Prokuratura: Akta tylko dla posłów komisji

PAP |

publikacja 22.02.2010 16:45

Materiały prokuratury, które trafiły do hazardowej komisji śledczej, były przeznaczone tylko dla posłów - taką informację, wraz z aktami sprawy, przekazała prokuratura sejmowym śledczym. Mimo tego zapoznali się z nimi asystenci niektórych posłów.

Pismo przewodnie prokuratury Warszawa-Praga, z którym zapoznała się PAP, adresowane jest do szefa komisji Mirosława Sekuły (PO). Dokument z 26 stycznia dotyczy przekazanych komisji akt ze śledztwa w sprawie przecieku o akcji CBA. W materiałach tych były m.in. zeznania biznesmena branży hazardowej Ryszarda Sobiesiaka, które wyciekły później do "Rzeczpospolitej". W piśmie znalazło się stwierdzenie, że materiały są do wyłącznej dyspozycji posłów.

Sprawę będzie badać prokuratura.

"Było pismo z 26 stycznia, czyli wtedy, kiedy te materiały wpłynęły; tam było zaznaczenie, że to było do wiadomości, czy użytku posłów" - przyznaje w rozmowie z PAP Sekuła. Mimo tego zastrzeżenia - jak wynika z opublikowanych na stronie internetowej komisji dokumentów - z materiałami tymi zapoznali się asystenci posłów Beaty Kempy (PiS), Zbigniewa Wassermanna (PiS) i Sławomira Neumanna (PO).

Rzecznik prokuratury okręgowej w Olsztynie, która zajmuje się sprawą przecieku do mediów informacji z akt przekazanym komisji, Mieczysław Orzechowski powiedział PAP, że śledczy będą badać również ten wątek sprawy. "Te okoliczności na pewno będą przedmiotem ustaleń" - podkreślił. Zaznaczył jednak, że nie chce mówić o tym, kto miał prawo wglądu w te dokumenty, bo nie wie, jaką one dostały klauzulę.

Dopytywany, czy jeśli posłowie nie mając prawa do tego, udostępnili swoim asystentom materiały popełnili przestępstwo ujawnienia tajemnicy służbowej, odpowiedział: "będziemy badać, czy były klauzule, czy nie, (...) tym bardziej, że nie ulega wątpliwości, że oni (asystenci - PAP) z materiałami się zapoznawali, więc mogli być źródłem przecieku".

Kempa przyznała, że jej asystent przeglądał dla niej dokumenty dostarczone do komisji przez prokuraturę. Posłanka nie przypomina sobie jednak pisma, które by zabraniało wglądu do nich asystentom śledczych. "Ja sobie takiego pisma nie przypominam. Być może było doręczone, ale nie rejestruję go wzrokiem" - powiedziała PAP.

Dodała jednak, że nawet jeśli takie pismo do niej trafiło, to przewodniczący Sekuła powinien zadbać o to, żeby niepowołane osoby nie korzystały z tych dokumentów. "Powinien przekazać sekretariatowi, żeby nie dopuszczał osób, które nie powinny mieć wglądu w te dokumenty" - zaznaczyła.

Sam szef komisji zaznaczył, że jego asystent nie zapoznawał się z tymi materiałami, ale - jak podkreślił - nie widzi przeciwwskazań, żeby asystenci innych posłów korzystali z tych materiałów. Jak tłumaczy, jest taki zwyczaj parlamentarny, że jeśli jakiś dokument jest do dyspozycji posła, może się z nim też zapoznawać jego asystent.

Sekuła przyznał, że pismo od prokuratury było adresowane do niego, ale - jak zaznaczył - przekazał je wszystkim posłom-członkom komisji i to oni ponoszą odpowiedzialność za to, czy udostępnili swoim asystentom materiały przekazane przez prokuraturę.

"Niektórzy zaczynają się teraz zastanawiać, czy jeżeli było napisane, że jest to do użytku posłów, to być może asystenci nie mogli z tego korzystać" - powiedział PAP Sekuła.

Jednak Renata Mazur, rzeczniczka prokuratury Warszawa-Praga, która przekazała komisji akta sprawy powiedziała PAP, że w piśmie do Sekuły prokuratura podkreśliła, że materiały przekazane komisji były do wyłącznej dyspozycji posłów. "Myśmy zastrzegli to tylko i wyłącznie dla posłów, członków komisji" - powiedziała pytana, czy również ich asystenci mogli korzystać z tych materiałów.

W przesłanym później w poniedziałek PAP oświadczeniu Kempa i Wassermann napisali, że "nie jest prawdą, że posłowie udostępnili swoim asystentom materiały przekazane przez prokuraturę".

