Masz Boską moc

baja

publikacja 03.03.2018 12:47

- Wszystko chcemy mieć szybko i szybkie: internet, pendolino, samochód i sukces. A po co nam to wszystko, jeśli nie mamy się z kim tym dzielić? - mówiła s. Teresa Pawlak, 38-letnia albertynka z Krakowa, podczas V Diecezjalnego Dnia Kobiet. - Do szczęścia potrzebujemy człowieka.

S. Teresa Pawlak, albertynka Magdalena Gorożankin /Foto Gość S. Teresa Pawlak, albertynka

Siostra Teresa opowiadała, że w III klasie liceum była nieklasyfikowana z powodu 75 proc. nieobecności w szkole. Mama, wychowująca po śmierci męża samotnie 5 dzieci, o niczym nie wiedziała. - Bardzo się wtedy zdenerwowała, ale obiecała, że mnie nie opuści i wspólnie poszukamy sposobu, jak zaradzić temu problemowi - opowiadała albertynka. - To jest siła kobiety. Dla miłości potrafi wszystko.

Siostra przypomniała to, co mówili także inni prelegenci - że człowiekowi do życia koniecznie potrzebna jest relacja. Na przykładzie składników do wypieku chleba opowiadała, co jest ważne, co sprawia, że życie ma smak i odpowiednią „konsystencję”. - Żeby dać życie, trzeba żyć. Czy ty czujesz, że żyjesz? Czy twoje życie to jest tylko bycie? - pytała siostra. - W szukaniu człowieka człowiek się czasem bardzo gubi.

Wie o tym bardzo dobrze, bo zajmuje się osobami mocno poranionymi. - Bycie z człowiekiem, nie tym, którego sami wybraliśmy, jest bardzo trudne - opowiadała. - Patrzę w oczy matek, które przepiły dom, małżeństwo, rodzinę. Nie mogę powiedzieć: "Nic się nie stało". Ale też zawsze jest nadzieja, dopóki człowiek żyje. Kobieta jest w stanie "przejść ponad ból". Potrafi przez 50 lat żyć w związku, gdzie jest trudno. Bo widzi wartość, bo kocha.

S. Teresa mówiła, że w życiu wielu kobiet z jej przytuliska po prostu kogoś zabrakło. Stoczyły się z braku miłości. - Czasem muszą doświadczyć dna, żeby zrozumieć, że nigdy nie żyły w relacji - tłumaczyła. - Niektóre dopiero tu znajdują sens życia, Boga.

Opowiadała o 50-letniej pani profesor, która załamała się po śmierci męża, i o 18-latce z agencji towarzyskiej. - W życiu chodzi o to, by dać człowiekowi nadzieję i tak "rodzić życie"! - wyjaśniła s. Teresa.

- Nasze życie jest jak ołówek. Nieważne jest, jak on wygląda, czy jest żółty, gruby czy cienki. Ważny jest ten rysik w środku, który… trzeba czasem zatemperować - mówiła. - Ołówkiem można komuś wyłupać oko lub napisać: "Kocham cię". Trzeba też pamiętać, że żeby ołówek coś napisał, musi znaleźć się w czyjejś ręce. A mając w ręce ołówek, można go złamać. Z drugiej strony – im ołówek krótszy, tym trudniej go złamać. I nawet gdy ma pół centymetra, dalej można nim pisać.

Siostra zapewniła, że nikt nie potrafi tak "przenieść wzroku" ze złamanego ołówka, żeby ten dalej mógł służyć tylko do pisania, a nie do wyłupywania oczu, jak kobiety. - Mamy taką trochę Boską moc, żeby ochronić życie - mówiła. - A z Bogiem nawet złamany ołówek staje się berłem.

Czytaj także: