Zakłamane określenie

Błażej Kmieciak

publikacja 06.04.2018 13:05

Tylu mamy w Polsce rzeczników praw, ale żaden z nich nie specjalizuje się w obronie praw rodziny.

Zakłamane określenie Tomasz Gołąb /Foto Gość Błażej Kmieciak

Media regularnie informują o zjawisku przemocy. Bez wahania używa się pojęcia „przemocy w rodzinie”. Wielu uważa, że to rodzina jest winna występowania zjawiska przemocy. Jak stwierdziła ostatnio dr Sylwia Spurek (zastępca rzecznika praw obywatelskich), to w rodzinie pojawiają się stereotypowe modele, w których dominujący nad kobietą mężczyzna wykorzystuje swoją władzę W trakcie konferencji antyprzemocowej, która miała miejsce 20 marca na Warszawskim Uniwersytecie Medycznym, prelegentka ta podkreślała, że to owe utrwalone stereotypy, a nie alkohol, są główną przyczyną przemocy.

Pojęcie „przemocy w rodzinie” jest z całą pewnością jednym z najbardziej zakłamanych określeń, jakie pojawiły się w ostatnich latach w dyskusji publicznej. Przemoc została skojarzona z rodziną. Rodzice i dzieci zostali przeciwstawieni sobie w sposób coraz bardziej wrogi. Nie chodzi w tym miejscu o zaklinanie rzeczywistości i podkreślanie, że w rodzinie nikomu i nigdy krzywda się nie dzieje. W wydanej w ostatnich dniach książce „Kwiaty Boga” podopieczne Domu Samotnej Matki w Łodzi bardzo mocno podkreślają, że w rodzinach niejednokrotnie musiały przejść przez piekło. Jednak śledzenie wspomnianych przeze mnie depesz dotyczących przemocy bardzo często pokazuje, że pojawia się ona równie często (jeśli nie częściej) w związkach niesformalizowanych, w których najczęstszym problemem nie jest wyimaginowany stereotyp relacji, ale problem z uzależnieniem. Wnioski te płyną także ze świadectw kobiet znajdujących schronienie w domach samotnych matek.

Obowiązywanie w Polsce przepisów zwalczających przemoc jest z całą pewnością konieczne. Czemu jednak tak łatwo powielamy określenie: „przemoc w rodzinie”? Dlaczego rzecznicy praw dziecka czy praw obywatelskich tak ochoczo podkreślają konieczność szybkiego reagowania na krzywdę, a tak rzadko wskazują na prawo dziecka do rodziny? Jest ono przecież wprost wymienione w ustawie o Rzeczniku Praw Dziecka. Co więcej, m.in. zdaniem prof. Marka Andrzejewskiego, kierującego pracami Centrum Praw Dziecka PAN, prawa te mogą być najpełniej realizowane właśnie w rodzinie. Dlaczego zatem w momencie, w którym ministerstwa zwracają uwagę na konieczność wprowadzenia przepisów utrudniających uzyskanie rozwodu (i jednocześnie wsparcie w rozwiązaniu konfliktu), podnosi się automatycznie krzyk krytyki? Wskazuje się, że to narusza autonomię i stanowi przykład ciemnogrodzkiej filozofii. Całkowicie pomija się jednocześnie obowiązujący aktualnie przepis Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego, pozwalający, by sąd nie wyraził zgody na rozwód, gdy zagrożone jest dobro małoletnich.

Marek Michalak, obecny rzecznik praw dziecka, podkreślił, że prawa dziecka nie mogą być zależne od realizacji obowiązków. Są to przecież prawa człowieka. To prawda. Prawa te mogą być jednak w pełni zagwarantowane przez rodziców w rodzinie, gdzie - jak zaznaczył prof. Andrzejewski - dzieci spotkać mogą „szczęście, harmonię i zrozumienie”. W debacie i dyskusji skupiliśmy się na naruszeniach i patologii. Jak z rękawa podajemy przykłady naruszeń władzy rodzicielskiej. Dlaczego kolejni rzecznicy praw rzadziej wskazują na piękno rodziny, piękno relacji, w której prawa dziecka są realizowane nie dlatego, że kolejna konwencja tego wymaga, ale dlatego, że rodzina jest unikatem, wartością, środowiskiem, w którym najłatwiej jest się zarazić dobrem.

Na początku swojego papież Franciszek stwierdził, iż rodzina może uratować świat. To w niej, a nie w kolejnej nadzorującej instytucji, są najlepsi eksperci od wychowania.

Autor jest doktorem nauk społecznych, pedagogiem specjalnym i socjologiem, ekspertem Instytutu Ordo Iuris, prowadzi blog na stronie gosc.pl