Szansa na sukces

Joanna Kociszewska

Franciszkańska TV Puls w ciągu swojego istnienia wielokrotnie zmagała się z brakiem środków. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że pokonała ją szansa na sukces.

Szansa na sukces

„Oddzielamy misję od komercji i koncentrujemy się na rozwoju potencjału stacji” - poinformował obecny właściciel stacji TV Puls, Dariusz Dąbski. Franciszkanie zrezygnowali ze swoich 25% udziałów i – jak sugeruje komunikat – rozpoczynają misję w Internecie. TV Puls rozpoczyna swoją świecką misję (każda szanująca się firma jakąś misję mieć powinna, to dobrze wpływa na motywację pracowników). Będzie dostarczać rozrywkę rodzinie. Taką rozrywkę, jaką wybierają jej poszczególni członkowie, co ostatecznie przełoży się na rosnącą oglądalność.

"Na ewangelizację też potrzeba pieniędzy" - cytował w ubiegłym roku jednego z polskich hierarchów ks. Stopka. Historia TV Puls wskazuje, że jest to bardzo istotny, jeśli nie najważniejszy czynnik. Telewizja Puls nie miała być telewizją ewangelizacyjną w ścisłym znaczeniu tego słowa, nie chciała być telewizją niszową. Plan był dużo prostszy: telewizja prawdziwie rodzinna, bez przemocy i brutalności, promująca najistotniejsze wartości, bezpieczna i twórcza dla rozwoju człowieka.

„Niestety programy misyjne mają słabszą oglądalność.” – mówił w lipcu ubiegłego roku obecny właściciel stacji, komentując wniosek do KRRiT w sprawie usunięcia szczegółowych zapisów o tym, ile Puls ma nadawać programów rodzinno-chrześcijańskich - „Na widza nie można się obrażać.” - dodawał. W ramówce pozostały kreskówki i telenowele, od marca pojawi się sensacja w wersji reality.

Na widza nie można się obrażać. Stwierdzenie: „ja wiem lepiej czego ludzie potrzebują” jest nie tylko nierozsądne z komercyjnego punktu widzenia, jest także aroganckie. Między tego typu arogancją a działaniem pod publiczkę jest jednak olbrzymia przestrzeń. Przestrzeń, w której musi zmieścić się misja, jeśli chce być skuteczna.

„Chrześcijańskość” telewizji (i mediów w ogóle) nie jest funkcją liczby emitowanych programów religijnych, transmisji Mszy św. czy nabożeństw. Nie zależy od liczby wygłaszanych na antenie modlitw. Media – jeśli mają być interesujące – powinny odpowiadać życiu człowieka. A jestem głęboko przekonana, że w życiu chrześcijanina nie ma miejsca na rozdział sacrum i profanum. Nie ma sfery Bożej, wysokiej i ludzkiej, codziennej. Jest jedno życie i jeden człowiek, który je przeżywa.

Chrześcijańskie media powinny pokazać, że takie życie jest nie tylko możliwe, ale że jest najlepszym z pomysłów. Być z człowiekiem tam, gdzie on się znajduje, ale pokazywać, że istnieje droga w górę.

Franciszkańska telewizja Puls w ciągu swojego istnienia wielokrotnie zmagała się z brakiem środków. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że pokonała ją szansa na sukces. Drugie miejsce w rankingu za jesienną ramówkę (sonda na portalu wirtualne media) i rosnąca oglądalność rozbudziły nadzieje. Przegrała misja.

Na ewangelizację potrzeba pieniędzy. Zgoda. Byle tylko w hierarchii wartości ewangelizacja i pieniądze nie zamieniały się miejscami.