik Raka, zaś drugi odcinek sudański zakończymy tuż nad równikiem. Zatem wyprawę określić można jako: od zwrotnika do równika. Choć jeszcze tej nocy temperatura spada do zaledwie kilku stopni, to dzięki polarom i wiatrówkom od firmy Bergson chłód nie przeszkadza się wyspać – odpływamy w sen kołysani warkotem silnika.
 
Z Nowakiem w pustyni i puszczy   W głównym korytarzu, przy centralnych schodach zostaje przykręcona kolejna tabliczka pamiątkowa Następny dzień rozpoczyna się przepięknie – o poranku mijamy świątynie w Abu Simbel, przed którymi tłoczą się tłumy turystów, zaś po śniadaniu przekonujemy kapitana, że warto poświęcić kawałek swojego statku, dla upamiętnienia postaci Kazimierza Nowaka. W głównym korytarzu, przy centralnych schodach zostaje przykręcona kolejna tabliczka pamiątkowa – pierwsza na trasie sztafety AfrykaNowaka.pl tabliczka ruchoma i na dodatek transgraniczna, egipsko-sudańska!
 
Życie na pokładzie płynie swoim, powolnym tempem, a pasażerowie zbijają się w etniczno – narodowo - rasowe grupki. Pośród największej liczby Egipcjan i uprzejmych Sudańczyków wyraźnie wyodrębniają się dwie grupy: Biali turyści, szukający cienia pod porozwieszanymi przez siebie płachtami oraz Czarni z południa i zachodniego Sudanu oraz Afryki równikowej, dla odmiany w czapkach i kurtkach wystawiający się do słońca. Wśród Białych jest także trzech rowerzystów zmierzających do RPA: dwóch Szwedów i Niemiec, a na promie słyszeliśmy także historię o grupie 70 cyklistów płynących przed tygodniem z Sudanu do Egiptu. Czyżby turystyka rowerowa stała się aż tak popularna na Czarnym Lądzie? Oj, gdyby to Kazik zobaczył, to na pewno weselej na duszy by mu się zrobiło…
 
Z Nowakiem w pustyni i puszczy   Momentalnie robi się gęsto – zjawiają się tragarze, a po pasażerów podjeżdżają autobusiki i pikapy Po około 18 godzinach rejsu dobijamy do przystani Wadi Halfa. Momentalnie robi się gęsto – zjawiają się tragarze, a po pasażerów podjeżdżają autobusiki i pikapy. Ale do zejścia na ląd nie tak blisko. Najpierw ścisk jak diabli w mesie I klasy, gdzie odbywa się wstępna odprawa paszportowa, a dopiero potem kombinacje z dostarczeniem na ląd naszych sakw i rowerów. W końcu stajemy na sudańskiej ziemi. Sprawie pakujemy rowery i ruszamy na pierwszy kilometr naszego etapu – szutrowo-piaszczystą drogą do odprawy celnej. Nowak pisał „Wbrew obawom odprawa celna i paszportowa nie zajęły wiele czasu – widocznie nie wywoływałem aż tak złego wrażenia mym beduińskim strojem i bosymi pokaleczonymi stopami”. Drugiego dnia w drodze nie wyglądamy może strasznie, jednak Biały na rowerze budzi wśród niektórych Arabów śmiech i politowanie - wszak tylko biedny albo głupi męczyłby się rowerem, jak można samochodem. W każdym bądź razie zarówno odprawa na promie jak i teraz celno-paszportowa z racji koloru skóry idzie błyskawicznie. Omijamy długi sznur podróżnych z tobołami i już po chwili mkniemy asfaltową szosą do miasteczka Wadi Halfa. Tu jeszcze tylko drobna formalność – rejestracja na policji, polegająca na bieganiu z formularzami i kserokopiami pomiędzy siedmioma okienkami plus 41$ i już możemy legalnie przez miesiąc poruszać się po północnym Sudanie.
 
Z Nowakiem w pustyni i puszczy   Co dalej? Jechać wzdłuż torów przez płaską, beznadziejnie nieciekawą pustynię, gdzie najbliższa studnia jest za 400 kilometrów?
Wadi Halfa 9 luty 2010
Dobijając do przystani w Wadi Halfa połączyliśmy się on-line z Radio Szczecin. Jeszcze z promu opowiedziałem o naszych planach na najbliższy czas. Rozdzielamy się, połowa z nas pojedzie pociągiem do Atbara – wiernie po trasie Nowaka, zaś druga rowerami wzdłuż Nilu, czyli zapewne tak jakby pojechał Kazik, gdyby go nie przymuszono do kolei. Tak, taki był plan, tak, mówiłem o planach i to pewnie był błąd… Teraz wiem, że to było tylko zamierzenie, lecz w tańcu Afryka poprowadziła inaczej.
 
Już w drodze z portu do miasteczka zastanowiło mnie, dlaczego nie ma pociągu, który zsynchronizowany jest od zawsze z promem. Pomyślałem jednak, że tutaj wszystko jest wtedy, kiedy ma być, więc może przyjedzie później. Po rejestracji na policji usiedliśmy na herbatce (w Sudanie panuje prohibicja) i wtedy uderzyła nas ta piorunująca nowina…
– nie ma pociągu
- o.k., a jutro?
- nie ma dzisiaj ani jutro
- a kiedy jest w tym tygodniu?
- nie ma w ogóle, zlikwidowano połączenie…
- ale jak to zlikwidowano, niemożliwe, może jest jakiś towarowy chociaż (iskierka nadziei:).
 
Niedowierzając wróciliśmy na dworzec kolejowy Wadi Halfa – pociągu nie ma, wagonów też nie za bardzo i w ogóle wszystko pozamykane na cztery spusty… To chyba faktycznie na pociąg nie mamy co liczyć (czyżby linię Wadi Halfa-Atbara zamknięto 2 tygodnie temu???, po otwarciu asfaltowej szosy wzdłuż Nilu), ale co w takim razie dalej? Jechać wzdłuż torów przez płaską, beznadziejnie nieciekawą pustynię, gdzie najbliższa studnia jest za 400 kilometrów? Sięgnęliśmy po książkę Nowaka i po chwili mieliśmy jasność, co dalej.
 
„Tak więc wbrew woli jechałem pociągiem, choć wolałbym drogę tę przebyć rowerem i zobaczyć Pustynię Nubijską”. Zatem wbrew woli, a może raczej planom naszej dwójki pojedziemy na rowerach, ruszymy na szlak, którego możliwość podziwiania odebrano Nowakowi 78 lat temu. Na trasę wierną Kazikowi wrócimy w Atbara, po przejechaniu 700 km zamiast 600 km.