Jedna kobieta to kilkaset euro

PAP |

publikacja 27.02.2010 11:31

Kilkaset euro - tyle pośrednicy zarabiają na jednej kobiecie zwerbowanej w celu uprawiania prostytucji - wynika z danych KGP. Problem nie dotyczy tylko cudzoziemek sprowadzanych do Polski, także wiele Polek trafia do Niemiec, Holandii czy Hiszpanii.

Tylko w 2009 r. polscy policjanci wszczęli 25 śledztw dotyczących handlu ludźmi (większość z nich to sprawy kobiet sprzedawanych w celu prostytucji), 22 w sprawie zmuszania do prostytucji i 70 dotyczących stręczycielstwa i sutenerstwa.

Jak oceniła w rozmowie z PAP Irena Dawid-Olczyk z fundacji La Strada (zajmującej się m.in. niesieniem pomocy kobietom sprzedawanym lub porywanym i zmuszanym do nierządu za granicą - PAP) wiedza Polaków o zagrożeniach związanych z handlem ludźmi wzrasta, ale nadal są łatwowierni. "Przestępcy wykorzystują do swoich celów np. internet. Bywa, że dziewczyna decyduje się na wyjazd do koleżanki, która nawiązała z nią kontakt właśnie poprzez internet i której nigdy nie widziała. A przecież może to być sutener" - dodała.

Policjanci podkreślają, że ściganie tego rodzaju przestępstw jest złożonym procesem. "Z jednej strony w większości przypadków mamy do czynienia z międzynarodowymi, zorganizowanymi grupami przestępczymi, które wykorzystują w stosunku do swoich ofiar przemoc fizyczną, psychiczną, zastraszanie, szantaż czy pozbawienie wolności; z drugiej strony, pokrzywdzonymi są zazwyczaj kobiety lub dzieci" - powiedziała w rozmowie z PAP Agnieszka Hamelusz z wydziału prasowego Komendy Głównej Policji.

Jak wyjaśniła, do Polski sprowadzane są kobiety z Bułgarii, Ukrainy, Rumunii, Mołdawii oraz Białorusi. Zazwyczaj trafiają na trasy dojazdowe do miast, gdzie trudnią się przydrożną prostytucją. "Bywa, że w drodze do Polski są sprzedawane i kupowane, nawet kilkakrotnie. Często też same +decydują+ się na taką sytuację np. z powodu biedy i wtedy trudno im uzmysłowić, że są ofiarami przestępstwa" - podkreśliła Hamelusz.

Dużym utrudnieniem w takich sprawach jest też - jak zaznaczają policjanci - bariera językowa. Kobiety np. posługują się regionalnymi dialektami, trudnymi do zrozumienia nawet dla biegłego tłumacza.

Ofiarami handlu ludźmi w celach seksualnych padają też Polki - ile, trudno ocenić, bo wiele z tych, które zdołały uciec, nigdy nie zgłasza się na policję. "Często są to młode dziewczyny, którym wydaje się, że za chwile spełnią się ich marzenia. Albo ktoś proponuje im atrakcyjną pracę za granicą, albo poznają - jak się im wydaje - +wspaniałego+ mężczyznę, w którym się zakochują i z którym gotowe są wyjechać z Polski" - powiedział PAP rzecznik komendanta głównego policji Mariusz Sokołowski.

Gdy dojadą do kraju docelowego, zaczyna się ich dramat. "Odbierane są im dokumenty, są bite, zastraszane, zmuszane do prostytucji. Bywa, że gangi stosują metodę +złego i dobrego+. W pewnym momencie, gdy dziewczyna jest całkowicie załamana, pojawia się mężczyzna, który ją pociesza, namawia do tego, by się zgodziła na stawiane warunki. Mówi jej, że to tymczasowe rozwiązanie, że szkoda, by stała się jej krzywda i ona w końcu ulega" - zaznaczył rzecznik.

Przestępcy zabezpieczają się jednak na wypadek, gdyby dziewczyna chciała uciec czy powiadomić policję. Robią jej kompromitujące zdjęcia lub filmy i grożą np. przekazaniem ich rodzinie. To zazwyczaj wystarczy, by kobiety nie decydowały się na współpracę z organami ścigania nawet wtedy, gdy np. na pewien okres trafią do Polski.

Co zrobić, by nie paść ofiarą handlarzy ludźmi? "Przede wszystkim uważajmy na wyjątkowo atrakcyjne oferty pracy, przy której nie są wymagane żadne kwalifikacje, oferty biur podróży czy agencji matrymonialnych. Jeśli zdecydujemy się na wyjazd, upewnijmy się, czy pracodawca lub organizator istnieje w rzeczywistości, czy tylko pojawia się w opowieściach kontaktującego się z nami pośrednika; sprawdźmy adres, numer telefonu" - zaapelował Sokołowski.

Jak dodał, warto również zadbać o wszelkie formalności i dokumenty, aby nie uzależnić się od innych - mieć m.in. ważny paszport, czy pozwolenia na pracę oraz zostawić swoim bliskim kserokopie wszystkich zabieranych dokumentów, adres, pod którym mamy mieszkać a nawet "hasło ratunkowe" - którego wypowiedzenie w trakcie rozmowy telefonicznej będzie oznaczać, że mamy problemy.