UE: Polityka otwarcia na Białoruś

PAP |

publikacja 21.02.2010 19:31

Do represji wobec mniejszości polskiej na Białorusi dochodzi niemal półtora roku po tym, jak UE otworzyła się na Białoruś, nawiązując stosunki dyplomatyczne z Mińskiem i zawieszając sankcje wizowe wobec przedstawicieli reżimu, w tym Alaksandra Łukaszenki.

UE: Polityka otwarcia na Białoruś AUTOR / CC 2.0

Polska od początku była promotorem warunkowej polityki wyciągniętej ręki wobec Białorusi, widząc w zacieśnianiu kontaktów szansę na wsparcie społeczeństwa obywatelskiego i demokratyzację kraju.

"To, co się w tej chwili dzieje, trzeba traktować nie jako represje wobec Polaków, ale społeczeństwa obywatelskiego na Białorusi. To stawia pod znakiem zapytania możliwość dalszego otwierania się Unii na Białoruś, a wręcz zmusza do rewizji tego otwarcia, czyli zadania sobie pytania, czy nie trzeba przywrócić sankcji i czy nie trzeba innych sankcji na Białoruś nałożyć" - powiedział w mijającym tygodniu szef klubu PO-PSL w Parlamencie Europejskim Jacek Saryusz-Wolski w rozmowie z PAP.

We wrześniu 2008 roku szef polskiej dyplomacji Radosław Sikorski zaproponował, by UE rozważyła zniesienie sankcji wobec Białorusi, skoro reżim uwolnił już wszystkich więźniów politycznych. Z decyzją Unia wstrzymała się do wyborów parlamentarnych 28 września. Mimo niedemokratycznego głosowania unijni ministrowie spraw zagranicznych 13 października w Luksemburgu zdecydowali o zawieszeniu na pół roku sankcji wizowych, w tym wobec prezydenta Łukaszenki. W ten sposób UE postanowiła pozytywnie zareagować na uwolnienie więźniów politycznych oraz dopuszczenie OBWE do monitorowania wyborów.

Wyrazem otwarcia na reżim białoruski było też zaproszenie wówczas do Luksemburga szefa białoruskiego MSZ Siarhieja Martynaua. Jego wizyta stanowiła pierwsze oficjalne spotkanie UE-Białoruś od czasu nałożenia sankcji w 2004 roku (w odpowiedzi na sfałszowane referendum konstytucyjne, które umożliwiło Łukaszence pozostanie u władzy na kolejne kadencje); sankcje te rozszerzono w 2006 roku, po wyborach prezydenckich.

Na nową strategię otwarcia UE na reżim Łukaszenki godzili się białoruscy opozycjoniści. Kandydat opozycji na prezydenta w wyborach 2006 roku Alaksandr Milinkiewicz mówił: "Nie ma innej alternatywy niż dialog. Opozycja białoruska popiera wysiłki Unii, by zbliżyć Białoruś do UE. Jeśli nic się nie zmieni, to zależność Białorusi od wschodniego sąsiada (Rosji) będzie katastrofalna". Także Parlament Europejski ogromną większością głosów dał rządom państw członkowskich UE zielone światło na zawieszenie sankcji wizowych wobec tych przedstawicieli władzy, którzy nie byli bezpośrednio oskarżani o zbrodnie, prześladowanie opozycji czy fałszowanie wyborów.

W marcu ub.r. zawieszenie przedłużono na dziewięć miesięcy - by po tym okresie ocenić rozwój sytuacji. "Polska w pełni podziela filozofię zachęcania Białorusi do wysiłków na drodze ku demokracji i respektowania praw człowieka; to oznacza też prawa mniejszości" - mówił wówczas Radosław Sikorski. Optymizmem napawał go fakt, że białoruskie władze zezwoliły kilka dni wcześniej na przeprowadzenie zjazdu Związku Polaków na Białorusi w Grodnie. Mimo to w przyjętej deklaracji ministrowie wyrazili zaniepokojenie "sytuacją w dziedzinie praw człowieka na Białorusi i ostatnimi przypadkami pogwałceń w tym zakresie".

W maju ub.r. Białoruś została objęta Partnerstwem Wschodnim. Na inauguracyjny szczyt pojechał do Pragi pierwszy wicepremier Uładzimir Siemaszko. Zaproszenie Białorusi do tej inicjatywy zbliżania do UE sześciu wschodnich sąsiadów nie oznacza, że kraje członkowskie UE widzą na tyle istotny postęp, by zdecydować się na całkowite zniesienie restrykcji. UE wciąż oczekuje reformy prawa wyborczego, zagwarantowania wolności mediów oraz działalności ruchów demokratycznych.

Dlatego w listopadzie ub.r. ministrowie spraw zagranicznych "27" przedłużyli sankcje w zawieszeniu na kolejny rok. O utrzymanie status quo apelowała wówczas białoruska opozycja. Taką decyzję UE poparła też Polska, gdyż - jak tłumaczył Sikorski - była ona "zgodna z polską polityką warunkowości otwierania się na dalsze kontakty z Białorusią", a zawieszenie rok wcześniej sankcji wobec Białorusi przyniosło pewne efekty.

"Po raz pierwszy więcej Białorusinów życzy sobie integracji europejskiej. Nie ma pogorszenia w sytuacji czy to opozycji, czy swobód obywatelskich, czy w traktowania mniejszości na Białorusi. To jest pewnego rodzaju sukces" - cieszył się w listopadzie ub.r. minister Sikorski. Obecne przedłużenie sankcji, podobnie jak ich zawieszenie, ma obowiązywać do października 2010 roku. Wówczas ministrowie zdecydują, czy można je znieść definitywnie. Ale z formalnego punktu widzenia nic nie stoi na przeszkodzie, by sankcje w każdej chwili przywrócić (albo znieść zupełnie).

Parlament Europejski od 2004 roku, czasem co kilka miesięcy, przyjmował rezolucje potępiające władze w Mińsku za łamanie praw człowieka. Popierał zawieszenie sankcji i nawiązany dzięki temu dialog UE-Białoruś, ale jego skutki oceniał wstrzemięźliwie. Eurodeputowani podkreślali, że wznowione kontakty z Mińskiem nie przyniosły tylu pozytywnych konsekwencji, jak oczekiwano. Zawsze stawali w obronie więźniów politycznych, telewizji Biełsat czy Związku Polaków na Białorusi kierowanego przez Andżelikę Borys.

W ostatniej rezolucji, przyjętej w grudniu ub.r., Parlament Europejski wciąż trwał na stanowisku, że utrzymanie sankcji przy jednoczesnym ich zawieszeniu jest szansą, by zmusić Białoruś do demokratycznych reform. Choć jednoznacznego postępu - stwierdził PE - na razie brak. Eurodeputowani przypomnieli, że na Białorusi wciąż mają miejsce represje przeciwników politycznych, odmawia się rejestracji partii politycznych, organizacji pozarządowych i niezależnych mediów i wciąż są na Białorusi więźniowie sumienia.

Kolejną rezolucję, w odpowiedzi na prześladowania przedstawicieli Związku Polaków na Białorusi, Parlament Europejski przygotował na sesję plenarną w nadchodzącym tygodniu w Brukseli.