Piekło na ziemi

Beata Zajączkowska

Pół miliona zabitych. Dwa razy tyle rannych i okaleczonych. To wciąż niepełny bilans wojny w Syrii, która właśnie weszła w swój ósmy rok.

Piekło na ziemi

„Ten kraj jest  prawdziwym piekłem na ziemi, w którym dokonuje się codzienna rzeź niewiniątek”. To nie medialna narracja, ale realna ocena dramatycznej sytuacji dokonana przez tego, kto na tej ziemi żyje i pracuje. Kard. Mario Zenari jest nuncjuszem apostolskim w Syrii od 2009 roku. Zawsze na pierwszej linii: zarówno gdy chodzi o ujawnianie dokonywanych w tym kraju zbrodni, jak i niestrudzonego organizowania koniecznej pomocy.

Gdy mówi o Syrii przyrównuje ją do wędrowca z przypowieści o Miłosiernym Samarytaninie – pobitego, ograbionego i porzuconego. „Dziś na tej ziemi walczą nie tylko Syryjczycy, ale i żołnierze pięciu najpotężniejszych armii świata. Rada Bezpieczeństwa ONZ podpisała 23 pokojowe rezolucje, które nie tylko nie położyły kresu wojnie, ale nawet nie doprowadziły do zapewnienia ludności cywilnej wystarczającej pomocy humanitarnej” -  mówi ze smutkiem. Wylicza chłodne liczby, za którymi kryją się konkretne twarze i konkretne tragedie: 27 tys. zabitych dzieci, 1,5 mln dzieci, które nie chodzą do szkoły, 5,6 mln ludzi na granicy przetrwania, w tym ponad 660 tys. dzieci poniżej piątego roku życia. Co trzecia szkoła zrównana z ziemią, zniszczona ponad połowa wszystkich szpitali i ośrodków zdrowia. Jednocześnie systematycznie rosnąca liczba ataków na struktury medyczne. Diabelska logika.

„Z gruzów jesteśmy się w stanie podnieść. Trudniej będzie odbudować zniszczoną tkankę społeczną i uleczyć rany serca wywołane konfliktem” – podkreśla. Wskazuje zarazem, że w tym kraju naznaczonym tak wielkim cierpieniem na szczęście wciąż nie brakuje Miłosiernych Samarytan. Są to Kościoły, organizacje pozarządowe i humanitarne, Caritasy wielu krajów oraz zwykli ludzie, którzy starają się pomóc wszystkim cierpiącym, gdy sami nie padają celem ataków.  „Niestety w Syrii strzela się nawet do Miłosiernych Samarytan” – podkreśla nuncjusz apostolski w tym kraju. Na progu ósmego wojennego roku wzywa wspólnotę międzynarodową, by wreszcie wysłuchała krzyku niewinnych i zechciała doprowadzić do pokoju. Apeluje zarazem do sumień wszystkich ludzi dobrej woli, by stali się – każdy na swą miarę – Miłosiernymi Samarytanami dla tego kraju.