Zaznaczyli, że "z notatki służbowej pracowników Sekretariatu Komisji z 8 lutego 2010 r., jasno wynika, że asystenci zapoznali się z dokumentami w Sekretariacie; wpisywali się do księgi zapoznania, ponadto wszystkie czynności były dokumentowane przez pracowników Sekretariatu; zostali pouczeni o treści art. 241 kk oraz sposobach przeglądania materiałów".

Posłowie PiS napisali, że w notatce pracowników sekretariatu komisji nie ma żadnej informacji, że asystenci "zostali pouczeni, że nie mogą zapoznawać się z tymi materiałami". "Zresztą gdyby było inaczej, to dokumenty po prostu nie zostałyby im wydane. Wystarczy zapoznać się z notatką z 8 lutego by się o tym przekonać" - napisali Kempa i Wassermann.

W ich opinii, "tłumaczenia Mirosława Sekuły, że to posłowie ponoszą odpowiedzialność za udostępnienie asystentom materiałów przekazanych przez prokuraturę wzbudzają tylko uśmiech i politowanie".

"Przewodniczący Sekuła swoimi wypowiedziami po raz kolejny wspiął się na Himalaje niekompetencji. Przecież to przewodniczący Komisji jest osobą odpowiedzialną za pracę Komisji. To on powinien wydawać odpowiednie polecenia pracownikom Sekretariatu związane z udostępnianiem dokumentów" - napisali posłowie PiS.

Jak podkreślili, "to do jakich materiałów dostęp mają posłowie, a jakich ich asystenci wynika z decyzji organów, które je przekazują". "To na Przewodniczącym Komisji ciąży obowiązek przestrzegania zaleceń formułowanych przez prokuraturę czy inne urzędy. Tym bardziej, że uchwałą Komisji został upoważniony do kontaktów z prokuraturą w imieniu Komisji. Przewodniczący Sekuła próbuje teraz zrzucić odpowiedzialność na innych za obowiązki, które ciążą na nim jako na Przewodniczącym Komisji" - uważają posłowie PiS.

Jak dodali, Sekuła zaplanował "szaleńcze tempo" prac komisji i "najwidoczniej sam za nim nie nadążył". "Przesłuchując od rana do wieczora nie mamy czasu na zapoznanie się z materiałami prokuratorskimi. Co więcej dostaliśmy je już po przesłuchaniu ważnych świadków. Może ten przypadek będzie nauczką dla Przewodniczącego i pod jego wpływem zmieni sposób pracy Komisji" - napisali Kempa i Wassermann.

Sławomir Neumann (PO) podkreśla, że materiały były jedynie objęte klauzulą tajemnicy śledztwa i nie mogły być upubliczniane, dlatego nie widzi nic złego w tym, że jego asystent się z nimi zapoznał. Przyznał jednak, że nie pamięta pisma od prokuratury. "To, że asystenci nam pomagają, to jest sprawa oczywista, po to oni są i w tym nie ma nic złego. Złe jest to, że te materiały wyciekły" - powiedział poseł PAP.

Wiceszef komisji Bartosz Arłukowicz (Lewica) oświadczył, że na samym początku pracy w komisji postanowił, iż jego asystenci nie będą mieli dostępu do materiałów prokuratury. Jak zaznaczył, im mniej osób może zapoznać się z tymi materiałami, tym lepiej, bo mniejsze jest wówczas prawdopodobieństwo przecieku.

Poseł nie chciał komentować faktu, że asystenci innych śledczych - mimo pisma prokuratury - zapoznawali się z dokumentami ze śledztwa.

Jarosław Urbaniak (PO) uważa, że w tej sprawie miał szczęście, bo zgodę na asystenta dostał od marszałka Sejmu Bronisława Komorowskiego dopiero w zeszłym tygodniu. Jednak również on mówi, że nie odnotował w pamięci takiego pisma od prokuratury. "Nie zastanawiałem się nad tym, bo w ogóle nie miałem wówczas asystenta i nie miałem takiego problemu" - stwierdził polityk Platformy.

W zeszłym tygodniu, po ujawnieniu przez "Rzeczpospolitą" fragmentów zeznań Sobiesiaka w prokuraturze, wybuchła polityczna burza. Sekuła polecił sekretariatowi komisji ds. afery hazardowej przygotować notatkę z informacją, kto zapoznał się materiałami prokuratury w tej sprawie. Wynikało z niej, że dokumenty czytali Wassermann i Arłukowicz, a także 3 asystentów posłów pracujących w komisji: Kempy, Wassermanna i Neumanna.